„Dusiciel z Bostonu”, thriller dostępny na Disney+, to jej pierwszy film od dwóch lat. Na tyle wyjątkowy, że zgodziła się przyjąć rolę Loretty, choć sama nie ogląda wielu produkcji true crime. – Od czasu, gdy urodziły się moje dzieci, panicznie się ich boję – przyznaje aktorka. Z Keirą Knightley rozmawiamy o tym, czego nauczyła się, wychowując dwie córki, dziedzictwie filmu „Podkręć jak Beckham” i mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet.
– Nie jestem gotowa na powrót, nie mam takiego sześciopaka jak kiedyś! – mówi Keira Knightley, śmiejąc się przy tym uroczo. Z 37-letnią aktorką i matką dwóch córek rozmawiam przez telefon i właśnie przechodzimy na lżejsze tematy. Dzwoniąca do mnie z hotelu w Los Angeles, urodzona w Teddington gwiazda z werwą opowiada o powrocie dżinsów z niskim stanem, trendu, który w latach 2000. lansowała jako jedna z pierwszych. – Uwielbiałam je! – przyznaje, opisując wiele par Miss Sixty, które miała.
Oczywiście z niekwestionowaną królową filmów z epoki nie będziemy rozmawiać tylko o jej ukochanej sieciówce z lat 2000. Łączy się ze mną, by opowiedzieć mi o swoim nowym filmie, pierwszym od dwóch lat – „Dusicielu z Bostonu”. Dostępna na Disney+ produkcja to thriller true crime, który opowiada historię dwóch prawdziwych reporterek, Loretty McLaughlin i Jean Cole, pracujących w bostońskiej redakcji na początku lat 60. i starających się złapać seryjnego mordercę. Naprawdę trzyma w napięciu.
Knightley opowiada o feministycznym przesłaniu tego filmu, o tym, czego nauczyła się, wychowując córki Edie, siedmiolatkę, i Delilah, trzylatkę, o dziedzictwie filmu „Podkręć jak Beckham” oraz mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet.
Co przyciągnęło cię do „Dusiciela z Bostonu”?
Bardzo spodobało mi się to, że to historia true crime, w której centrum znajdują się dwie kobiety. Zazwyczaj w tego typu filmach widzimy zabójcę – faceta, na którego poluje policjant, też facet.
Czy oglądasz dużo filmów true crime?
Od czasu, gdy urodziły się moje dzieci, panicznie się ich boję. By przetrwać nagrania, musiałam skupić się na historii Loretty.
Gatunek ten jest krytykowany za to, że czasami wykorzystuje historie ofiar. Obawiałaś się tego?
Oczywiście! Ale czułam, że to w dużo większym stopniu historia o tym, jak ważne jest, by w dziennikarstwie śledczym kobiety zajmowały ważne stanowiska, ponieważ historie, którymi decydują się zająć, są inne niż te wybierane przez mężczyzn. Cieszyłam się, że nie była to po prostu gloryfikacja przemocy wobec kobiet.
Jednym z ważnych wątków w „Dusicielu z Bostonu” jest dążenie Loretty do tego, by w pracy traktowano ją poważnie. Czy utożsamiałaś się z tym?
Zdecydowanie. Doświadczyłam tego, że nie słuchano mnie w pracy. W przemyśle filmowym mężczyźni nadal mają więcej możliwości zawodowych niż kobiety. To ciągle walka.
Wydaje mi się, że często przyciągają cię postacie silnych kobiet – było tak nawet w przypadku twojej przełomowej roli w „Podkręć jak Beckham”. Czy świadomie się nimi interesujesz?
Zwłaszcza w przypadku „Podkręć jak Beckham”, ponieważ byłam w szkolnej drużynie piłkarskiej. Walczyłam ze swoją szkołą, by ta drużyna powstała. Wygłosiłam nawet wielką przemowę na temat seksizmu w sporcie. To prawdopodobnie jeden z powodów, dla których dostałam tę pracę.
Czy kibicowałaś reprezentacji Anglii w mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet w zeszłym roku? Czy będziesz oglądać mistrzostwa świata?
