Znaleziono 0 artykułów
24.10.2024

Ślub redaktorki „Vogue’a” odbył się w posiadłości należącej niegdyś do Rockefellerów

24.10.2024
(Fot. Olivia Rae James)

Redaktorka „Vogue’a” Laura Jackson i jej ukochany z młodości, Peter Nalle, wzięli ślub w stylu Nowej Anglii w stanie Maine. Na przyjęcie wszyscy ubrali się w klimacie preppy. – Choć jesteśmy dumni z tego, że ludzie dobrze się bawili, największą dumę czujemy na myśl o tym, ilu ludzi podchodziło do nas, mówiąc, że widać po nas, że się kochamy  mówi panna młoda.

Od kanapek lobster roll po placki z jagodami – Laura Jackson i Peter Nalle chcieli zorganizować wesele w stylu Maine.

Laura Jackson i Peter Nalle znają się prawie od zawsze. Poznali się w pierwszej klasie The Lovett School w Atlancie, a w ostatniej klasie Peter zaprosił Laurę na pierwszą randkę. Na bal maturalny poszli już jako para.

Laura Jackson i Peter Nalle zaręczyli się w Gramercy Park w Nowym Jorku

Dziewięć lat później zaręczyli się w Gramercy Park. – Peter powiedział mi, że mam być gotowa na kolację w naszej ulubionej lokalnej restauracji, Union Square Cafe, po której mieliśmy iść na „Moulin Rouge!” na Broadwayu. Wcześniej zaprowadził mnie do Gramercy Park. Miałam pewność, że zaraz się oświadczy. Przyjaciółka Petera, Katharine, która wychowała się w tamtej okolicy, była tak miła, że pożyczyła mu klucz na tę wyjątkową okazję. Powiedziałam „tak” i poszliśmy do Union Square Cafe, gdzie czekali na nas nasi rodzice. Potem Peter zrobił rezerwację w barze koło Irving, gdzie czekali na nas wszyscy nasi przyjaciele – również tacy, którzy przylecieli tam specjalnie z tej okazji. To były niesamowite zaręczyny: najpierw w kameralnej atmosferze w pięknym parku, a następnie w towarzystwie ludzi, których kochamy najbardziej na świecie – wspomina Laura.

Przyjęcie przed ślubem pary odbyło się w posiadłości pana młodego i w okolicznych lokalach

Laura, redaktorka amerykańskiego „Vogue’a”, oraz Peter, który inwestuje w software, zorganizowali klasyczne letnie wesele w stylu Nowej Anglii, w Northeast Harbor w stanie Maine, na Mount Desert Island. Idylliczne skaliste wybrzeże, leżące na skraju Parku Narodowego Acadia, od dawna jest dla pary miejscem wyjątkowym – rodzina Petera spędza tam wakacje od pięciu pokoleń. – W sierpniu tego roku przypadała również 10. rocznica mojego pierwszego wyjazdu z nim w to miejsce w 2014 roku – mówi Laura.

Weekend, zaplanowany przez Augustę Cole, rozpoczął się od przyjęcia powitalnego w Windy Willows, domu pana młodego. Laura miała na sobie szyty na zamówienie czerwono-biały zestaw z szortami z kraciastej bawełny, zaprojektowany przez Patricię Voto z One/Of. – Fantastycznie bawiłam się moim lookiem z przyjęcia powitalnego, wpisującym się w styl preppy, ku któremu skłaniam się, będąc w Maine. Inspirowałyśmy się sylwetkami retro z lat 50. i Grace Kelly – mówi Laura. Do looku dobrała dodatki w postaci kolczyków z perłami (prezent od jej matki) oraz okularów przeciwsłonecznych Khaite x Oliver Peoples.

Lokalny bar serwujący homary, The Nor’Easter Pound & Market, przygotował kanapki lobster roll, które Laura i Peter wyłożyli na stoły przykryte obrusami w kratę, nad którymi wisiały łańcuchy lampek i lampiony. Zaraz obok miejsca, w którym zorganizowali przyjęcie, stał Ford Fairlane Sunliner z 1957 roku należący do wuja Petera, który pełnił rolę malowniczego tła dla zdjęć. Po toastach i wielu wypitych kieliszkach różowego wina para młoda zaserwowała ciasteczka Whoopie pies i placek z jagodami, „kolejne przysmaki z Maine”.

