Rachael Grayer i Bryn Gloor na swój ślub w Londynie zaprosili tylko 50 osób, natomiast w tygodniową podróż poślubną do Włoch zabrali aż 28 przyjaciół. Zanim jednak do tego doszło, panna młoda musiała doświadczyć czegoś, czego nie chce przeżyć żadna kobieta, która planuje wyjść za mąż – dojść do wniosku, że kupiona przez nią kreacja na ten wielki dzień to totalna pomyłka.
– Od przyjaciółki dostałam pewną radę dotyczącą sukni ślubnej. Powiedziała mi: pod żadnym pozorem nie kupuj jej zbyt wcześnie – znudzi ci się. Nie posłuchałam jej! – mówi specjalistka od modowego PR-u, Rachael Grayer, która tego lata wyszła za swojego chłopaka ze studiów, Bryna Gloora.
Rachael kupiła „magiczną” sukienkę na Matchesfashion.com wkrótce po tym, jak Bryan jej się oświadczył. Jedli wtedy kolację na podłodze w ich mieszkaniu w Amsterdamie, którego remont właśnie kończyli i w którym mieszkają do tej pory. – Przymierzałam ją jakieś sześć miesięcy przed ślubem i po prostu wiedziałam, że nie jest to suknia, w której chcę pójść do ołtarza – wspomina teraz panna młoda. – Choć uwielbiam przesadzone suknie ślubne, wiedziałam, że nie jest w moim stylu – mój styl jest bardziej minimalistyczny i klasyczny.
Poszukiwania rozpoczęły się więc na nowo, a gdy Rachael, pracująca jako menadżerka ds. komunikacji Calvina Kleina, w czasie jednej z sesji zdjęciowych zauważyła białą sukienkę mini Saint Laurent, od razu wiedziała, że to jest właśnie to, czego szuka. – Zakochałam się w niej – mówi o sukience z krepy z odsłoniętymi plecami i subtelnym wycięciem z przodu. – Była prosta, ale miała w sobie coś oryginalnego. Minimalistyczny projekt wymagał dodatkowego blasku, więc Rachel dodała do niego pantofle Begum Aminy Muaddi z PCV oraz eleganckie kolczyki z diamentami i perłami, pożyczone od jej ciotki Melanie. Ręcznie robiona jedwabna torebka Rachael to dzieło jej bliskiej przyjaciółki Cressidy Jamieson, którą stworzyła we współpracy z Maddie Dunning. – Wewnątrz znalazła się ręcznie haftowana wszywka upamiętniająca moich zmarłych babcię i dziadka, z przedstawiającymi ich dwoma obrazkami. Czułam się, jakby tego dnia byli przy mnie.
Rachael chciała, by jej druhny czuły się tego dnia tak komfortowo jak ona, więc same wybrały swoje stylizacje. – Było dla mnie ważne, by czuły się sobą – mówi. – Wspólnie postanowiłyśmy, że ubiorą się na czarno i każda z nich założyła sukienkę od Jacquemusa.
Rachael i Bryn, którzy przeprowadzili się z Londynu do Amsterdamu tuż przed wybuchem pandemii, marzyli o kameralnym weselu, które pozwoli im spędzić czas z każdym z gości. – Czuliśmy się, jakbyśmy mieszkali na drugim końcu świata – mówi panna młoda. – Chcieliśmy wesela, w czasie którego będziemy mogli ze wszystkimi spokojnie porozmawiać. Na ceremonii i kolacji było 50 gości, a potem w pubie dołączyło do nas jeszcze kilka osób. Atmosfera była bardzo autentyczna, było idealnie.
Na miejsce ceremonii para wybrała Clissold House, ponieważ znajduje się on w Stoke Newington, gdzie spędzili wiele szczęśliwych lat, zanim wyjechali z Wielkiej Brytanii. Kolację zjedli w Rochelle Canteen, ponieważ „oboje mają obsesję na punkcie jedzenia”. – Jedzenie to powód, dla którego tęsknimy za Londynem – mówi Rachael. – Rochelle Canteen była dla nas wyborem numer jeden.
Pub Londesborough w Stoke Newington specjalnie dla nowożeńców otworzył się wcześniej, zaraz po ceremonii. – Delektowaliśmy się Aperolem w ogrodzie, który mieliśmy tylko dla siebie, po czym wskoczyliśmy do wynajętego autobusu, który zabrał nas do Rochelle Canteen – mówi Rachael. – Bardzo podobało nam się to, że możemy jechać wszyscy razem. Po kolacji i toastach przenieśli się do Scolt Head, gdzie kontynuowali imprezę. – Jesteśmy przeszczęśliwi, że nasze wesele odbyło się w naszych ulubionych londyńskich miejscach.
