Panna młoda pływała w sukni ślubnej dzień po uroczystości na plaży w Puerto Rico
Skrupulatnie wybrane stylizacje, spontaniczna zabawa w deszczu, sesja zdjęciowa w oceanie, uroczystość z udziałem ukochanego psa. Oto najpiękniejsze chwile ślubnego weekendu Lizzy Harris i Milesa Hammonda.
Choć Lizzy Harris i Miles Hammond krążyli wokół siebie przez całe życie (przez lata obracali się w podobnych kręgach, dorastając w Nowym Jorku i okolicach), to dopiero za namową wspólnej przyjaciółki, Addavail Coslett, obecne małżeństwo udało się na pierwszą randkę w listopadzie 2019 roku. – Bylibyśmy trzecią zeswataną przez Addavail parą, która się pobrała – mówi Lizzy. – Zatem sprzyjał mi rachunek prawdopodobieństwa!
Pierwsza randka była w tak stonowanym i niekrzykliwym stylu, jak sama para: kolacja po pracy w DUMBO, w Time Out Market w Nowym Jorku. Lizzy, która w tamtym czasie pracowała jako producentka zdjęć i wideo w redakcji „Vogue’a” i w Condé Nast Entertainment (obecnie jest założycielką i producentką wykonawczą w M6Studios), wspomina, że czuła się trochę rozkojarzona. – Następnego dnia miałam dużą sesję zdjęciową z Cass Bird – mówi. – Pamiętam, że musiałam odebrać telefon w środku naszej randki, ponieważ wciąż próbowałam zabookować Taylor Hill. Miles, analityk funduszy hedgingowych, który jest aż za dobrze zaznajomiony z długimi godzinami pracy, nie zniechęcił się – wkrótce potem odbyła się druga randka. Na kolejne spotkanie Miles zaproponował Lizzy, że ugotuje u niej w mieszkaniu spaghetti pomodoro. – Pojawił się z 23 pomidorami (o tuzin za dużo), a potem przystąpił do gotowania najlepszego spaghetti pomodoro, jakie kiedykolwiek jadłam. Nadal je robimy, głównie na specjalne okazje. Z pozostałych pomidorów ułożyli małe wieże na blacie kuchennym i śmiali się, gdy uznali, że zmysłowe wieże pomidorowe przypominają obfite w kształtach rzeźby Fernando Botero.
To właśnie podczas tego posiłku i żartobliwej wymiany zdań na temat sztuki (na Lizzy, płodnej twórczyni, wrażenie zrobiło, że Miles zna kolumbijskiego artystę) oboje naprawdę zaczęli się w sobie zakochiwać. – Największa prywatna kolekcja prac Botero na świecie jest w miejscu, w którym wzięliśmy ślub; to St. Regis Bahia Beach w Puerto Rico – mówi Lizzy. – To wszystko zupełnie przez przypadek!
Podczas pandemii para przeniosła się do Puerto Rico i ta tymczasowa przeprowadzka wkrótce okazała się decyzją na stałe: życie na karaibskiej wyspie stało się idealną odskocznią po latach spędzonych na wyspie Manhattan. Pierwotne plany ślubne, dotyczące ceremonii w Temple Emanu-El (świątyni, do której uczęszczała rodzina Milesa), a następnie przyjęcia w restauracji Daniel, zostały pokrzyżowane przez pandemię, więc para przeniosła swoje zaślubiny. – Po osiedleniu się w San Juan zdaliśmy sobie sprawę, że duża część członków naszych rodzin, wielu przyjaciół nigdy nie było w Puerto Rico lub nie miało okazji nas odwiedzić w ciągu roku, w którym tam mieszkaliśmy – mówi Lizzy. – Z tego powodu wybranie na ślub długiego weekendu zimą i zaproszenie wszystkich, aby dołączyli do nas i świętowali z nami na plaży, było oczywistym wyborem.
Ślub odbył się 15 stycznia 2023 roku. Miejscem zaślubin był hotel St. Regis Bahia Beach, który gościł ich parę młodą przez cały weekend weselny – od powitalnej kolacji na plaży przez przedślubny mecz tenisa na kortach ziemnych ośrodka aż po samą ceremonię, która odbyła się na trawie, przechodzącej w piasek i plażę, porośniętą palmami.