W piątek para młoda zorganizowała kolację przedślubną w Islesford Dock Restaurant na Little Cranberry Island. Z pomocą koordynatorki Rachel Sisson i mamy Petera, Tricii, 120 gości przepłynęło z Northeast Harbor na wyspę, gdzie czekały na nich świeże ostrygi i koktajle Aperol Spritz. Laura była ubrana w satynowy top z dekoltem typu halter, dopasowaną do niego spódnicę maksi i czółenka Prady ze spiczastym noskiem. Następnie dodała to tego looku „coś pożyczonego”. – Ponieważ temperatury w Maine w nocy znacznie spadają, założyłam futrzaną etolę podarowaną mi przez teściową mojej siostry. Należała do jej babci od lat 20. XX wieku – mówi.

Wesele zakochanych zorganizowano na Peggy Rockefeller Farm

Następnego dnia Peter i Laura wzięli ślub podczas tradycyjnego nabożeństwa episkopalnego w zabytkowej kaplicy St. Mary’s-by-the-Sea. Panna młoda poszła do ołtarza przy dźwiękach kompozycji na organy skomponowanej przez ojca Petera, ubrana w personalizowaną suknię z obniżoną talią i spódnicą bombką od Danielle Frankel. – Delikatna koronka przywoływała mi na myśl eteryczność i romantyzm Maine – mówi Laura. Na głowie miała welon uszyty z koronki pochodzącej z sukni ślubnej jej matki. Peter miał na sobie klasyczny czarny smoking marki P. Johnson.

Para młoda mówi, że nigdy nie zapomni tego, jak silne emocje towarzyszyły im podczas ceremonii. – Gdy weszłam do kościoła ze swoim ojcem u boku, Peter i ja byliśmy bardzo skupieni na sobie nawzajem, a szczęście, które czułam, patrząc na niego na końcu nawy, to coś, czego nigdy nie zapomnę. Peter płakał przez cały czas, gdy do niego szłam, a ja płakałam, wypowiadając przysięgę. Byliśmy bardzo podekscytowani tym, że w końcu zostaniemy małżeństwem, i nie wierzyliśmy, że w końcu się to dzieje – przepełniała nas wzajemna miłość i radość płynąca z tej chwili – wspomina Laura. Gdy wyszli z kościoła, goście obsypali ich płatkami kwiatów. Potem odjechali stamtąd w Fordzie wuja Jay’a.

Gdy nadeszła złota godzina, wyprawili przyjęcie na terenie Peggy Rockefeller Farm, która należała kiedyś do rodziny Rockefellerów. Podczas gdy goście pili drinki Spicy Margarita w towarzystwie kóz i jagniąt, Laura i Peter wymknęli się, by zrobić portrety ślubne i chwilę pobyć w ciszy tylko ze sobą. – Wykorzystaliśmy ten moment również na to, by przećwiczyć nasz pierwszy taniec – tańczyliśmy do utworu „You and Me” Penny and the Quarters. To piosenka, która jest dla nas wyjątkowa już od czasów szkoły średniej – mówi Laura.

Para młoda weszła do namiotu z płótna żaglowego przy dźwiękach utworu „Signed, Sealed, Delivered” Steviego Wondera, gdy zaczęła się kolacja. Goście delektowali się ucztą, w skład której wchodziły owoce morza i mięsa, m.in. świeża sałatka, homar i polędwica wołowa. Wtedy rozpoczęły się też toasty. Emocje sięgnęły zenitu, gdy przemawiał ojciec Laury. – Prawie wszyscy płakali – mówi panna młoda.

Później zaczęło się szaleństwo na parkiecie. – Było dla nas ważne, by parkiet był najważniejszym punktem tego wieczoru, ze względu na to, jak bardzo oboje z Peterem uwielbiamy tańczyć – mówi Laura, która do tańca przebrała się w szytą na zamówienie sukienkę One/Of. By poziom energii nie spadał, rozdawali gościom espresso martini, ciastka jagodowe, a także klapki i kapelusze bucket hat, by wraz z upływem nocy mogli cieszyć się bardziej casualowym wydaniem. (Impreza trwała w najlepsze przynajmniej do północy, kiedy to w życie wchodziły miejscowe przepisy o zapobieganiu hałasowi.)

Teraz, gdy jest już po wszystkim, Laura mówi, że oczywiście cieszy się, iż był to radosny weekend dla wszystkich jej gości. Ale przede wszystkim cieszy się z tego, że miał on też głębokie znaczenie: – Ten weekend był wesoły i piękny, i choć jesteśmy dumni z tego, że ludzie dobrze się bawili, największą dumę czujemy na myśl o tym, ilu ludzi podchodziło do nas, mówiąc, jak bardzo widać po nas, że się kochamy. Przez cały ten przepych prześwitywały nasze miłość i wzajemne oddanie.