Choć Rachael i Bryn chcieli, by ich wesele było kameralne, w podróż poślubną do Włoch polecieli w towarzystwie aż 28 przyjaciół. Żyjąca na obczyźnie para przed powrotem do Amsterdamu, gdzie miała rozpocząć małżeńskie życie, pragnęła jak najlepiej wykorzystać czas z bliskimi. – Wynajęliśmy Villę Petrolo, XVIII-wieczny dom otoczony gajem oliwnym i winnicą – mówi panna młoda. – Spędziliśmy tydzień pełen śmiechu, wymyślanych na poczekaniu zabaw w basenie, tańca i śpiewu w świetle gwiazd… Nigdy tego nie zapomnimy.
Rachael założyła białą sukienkę mini Saint Laurent, a jej druhny czarne projekty od Jacquemusa.
Moją niespodzianką dla Bryna był prezent spersonalizowany przez Cressidę. Poprosiłam o chustkę, na której zostało wyhaftowane imię zmarłego dziadka Bryna. Napis wyglądał jak jego własne pismo i miał ozdobę w postaci agrestu, który razem zbierali w ogrodzie, gdy Bryn był młodszy. W dniu ślubu miał ją w poszetce.
Biały bukiet Rachael to praca firmy Worm.
Ceremonię zorganizowaliśmy w jednym z pokojów Clissold House z widokiem na park.
Podczas ceremonii byłam trochę zdenerwowana. Starałam się sobie przypominać, że to normalne, głęboko oddychać i dobrze się bawić.
Od lat chodzę do Jordana Garretta w Hershesons i to on uczesał mi włosy tego dnia – mówi Rachael. – Makijaż zrobiła mi Sofia Castiglione, słynąca z naturalnego stylu.
Panna młoda zakochała się w „prostej, ale oryginalnej” białej sukience Saint Laurent z krepy.
Blasku stylizacji dodały szpilki Begum od Aminy Muaddi.
Bryn miał na sobie szyty na miarę garnitur z czarnej wełny. Jego buty to mokasyny z lakierowanej krokodylej skóry.
Gdy teraz wspominamy tamten dzień, po prostu się uśmiechamy.
Obojgu nam podobał się proces planowania wesela, ponieważ dokładnie wiedzieliśmy, czego chcemy. W związku ze swoją pracą planowałam już wiele eventów, co na pewno pomogło. Ponieważ mamy podobny styl, bez problemu podejmowaliśmy ważne decyzje.
Suknia Saint Laurent panny młodej miała odsłonięte plecy.
Po ceremonii zaczęło się robić naprawdę ekscytująco – mówi Rachael. – Mieliśmy do zagospodarowania kilka godzin, więc pub Londesborough otworzył się dla nas wcześniej niż zwykle.
Byliśmy zachwyceni tym, że wszyscy razem mogliśmy pojechać na kolację.
Rachael i druhna Ahleigh na pokładzie londyńskiego autobusu, wynajętego, by przewieźć gości do Rochelle Canteen.
Praca z zespołem Rochelle Canteen była dla nas wspaniałym doświadczeniem.
Nakrycie stołu do kolacji z kwiatami przygotowanymi przez Worm.
Nowożeńcy w czasie toastów.
Niewielka liczba gości oznaczała, że żyjąca za granicą młoda para mogła tego dnia spędzić czas z ukochanymi ludźmi. – Atmosfera była tak autentyczna, było idealnie – mówi Rachael.
Zamiast wyjeżdżać w podróż poślubną we dwoje, Rachael i Bryn wynajęli na tydzień XVIII-wieczną Villę Petrolo w Toskanii, dla siebie i 28 przyjaciół.
Byłam wielką szczęściarą, że na uniwersytecie miałam najwspanialszą grupę przyjaciół. Tak samo Bryn – mówi Rachael. – Jedna z moich najlepszych przyjaciółek, Laura, była w związku z przyjacielem i współlokatorem Bryna, więc poznaliśmy się przez nich. Dwie grupy przyjaciół bardzo się do siebie zbliżyły i do dziś są ze sobą blisko. Wszyscy dołączyli do nas w czasie podróży poślubnej w Toskanii!
Przez cały tydzień gotowaliśmy dla siebie nawzajem, używając lokalnych produktów. Poza tym w jeden lub dwa wieczory przyjechali do nas tamtejsi szefowie kuchni.
Panna młoda w Villi Petrolo.
Był to tydzień pełen śmiechu, wymyślanych na poczekaniu zabaw w basenie, tańca i śpiewu w świetle gwiazd… Nigdy tego nie zapomnimy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.