Przez całe wesele Lizzy prezentowała stroje, będące dowodem na jej mistrzostwo w modzie. Stylizacja, którą założyła na ślub cywilny na Manhattanie? Archiwalna sukienka Balenciagi (z niedokończonymi obszyciami, niesamowitymi plisowanymi detalami i dekoltem o czystych liniach wycięcia) z ostatniej, all-white kolekcji Alexandra Wanga z pokazu na wiosnę 2016 roku. – To była niesamowita sukienka – mówi panna młoda. – Pożyczyłam ją od projektantki Patricii Voto (z One/Of by Patricia Voto), bo wspomniała, że przyniosła ją na jedną z moich przymiarek na mój look na after party. Na powitalną kolację wybrała inną archiwalną sukienkę, którą dostała od swojej przyjaciółki, stylistki Lisy Von Weise; tym razem była to szyfonowa slip dress w kolorze kości słoniowej z kolekcji Johna Galliano na wiosnę 2004 roku. Suknia miała delikatne hafty, przedstawiające róże i winorośl, wijące się na gorsecie w odcieniach sorbetu i delikatnej zieleni.
Lizzy miała do wyboru kilka archiwalnych sukienek i wybraną specjalnie dla niej stylizację na after party od One/Of by Patricia Voto, ale na ceremonię zdecydowała się na suknię szytą na miarę. Po tym jak „przymierzyła właściwie każdą suknię od każdej krawcowej w Nowym Jorku”, mama wysłała jej link do strony internetowej Phillipy Lepley, londyńskiej projektantki ślubnej. – Cudem (bo trwała epidemia COVID) przekonałam jej zespół do wysłania mi próbki sukienki, przypominającej to, co sobie wymyśliłam, do Nowego Jorku, żebym mogła przymierzyć – mówi Lizzy. – Nawet podczas konsultacji na Zoomie, kiedy mama była w Charleston, a zespół projektantów w Londynie, wszystkie decyzje były podejmowane bardzo szybko.
Klasyczna i szykowna suknia została uszyta z robiącej wrażenie jedwabnej satyny książęcej, którą wykorzystano do stworzenia sylwetki z gorsetem i dekoltem odsłaniającym ramiona, a wiązane ramiączka opadały wdzięcznie poniżej łokci.
Całą stylizację zaprojektowano tak, aby zarówno była nowoczesna, jak i nawiązywała do XIX wieku, przypominała postaci z obrazów Giovanniego Boldiniego. Zgodnie z tymi odniesieniami Lizzy zdecydowała się na kolczyki z perłami i parę czółenek Chanel z paskami w kształcie litery T, ozdobionymi perłami. – Szczegóły, dekolt, tren, tkanina – cała ta dbałość o szczegóły jest jedyna w swoim rodzaju i nienaganna – mówi panna młoda. – Współpracowałam z zespołem projektantów, odbyłam trzy wyjazdy do Londynu, żeby suknia mogła powstać.
Jeśli chodzi o Milesa, Lizzy przyznała, że jej pan młody zdecydowanie mniej interesuje się modą. Swój garnitur wybrał w sklepie Suitsupply w Soho, gdzie strój został lekko poprawiony na miarę. – Miał jedyną przymiarkę – ja prawdopodobnie przynajmniej 10 do 12!
W niedzielę, w dniu ślubu, o godzinie 15 goście zebrali się na trawniku, który został przygotowany specjalnie na ceremonię, a chupę ustawiono tak, by wydawało się, że jest ramą dla oceanu. Tuż po dobrze zaplanowanym przejściu państwa młodych do ołtarza zaczął padać deszcz. Podczas gdy Lizzy i Miles stali pod chupą, goście otrzymali parasole, które chroniły ich potem przed tropikalną mżawką. Ceremonia została skrócona ze względu na pogodę, co panna młoda komentuje tak: – Cieszę się, że była krótka i urocza! Czułam się swobodnie, zabawnie i radośnie. Nie była poważna, nie wyciskała też łez. Cocoa, nasz pies, mógł bez ograniczeń chodzić pomiędzy wszystkimi podczas ceremonii, co było zabawne.
Pies sato (lokalna nazwa kundli z Puerto Rico), suczka Cocoa, został adoptowany z Soul of Bahia, schroniska dla psów i kotów, mieszczącego się w St. Regis. Miejsce, w którym Lizzy i Miles po raz pierwszy spotkali Cocoa? Plaża, niemal dokładnie tam, gdzie powiedzieli sobie potem „tak".