Artykuł ukazał się oryginalnie na vogue.com.

Pocałunek z Peterem na łące przed Windy Willows przed rozpoczęciem przyjęcia powitalnego w czwartkowy wieczór.

Szybka sesja zdjęciowa w Fordzie wuja Jay’a z1957 roku, Darlene.

Scena przed Windy Willows, gdy goście zaczęli się zjeżdżać.

Nasze odświętne nakrycia stołów w czerwono-białą kratę w pełnej okazałości, pod łańcuchami migoczących lampek i papierowymi lampionami.

W menu znalazła się typowa dla Maine przystawka: kanapka lobster roll.

Strój jednego z gości szczególnie wpisywał się w temat przyjęcia.

Rodzina i przyjaciele w wielkim skupieniu wysłuchali toastu Petera, w którym zawarł krótką historię związków jego rodziny z Mount Desert Island.

Sceneria przyjęcia, gdy rozpoczynała się złota godzina.

Wymknęliśmy się nad ocean w czasie odpływu, by mieć chwilę tylko dla siebie.

Moje druhny przybywają łodzią do hotelu Claremont na lunch zorganizowany przez moją ciotkę Lisę i bliskie przyjaciółki rodziny.

Ekscytacja, gdy schodziłyśmy z pokładu przy hotelu Claremont.

Żaglówka widoczna z okna jednego ze stateczków wiozących gości na kolację przedślubną w The Islesford Dock Restaurant.

Przyjęcie koktajlowe na nabrzeżu przy restauracji.

Przed kolacją goście delektowali się ostrygami, drinkami Aperol Spritz i innymi zakąskami.

Ja w „czymś pożyczonym”, futrzanej etoli podarowanej mi przez teściową mojej siostry, i Peter w swoim szytym na zamówienie lnianym garniturze marki P. Johnson. Napawamy się ostatnimi promieniami słońca przed zachodem.

Rozkoszna chwila z moimi bratem i siostrą.

Kutry do połowu homarów w Hadlock Cove widziane z okna The Islesford Dock Restaurant.

Dekoracje kwiatowe i nakrycia stołów w The Islesford Dock Restaurant czekają, aż goście dokończą swoje koktajle na nabrzeżu.

Delektuję się tak mi potrzebną dietetyczną colą, dzięki której przetrwam ten wieczór!

Goście cieszący się pierwszym daniem i rozmową z sąsiadami przy stołach.

Słońce zaczyna zachodzić nad Hadlock Cove.

Obejmujemy się z Peterem po jego toaście na cześć moją i naszego związku.

Po kolacji przerwa na papierosa z naszymi przyjaciółmi, Bronte, Liz i Davidem.

Poranny widok z ganku Windy Willows w dniu naszego ślubu.

Moja personalizowana suknia ślubna od Danielle Frankel i welon, wiszące na framudze drzwi naszej sypialni w Windy Willows.

Moja mama, która pięknie wyglądała w swojej szmaragdowej sukni marki Safiyaa, zapina moją suknię ślubną.

Moja druhna Cecilia uśmiecha się na widok Lindsey, która robi sobie zasłużoną drzemkę.

Rzut oka na siebie w lustrze, po raz pierwszy w sukni ślubnej i welonie.

Na jednym nadgarstku bransoletka z diamentami mojej mamy, na drugim zegarek mojej prababci.

Wyglądam z okna Windy Willows, napawając się pięknym dniem w Maine.

Mój tata, Glen, widzi mnie po raz pierwszy w sukni ślubnej. Oboje bardzo staraliśmy się nie rozpłakać.

Chwila z moimi druhnami, między innymi moją dwuletnią siostrzenicą Owens, która sypała kwiatki.

Zbliżenie na piękne suknie marki Agua by Agua Bendita moich druhen i ich bukiety.

Mój bukiet ślubny z lokalnych kwiatów polnych zebranych tego poranka przez nasz cudowny zespół florystek.

Portret rodzinny na ganku Windy Willows.

Wraz z upływem czasu przed ceremonią trudno mi było powstrzymać się od uśmiechu.

Wchodzę do pokoju dziennego w Windy Willows, zanim wszyscy zaczną wsiadać do autobusów, którymi udadzą się do kościoła.

