Najbliższa rodzina zwracała się do królowej Elżbiety II imieniem „Lilibet”. Na cześć babci książę Harry nazwał swoją córkę. Przypominamy, jak powstało czułe przezwisko monarchini.
Liczba przekazów prasowych związanych z narodzinami córki księcia i księżnej Susseksu 4 czerwca 2021 roku była nieunikniona. Para nazwała ją Lilibet Diana Mountbatten-Windsor, po babci i prababci ze strony ojca. Ukłon w stronę matki Harry’ego jest oczywisty, jednak imię Lilibet może nie być tak jednoznaczne. Zamiast uhonorować królową jej oficjalnym imieniem, Elżbieta, Harry i Meghan wybrali bardziej osobiste, używane przez rodzinę królewską przezwisko Jej Wysokości (w skrócie nazywają swoją córkę Lili).
Wielu ludzi uważa, że przezwisko Lilibet zostało wymyślone przez zmarłego księcia Edynburga, który poznał królową świeżo po jej 13. urodzinach, podczas wizyty w Royal Naval College w Dartmouth. Jednak prawda jest taka, że to pseudonim, który nadał jej ukochany ojciec, a inspiracją dla niego były nieudane próby wymówienia przez nią imienia „Elizabeth”, gdy była małym dzieckiem. Imię to najwidoczniej przyjęło się w rodzinie, a używano go zarówno w momentach wielkiej radości, jak i wielkich tragedii. Podczas historycznej koronacji swojego ojca w 1937 roku 11-letnia przyszła monarchini – która do końca życia gorliwie prowadziła swój dziennik – zapisała wrażenia z Westminster Abbey pod tytułem „Od Lilibet, Jej Autorstwa”, a Jerzy VI często powtarzał: „Lilibet jest moją dumą, Małgorzata moją radością”. Gdy Królowa Matka zmarła w 2002 roku, Jej Wysokość podpisała kartkę, którą umieściła na wieńcu z kamelii „Ku pełnej miłości pamięci – Lilibet”. Z kolei gdy wróciła do Wielkiej Brytanii po śmierci swojego ojca w 1952 roku, by wstąpić na tron, jej matka powitała ją srogą, lecz pełną uczucia reprymendą: „Lilibet, twoje spódnice są zdecydowanie za krótkie dla kobiety w żałobie”.
Choć Windsorowie używali tego pieszczotliwego przezwiska za zamkniętymi drzwiami, nikt spoza rodziny królewskiej – z wyjątkiem kilku zaufanych osób – nie miał na to przyzwolenia. W budzącej uznanie krytyków biografii Jej Wysokości, „The Queen”, Sally Bedell Smith zauważa, że nawet „córki arystokratów” miały zakaz zwracania się do Elżbiety przezwiskiem Lilibet. (Opowiadając o pełnych rozluźnienia letnich miesiącach, które królowa spędzała każdego roku w Balmoral, Bedell Smith pisze: „Wszyscy goście, również ci krewni, którzy nazywają ją Lilibet i wieloletni przyjaciele, kłaniają się i dygają, gdy witają się z nią rano, a także gdy wieczorem udaje się na spoczynek”.) Gdy podczas II wojny światowej do Windsoru przyjechały dzieci uchodźców z East Endu, to, że londyńczycy naciskali, by nazywać przyszłą monarchinię Lilibet, podczas spotkań Girl Guide miało powodować sporo napięć. Jeden godny uwagi wyjątek od reguły „tylko rodzina”? Nieżyjąca już Margaret „Bobo” MacDonald, niania, a potem służąca królowej, która w Pałacu Buckingham co rano budziła Jej Wysokość dzbankiem herbaty Earl Grey i tacą ciastek Marie.
Filip zaczął nazywać swoją przyszłą żonę Lilibet, gdy miała prawie 20 lat, po kilku latach prowadzenia romantycznej korespondencji (innym pieszczotliwym określeniem, którego używał wobec niej, było „kochanie”). Po ślubie książę napisał list do Królowej Matki, wtedy jeszcze królowej Elżbiety, w którym wyrażał oddanie wobec jej starszej córki. „Miłować Lilibet? Zastanawiam się, czy to słowo wystarczy, by wyrazić, co czuję. Czy ktoś może miłować humor, słuch muzyczny albo oczy? Nie jestem pewien, ale wiem, że dziękuję za nie Bogu i pokornie dziękuję Bogu za Lilibet i za nas”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.