Po ceremonii goście zebrali się na tarasie hotelu, delektowali się koktajlami, a deszcz i zachód słońca współtworzyły romantyczny charakter tej portorykańskiej nocy. – Miles i ja spędziliśmy chwilę sami po ceremonii i po prostu odpoczęliśmy – wspomina Lizzy. – Potem wszyscy poszliśmy świętować.
Wózki golfowe zabrały gości do hotelowej sali balowej, gdzie odbyło się przyjęcie weselne. Cocoa chodziła wśród ludzi, odbierając od nich dużo wyrazów czułości, a ojciec panny młodej wygłosił niesamowicie wzruszającą przemowę, która doprowadziła większość uczestników przyjęcia do łez. Po kilku toastach za parę młodą nadszedł czas na zabawę. Rozpadało się już zupełnie, ale parkiet na świeżym powietrzu był umieszczony pod baldachimem. Ponieważ wydarzenie miało miejsce w Puerto Rico, zespół, poza klasykami weselnymi, grał salsę, merengue i hity reggaeton. Pod koniec nocy włosy były niedbale upięte, buty zostały zdjęte, a Lizzy zamieniła swoją suknię na metaliczny dwuczęściowy zestaw w stylu disco od One/Of by Patricia Voto. Prowadzone przez najlepszego przyjaciela Milesa, DJ-a Alexa Cecila, after party w stylu Studia 54 trwało długo po północy. Motyw przewodni nawiązywał również do spotkania rodziców Milesa; para poznała się w kultowym nowojorskim klubie nocnym, a reszta była już historią.
Następnego ranka fotograf pary, Roey Yohai – być może zainspirowany faktem, że sukienka panny młodej była już w połowie przemoczona od opadów deszczu poprzedniej nocy – przekonał oboje, aby włożyli swoje stroje ślubne i spotkali się z nim na plaży na sesję zdjęciową w oceanie. – Początkowo niechętnie podchodziłam do wchodzenia do wody w mojej sukni, ale w końcu po prostu się zdecydowaliśmy – wspomina Lizzy. Jako zawodowa producentka sesji Lizzy miała przeczucie, że te zdjęcia będą magiczne. Fotografie Lizzy z suknią unoszącą się na wodzie, obok Milesa siedzącego z Cocoa na kolanach, wyróżniają się jako jedne z najbardziej romantycznych tego weekendu. – Wierzcie lub nie, ale moja suknia nie została zniszczona przez zanurzenie jej w oceanie! Dało się ją profesjonalnie wyczyścić i mogłam ją schować do szafy po zakończeniu weekendu weselnego. Czyli, ostatecznie, jak się udało? Absolutnie, bez wątpienia, było warto.
Jeśli chodzi o zaproszenia, zdecydowaliśmy się na współpracę z Julie Shek. Zależało nam na nowoczesnym podejściu do klasycznej kaligrafii, ale także na czymś analogowym i w stylu plażowym; wszystkie te oczekiwania Julie zrealizowała doskonale. Dodaliśmy ręcznie czerpany papier i wstążkę w kolorze kremowym, wraz ze znaczkami z lat 60. – niektóre z nich były lokalne, z Puerto Rico, inne nawiązy-wały do naszego weekendu – i uzupełniały cały projekt Julie.
Nasza próbna kolacja odbyła się niedaleko St. Regis, w Bahia Beach & Golf Club. Aby powitać naszych gości w Puerto Rico, zdecydowaliśmy się na swobodną godzinę koktajlową i kolację nad morzem. Postawiliśmy na lokalne smaki i zaserwowaliśmy tradycyjny lechon (świnię pieczoną na rożnie) oraz tropikalny poncz rumowy.
Podczas naszej próby założyłam sukienkę w stylu vintage z wiosennego pokazu Johna Galliano w 2004 roku. Moja przyjaciółka i stylistka Lisa Von Weise uznała, że będzie idealna na tę okazję, więc wyciągnęła ją z magazynu specjalnie dla mnie! Od razu zakochałam się w kwiatowych haftach. Zainspirowało to nasz wybór kwiatowych dekoracji tego wieczoru. Sukienkę połączyłam z satynowymi sandała-mi w kolorze szarozielonym z The Row i złotymi podwójnymi kolczykami w stylu boho z Barney’s (RIP), które dostałam w prezencie urodzinowym od mojej mamy ponad 10 lat temu.