O tak! Oglądałam finał z moimi dwiema córkami i nie mogłam przestać płakać. Mój mąż patrzył na mnie wzrokiem, który mówił: „Co się z tobą dzieje?”. Następnego dnia zdałam sobie sprawę, co to było. Moja córka zeszła na śniadanie i powiedziała: „O Boże, zeszłej nocy miałam wspaniały sen. Byłam na Wembley i strzeliłam gola, który przesądził o wygranej. To było niesamowite!”. A ja pomyślałam, że płakałam dlatego, że mnie nigdy się to nie przyśniło. Każdy chłopiec o tym śnił. A te kobiety swoją wygraną dały ten sen każdej małej Angielce. Pomyślałam, że to najbardziej niesamowita rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam.
Od siedmiu lat jesteś matką. Czy jesteś taką mamą, jaką sobie wyobrażałaś, że będziesz?
Nie, jestem jej dokładnym przeciwieństwem! Myślałam, że będę zdecydowanie większą hipiską. A tak naprawdę w ogóle nie jestem hipiską.
Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Z natury nie jestem zorganizowaną osobą, ale dla moich dzieci dobra organizacja okazuje się bardzo pomocna. Nasz dom działa według określonego harmonogramu, co jest dosłownie przeciwieństwem mojej osobowości.
Twierdzisz, że twoje dzieci są bardzo zasadnicze?
Tak, twierdzę, że nie pozwalają mi na zabawę (śmiech). Nie, są fantastycznie dziwne.
Porozmawiajmy o kostiumach z „Dusiciela z Bostonu”. Co ci się w nich podobało? A czego osobiście nie byłaś fanką?
Muszę przyznać, że lata 60. nie są moją ulubioną epoką. Jeżeli chodzi o krótkie trapezowe spódnice, moje nogi się do nich nie nadają i przez to czuję się w nich superniekomfortowo. Ale miałam szczęście, ponieważ film rozgrywa się między rokiem 1962 a 1964, więc zamiast tego wykorzystaliśmy wiele sylwetek z końca lat 50., w których czuję się i wyglądam lepiej.
Skoro już rozmawiamy o modzie z epoki, czy byłaś świadoma, że dla zoomersów stałaś się kimś w rodzaju ikony stylu Y2K?
Nie, nie byłam. Ale pewnego dnia jechałam metrem, w którym była też grupa dziewczyn w wieku ok. 17-18 lat. Patrzyłam na nie i myślałam: „Gdy miałam 17 lat, wyglądałam dokładnie tak samo”. Poza tym, że one wszystkie miały niesamowicie długie paznokcie.
W co były ubrane?
Pamiętam, że miałam brązowe sztruksy z second-handu z naprawdę niskim stanem. A na targu w Devon znalazłam małe T-shirty z Noddym dla czterolatek, które sama nosiłam. Oczywiście były superkrótkie i widać mi było cały brzuch. Jedna z dziewczyn w metrze też miała sztruksy z bardzo niskim stanem. Nie miała topu z Noddym, ale z pewnością była to bardzo mała, dziecięca koszulka. Miała też długie włosy, takie jak ja. Patrzyłam na nią i miałam wrażenie, że widzę siebie z przeszłości.
Byłaś wtedy niekwestionowaną królową spodni z niskim stanem.
Tak, to prawda! Absolutnie uwielbiałam swoje Miss Sixty. Miałam spodnie ze sztucznej skóry. Miałam też dzwony z naprawdę niskim stanem. Były spektakularne.
Pamiętam, że najważniejsze było wtedy, żeby majtki sięgały wyżej niż spodnie, prawda?
Tak, bielizna była najważniejsza. Musiała sięgać wyżej niż dżinsy, ponieważ spodnie były tak nisko, że pośladki – i nie tylko – wystawały na zewnątrz. Bardzo się cieszę, że już nie muszę pokazywać majtek (śmiech).
Na koniec przeskoczmy szybko do przyszłości. Jaki jest twój następny projekt?
Przez ostatnie kilka lat próbowałam zrobić tak wiele rzeczy i tak wiele mi się nie udało, że nie chcę mówić o tym, co przygotowuję, by nie zapeszyć. Tak naprawdę ostatni rok poświęciłam na to, żeby po prostu być w domu z moimi córkami, i jest mi z tym wspaniale.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.