Przed ceremonią Peter i jego drużbowie pojechali na zdjęcia do Gilpatrick Cove.

Drużbowie Petera idący po nabrzeżu w Northeast Harbor Fleet na Gilpatrick Cove.

Drużbowie i druhny ustawieni przed kościołem St. Mary’s-by-the-Sea przed swoim wejściem.

Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Petera, gdy szłam do ołtarza pod ramię z moim tatą.

Możesz pocałować pannę młodą!

Uśmiechaliśmy się szeroko, wychodząc z kościoła jako nowożeńcy.

Wychodzimy z kościoła i po raz pierwszy po ceremonii wracamy do pięknego światła słonecznego. 

Uśmiechamy się pod naszym pięknym sklepieniem z kwiatów, zaprojektowanym tak, by wyglądało i przywodziło na myśl angielską wieś.

Nasza siostrzenica Owens bawi się w płatkach kwiatów pozostałych po tym, jak goście nas nimi obsypali.

Po raz drugi wyszliśmy z kościoła w otoczeniu przyjaciół, którzy obrzucili nas płatkami kwiatów.

Udaliśmy się do Forda wuja Jay’a z 1957 roku, którym odjechaliśmy spod kościoła.

Just married, odjeżdżamy!

Przed wejściem do autobusów, które zawiozły gości na przyjęcie, zrobiliśmy ostatnie zdjęcie z naszą świtą.

Nasza świta się rozchodzi, a my pozostajemy z rodzeństwem u boku.

Przypieczętowujemy wszystko pocałunkiem! Jestem zachwycona tym, jak dokładnie widać na tym zdjęciu żebrowanie gorsetu mojej sukni.

Nasza fotografka, Olivia Rae James, po mistrzowsku uchwyciła światło podkreślające mój poślubny blask.

Namiot z płótna żaglowego zapraszał gości już od drogi, od której przechodzili do niego przez obsadzoną hortensjami bramę.

Dołączyliśmy do pijących koktajle gości podczas złotej godziny na Peggy Rockefeller Farm.

Ostatnia chwila samotności przed świętowaniem. 

Nasi goście sączyli drinki Spicy Margarita, podjadali minikawałki polędwicy beef wellington oraz słuchali trio jazzowego, po czym zostali poproszeni do namiotu na kolację i tańce.

Peggy Rockefeller Farm to działające gospodarstwo komercyjne, więc jagnięta pasły się na polu zaraz obok gości uczestniczących w przyjęciu.

Jedna z owiec wyjątkowo chętnie pozowała do zdjęć.

Nasze drogie przyjaciółki Carolyn i Tomorrow olśniewały na przyjęciu koktajlowym w swoich bogato zdobionych sukniach do ziemi.

Około godziny 19 goście przeszli z przyjęcia koktajlowego do namiotu.

Firma Peak Events skonstruowała magiczny namiot, który wyglądał oszałamiająco na tle farmy.

Bajeczne kompozycje kwiatowe autorstwa Tori Samuel Design wpisywały się w atmosferę schyłku lata w Maine i radość towarzyszącą weselu. 

Obrusy Petunia Rose wyniosły wystrój namiotu na wyższy poziom elegancji.

Firma Laura Lines Calligraphy zaprojektowała nasze karty dań tak, by pasowały do motywu przewodniego na naszych zaproszeniach ślubnych, które również ręcznie malowała akwarelami. 

Połączenie prostokątnych i okrągłych stołów pod efektownymi lampionami w odcieniu szałwii zapraszało gości, by usiedli przy nich do kolacji.

Wychodzimy na pole, by zrobić ślubne portrety.

Pozwalamy naszej miłości zabłysnąć przed przejściem w tryb imprezowy. 

Peter i jego tata, Hod, spędzają chwilę, dzieląc się refleksjami na temat tego wieczoru.

Po zachodzie słońca to namiot oświetlał nocne niebo.

Peter musiał przebić się przez polne kwiaty, gdy rozkrajał nasz waniliowy tort weselny z syropem jagodowym.

W końcu goście mogli zatańczyć do genialnej muzyki, którą zapewnili nam The Sultans of Swing.

Moja szyta na zamówienie imprezowa sukienka One/Of w pełnej krasie!

Nawet wraz z biegiem nocy parkiet pozostawał pełen.

Ostatni pocałunek na zakończenie wieczoru!

Elise Taylor
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Ślub redaktorki „Vogue’a” odbył się w posiadłości należącej niegdyś do Rockefellerów
Proszę czekać..
Zamknij