Czerpiąc inspirację z otoczenia wyspy, zdecydowaliśmy się na szklane wazony w kolorze morza z pomarańczowym jaskrami i lokalnymi kwiatami imbiru. Nasze me-nu zostało napisane akwarelami. Każde nakrycie udekorowaliśmy rozgwiazdami, bladoniebieskimi ceramicznymi talerzami i naturalnymi lnianymi serwetkami.
To nasza ukochana Cocoa „Bad Bunny” Hammond, przygarnięty pies sato. Miała nabijaną ćwiekami czarną obrożę i pasującą do niej smycz, którą kupiłam w londyńskim Harrodsie. Dodałam do tego odświętną chusteczkę z Lick, popularnego sklepu na Calle Cerra w Santurce w Puerto Rico.
Stoły oświetlone świecami o zmierzchu, tuż przed rozpoczęciem kolacji.
Miles i ja słuchaliśmy improwizowanej przemowy jednego z naszych gości podczas próbnej kolacji z naszą drogą przyjaciółką i swatką, Addavail Coslett.
Goście jedli kolację do późnych godzin nocnych.
Wiedziałam, że chcę czegoś bardziej formalnego, eleganckiego i robiącego wra-żenie na ten wielki dzień. Oto wstępne szkice mojej sukni, wykonane przez Phillipę Lepley. Zaczęłyśmy od jednego z jej klasycznych projektów z ciężkiej satyny, a następnie omówiłyśmy, jak rozwinąć tę sylwetkę, żeby pasowała do mojej wizji.
Kadr z jednej z wielu przymiarek w atelier Phillipy Lepley na King’s Road.
Rzeźba Botero na terenie posiadłości St. Regis.
Moja suknia, wisząca na zewnątrz naszego apartamentu w dniu ślubu.
Moja mama znalazła te czółenka Chanel we flagowym sklepie marki na 57. ulicy na naszą pierwszą „nowojorską” wersję ślubu, zimą. Chociaż nie są zbyt plażowe, to jednak tak wyjątkowe, że zdecydowałam, iż założę je ponownie w dniu ślubu. Idealnie pasowały do perłowych i diamentowych kolczyków od mamy, czyli mojego „czegoś pożyczonego". Pierścionek zaręczynowy, również na zdjęciu, został wyko-nany na zamówienie przez rodzinną firmę jubilerską Sabbadini z Mediolanu.
Początkowo na bukiet ślubny wybrałam coś tradycyjnego – konwalie. Nasza kwiaciarnia, Hamsell Santos, zasugerowała, abym zamiast tego zdecydowała się na podobny kwiat, rosnącą na tamtych terenach woskówkę. Spodobał mi się ten po-mysł i pomyślałam, że wszystko pięknie się komponuje.
Oto córki mojej siostry, układające plecione koszyki pełne gipsówki, które miały nieść do ołtarza.
Moja siostra pomaga mi zapiąć gorset w dniu ślubu.
Książęca satyna mojej sukni tworzyła piękną draperię.
„Czymś niebieskim” była dla mnie należąca kiedyś do mojej babci chusteczka, na której siostra wyhaftowała moje nowe inicjały i datę ślubu. Obrączki ślubne zostały wykonane przez Morgana Cleary’ego z Renvi, przyjaciela mojej dzisiejszej szwagierki, Bridget Hammond.
Suknie Phillipy Lepley słyną ze swoich gorsetów. Mój był niesamowicie wygodny i zupełnie niewidoczny pod jedwabną, książęcą satyną sukni, co stworzyło piękną, minimalistyczną całość.
Oto jestem, na chwilę przed rozpoczęciem ceremonii na trawniku posiadłości St. Regis.
Mój welon został wykonany na zamówienie przez Monvieve. Trudno było wybrać ten jeden, ponieważ wszystkie ich koronkowe welony są piękne, niesamowicie wy-szukane! Ostatecznie wybrałam coś bardzo prostego, aby uzupełnić w ten sposób prostotę mojej sukni. Welon był bardzo długi. Chciałam, żeby był dłuższy niż tren sukni, co podkreśla klasyczny styl projektu.
Moją fryzurę ślubną wymyślił Ashley Javier. Pracowaliśmy razem przez ponad rok nad tym, by moje włosy ostatecznie osiągnęły długość, na jakiej mu zależało, miały odpowiedni kolor i mogły być ścięte tak, jak chciał. Jest niesamowicie skrupulatny w swojej pracy, co czyni go najlepszym!
Miles i ja; to jest nasz moment przed ceremonią. Miło było mieć chwilę dla siebie, żeby uspokoić się przed uroczystością.
Rodzinne zdjęcie Milesa i mnie z grupą dzieci z mojej strony rodziny, czyli trzema siostrzenicami i kilkorgiem dzieci naszych przyjaciół, Milesa Cooneya i Olympii Cook. Nasz pies Cocoa również był częścią przyjęcia weselnego.
Moja siostra miała na sobie niestandardową sukienkę One/Of od Patricii Voto. Wybrałyśmy klasyczny krój jednego z projektów i dostosowałyśmy tył sukienki, który jest trochę dłuższy, co daje bardziej młodzieńczy wygląd. Patricia zaprojektowała również mój strój na afterparty. Ona i Lisa były niesamowite podczas współpracy i sprawiły, że cały proces był niezwykle radosny dla mojej siostry i dla mnie! Zawsze będę wspominać te wizyty w studiu w Nowym Jorku.
Moja siostra związała warkocze swojej córki kokardami z tego samego materiału, z którego uszyta była jej sukienka, dzięki czemu wszystko ładnie się komponowało.
„Mały” Miles i jego mama, moja droga przyjaciółka Sarah Morse, pomagają mi z moim ogromnym trenem!
Zamówiliśmy dwie ketuby – pierwsza była pięknym, symbolicznym dziełem sztuki, stworzonym przez jedną z naszych najdroższych przyjaciółek, artystkę wizualną Abby Robinson; to był nasz prezent ślubny. Druga (na zdjęciu tutaj) służyła jako nasz oficjalny kontrakt małżeński. Została stworzona przez ilustratorkę, kaligrafkę Elyse Meyerson. Oprawiła ona kaligrafię, malując wokół niej akwarelami wieniec z kwiatów. Namalowała te same rodzaje kwiatów, których użyliśmy w dniu naszego ślubu – piwonie, jaskry i eukaliptusy.
Abby często używa papieru i tekstu w swoich pracach. W przypadku tego dzieła zleciła Elyse stworzenie hebrajskiego tekstu, który następnie został wszyty pod winyl, a potem na jedwabiu oraz lnianej tkaninie naciągnięty na drewnianą ramę. Na odwrocie Abby wkleiła wiersz „O małżeństwie” z jednej ze swoich ulubionych ksią-żek, z „Proroka” Kahlila Gibrana. Jest to dla nas wyjątkowy, osobisty artefakt, pa-miątka z tego wielkiego dnia.
Olympia pozuje. Wystylizowała swój strój, zakładając koronę z gipsówki i zdecydowała się nie zakładać bluzki pod sukienkę. Wzoruje się na swojej matce, projek-tantce mody Kristin Klonoski.
Zależało nam, żeby ceremonia miała naturalny charakter. Nasza alejka i chupa były ozdobione białymi ostróżkami i astrami Monte Cassino oraz zielenią.
Roey uchwycił wyjątkowy moment, w którym mój ojciec i ja czekamy na wspólne przejście do ołtarza.
W naszym przyjęciu weselnym wzięła udział trójka dzieci mojej siostry i dwójka dzieci naszych najbliższych przyjaciół. Ich stroje zostały wykonane ręcznie przez hiszpańską markę Atelier La Nonna.
Olympia i Miles pomykają razem do ołtarza.
Moja siostra niosła mały bukiet z woskówek – tych samych kwiatów, które miałam w moim bukiecie ślubnym. Oto ona, idąca do ołtarza z bratem Milesa, Nickym Ham-mondem.
Scena na chwilę przed ceremonią.
Przejście do ołtarza z ojcem było wyjątkowym momentem w moim życiu, który zawsze będę pamiętać.
Cocoa, spacerująca po posiadłości podczas ceremonii!
Miles i ja tuż po złożeniu przysięgi.
To jedno z naszych ulubionych zdjęć z tego weekendu. W końcu byliśmy małżeństwem i nadszedł czas na świętowanie!
Wkrótce po naszej ceremonii zaczęło lać, ale byliśmy tak szczęśliwi, że naprawdę nam to nie przeszkadzało. Rio Grande znajduje się u podnóża lasu deszczowego El Yunque, więc zabezpieczyliśmy się na wypadek deszczu z dużym wyprzedzeniem.
Ponieważ wkrótce po ceremonii zaczęło padać, nasze przyjęcie koktajlowe zostało przeniesiona z trawy na taras przylegający do posiadłości.
Moja mama miała na sobie rubinowo-kremową jedwabną sukienkę marki Pierre-Louis Mascia, którą znalazła poprzedniego lata podczas podróży do Ravello we Włoszech. Założyła do niej rubinowe satynowe buty The Row i torebkę Gucci z czerwonej skóry węża z lat 70. – to jeden z najbardziej lubianych przez nią dodatków.
Świętowanie z moimi drogimi przyjaciółmi i byłym kolegą z „Vogue’a” Ivanem Shawem oraz jego żoną Lisą Von Weise tuż po ceremonii, podczas naszego przyjęcia koktajlowego.
Miles i ja byliśmy w stanie ukraść chwilę tylko dla siebie pomiędzy przyjęciem koktajlowym a rozpoczęciem wesela.
Mimo deszczu zewnętrzna przestrzeń, w której planowaliśmy zorganizować wesele, wyglądała magicznie. Miles i ja przyszliśmy tam tuż przed przybyciem naszych gości i byliśmy w stanie wchłonąć to wszystko jak gąbki – gra słów i skojarzeń niezamierzona!
Nasze aranżacje stołów na przyjęcie obejmowały pływające świece, białe piwonie i białe jaskry.
Nakrycia stołu i sali, przeznaczonej na kolację weselną, zostały zaprojektowane tak, aby były minimalistyczne i proste. Chociaż „nie spodziewaliśmy się” deszczu, wiedzieliśmy, że znajdujemy się u podnóża lasu deszczowego, a okresowy deszcz współtworzy urok tego miejsca. Do części zewnętrznej wybraliśmy zatem elementy, które łatwo dało się przenieść do wnętrza i nie kolidowały z wystrojem sali.
Scott i Karen Stevenson tańczący do muzyki naszego niesamowitego zespołu Sin Prisa.
Redaktorka „Vogue’a”, Lilah Ramzi, cieszy się uroczystością.
Tkanina mojej sukni w niesamowity sposób falowała, dzięki czemu idealnie nadawała się do tańca. Zdjęcia naprawdę dobrze oddają ten moment.
Miles i Cocoa dzielą się pierwszym tańcem. Jestem pewna, że myślała, że jest panną młodą.
Pomimo przeniesienia kolacji do wnętrza część taneczną przyjęcia z zespołem na żywo mogliśmy zorganizować na świeżym powietrzu, zgodnie z planem. Deszcz i mgła z lasu deszczowego w pewien sposób nadały temu wieczorowi charakter, wszyscy rozpuścili włosy!
Zespół Sin Prisa wprowadził nas w rodzaj tanecznego pojedynku, który był przezabawny. Naprawdę wiedzieli, jak rozruszać gości, i wybierali piosenki, do których każdy mógł zatańczyć.
Nasza świeżo upieczona mała trzyosobowa rodzina
Mój strój na afterparty był inspirowany szalonymi imprezami rodziców Milesa w latach 70. w Nowym Jorku. Tę stylizację retro, nawiązującą do dzieci kwiatów, wymyśliłam wraz z Patricią Voto z One/Of i Lisą Von Weise. Jako dodatki wybrałam inspirowane latami 70. złote platformy Toma Forda, kolczyki Sydney Evans i kopertówkę Olympia Le Tan, która wyglądała jak kultowa okładka magazynu „Rolling Stone”.
Tańczę w ostatniej kreacji Patricii. Podobało mi się, że przebieram się właśnie w ten strój. To było uwalniające – założyć coś lekkiego, a potem naprawdę przetańczyć całą noc, po tym, jak przez cały wieczór miałam na sobie suknię ślubną! Zamiast wieszać kule dyskotekowe, aby after party wyglądało jak w Studiu 54, zdecydowaliśmy się postawić gigantyczną kabinę DJ-ską z elementami przypominającymi kulę dyskotekową. Całe oświetlenie i wystrój były w kolorze głębokiej czer-wieni, inspirowanej Le Baron, moim ulubionym klubem w Paryżu z czasów, gdy studiowałam tam w 2006 roku. Z całą pewnością mówi to dużo o tym, ile mam lat – nie sądzę, żeby ten klub wciąż istniał!
Jeden z najstarszych i najbliższych przyjaciół Milesa, Alex Cecil, poprowadził nasze afterparty. Była to dla nas jedna z najbardziej wzruszających części weekendu. Wcześniej pracowaliśmy razem z nim nad wstępnym zaplanowaniem, co będzie miksował na żywo w nocy. On zwykle gra i wybiera muzykę na bieżąco, więc rozmawialiśmy raczej o stworzeniu playlisty, rzucaliśmy pomysły utworów. Przypominało mi to proces twórczy, związany z pracą nad sesjami zdjęciowymi, polegający na kompilowaniu wizualnych kreatywnych odniesień i moodboardów. Po weselu zaskoczył nas nagraniem całego setu na SoundCloud.
Tutaj tańczę całą noc do setu DJ-a Alexa.
Nasz fotograf, Roey Yohai, przekonał nas, abyśmy rano po ślubie założyli stroje ślubne i spotkali się z nim na plaży na ostatnią poślubną sesję zdjęciową w oceanie.
Zgodziliśmy się spotkać na plaży w naszych strojach ślubnych, ale oboje zdecydowaliśmy, że dobrym pomysłem będzie niezakładanie butów.
Cocoa została z przyjaciółką na noc weselną. Tutaj spotykamy się z nią na plaży następnego ranka.
Początkowo niechętnie wchodziłam do wody w sukni, ale w końcu zdecydowaliśmy się na to.
Jako producentka nie mogłam przestać myśleć o naszych zdjęciach. Chcieliśmy czegoś dokumentalnego, ale romantycznego – nie przesadnie wyprodukowanego lub wystylizowanego. Od naszych zaręczyn marzyłam o tym, by Roey Yohai sfotografował nasz ślub. Byłam tak wybredna przy wybieraniu autora zdjęć, że po wielu poszukiwaniach został on dosłownie jedynym fotografem, którego rzeczywiście braliśmy pod uwagę. Mieliśmy szczęście i udało nam się umówić z nim i jego zespołem, aby przylecieli do Puerto Rico i udokumentowali nasz ślub. Jestem im dozgonnie wdzięczna – naprawdę sprawili, że nasze wyobrażenie stało się rzeczywistością!
Uwielbiam te zdjęcia w czerni i bieli. Uważam, że idealnie oddają sfotografowane chwile. Próbujemy zdecydować się na trzy zdjęcia, które zawisną obok siebie w naszym domu. Okazuje się to trudne – jest tak wiele wspaniałych!
Miles i Cocoa byli dobrymi kumplami, jeśli chodzi o wspieranie i urzeczywistnianie mojej wizji fotograficznej. Tutaj „relaksujemy się” na falach.
Podobał mi się pomysł sesji zdjęciowej w wodzie, ale byłam niezdecydowana co do wchodzenia do oceanu w sukni. W końcu się zdecydowałam i bardzo się cie-szę, że to zrobiłam. Zdjęcia wyszły fantastycznie. To jedne z naszych ulubionych fotografii z całego weekendu.
Wierzcie lub nie, ale moja sukienka nie została zniszczona przez zanurzenie jej w oceanie. Mogłam ją profesjonalnie wyczyścić, a potem spakować po zakończeniu weselnego weekendu.
Pływanie rano po naszym ślubie było naprawdę katartycznym i duchowym doświadczeniem. Wiem, że może to zabrzmieć tandetnie, ale żyjąc w Rio Grande – i w Puerto Rico – można naprawdę poczuć więź z naturą i ziemią. W jakiś sposób przełożyło się to również na nasze własne poczucie bycia razem. Tego ranka wszystko zatoczyło koło. Mieliśmy szczęście, że Roey mógł to uchwycić.
Trafiliśmy tam, gdzie wszystko się zaczęło, byliśmy znowu na plaży, bez koszulek. Idealne zakończenie naprawdę magicznego weekendu!v
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.