Choć to garderoba Carrie Bradshaw jest zwykle na ustach wszystkich, gdy mowa o kultowych stylizacjach z serialu „Seks w wielkim mieście”, warto docenić jeszcze jedną postać. Stanford Blatch, grany przez nieżyjącego już aktora Williego Garsona, zachwycał stylem nie mniej niż cztery przyjaciółki z Manhattanu. Przyglądamy się mu bliżej.
Trudno uwierzyć, że serial „Seks w wielkim mieście” po raz pierwszy pojawił się na ekranach naszych telewizorów 25 lat temu. Popularność serialu HBO wciąż trwa. Po wydaniu dwóch filmów fabularnych i nowego serialu spin-offu „I tak po prostu...” zawiłe życie Carrie, Charlotte i Mirandy toczy się dalej (drugi sezon będzie zawierał nawet wątek z Samanthą!). Patrząc na te 25 lat historii, łatwo dojść do wniosku, że jest jeden członek obsady, który często jest pomijany w rozmowach o modzie: Stanford Blatch, grany przez nieżyjącego już Williego Garsona. Stanford okazał się nie tylko najlepszym gejowskim przyjacielem Carrie, lecz także gwiazdą stylu. Przyjrzyjmy się jego postaci.
W uniwersum „Seksu w wielkim mieście” Stanford – właściciel agencji talentów – był często postrzegany jako prawa ręka Carrie. Jego zadaniem było pomaganie jej w codziennych problemach i życiu sercowym. Od czasu do czasu pojawiał się jednak wyjątkowy wątek ze Stanfordem, jak na przykład wtedy, gdy pojawił się jego chłopak Marcus albo gdy w końcu poślubił Anthony'ego w drugim filmie „Seks w wielkim mieście”. Mimo że był drugoplanowym bohaterem, nienaganna garderoba Stanforda kradła praktycznie każdą scenę, w której się pojawiał.
Obowiązkowym elementem stylizacji Stanforda był idealnie skrojony garnitur, który często był uzupełniany kolorową koszulą, wzorzystym krawatem i pasującą do niego poszetką. Chętnie nosił do niego jasny beret lub kapelusz z rondem i zawsze przyciemniane okulary. Gdybym miał opisać wygląd Stanforda jednym słowem, powiedziałbym, że był krzykliwy. Ale pośród błyszczącego stylu czterech głównych dam, było coś odświeżającego w wyczuciu mody Stanforda: ubierał się tak, by być zauważonym, i nie dbał o to, co ktoś pomyśli.
Kiedy w jednym z wcześniejszych sezonów stara się wzbudzić zazdrość Anthony'ego, maszeruje w stronę stołu obiadowego w odważnej koszuli (z dopasowanym kapeluszem) i jasnym turkusowym krawacie. Wygląda wtedy wprost bajecznie. Miał też swój autorski sposób na zestawianie wzorów, jak wtedy, gdy połączył fioletowo-białą koszulę w kwiaty z żółtym wzorzystym krawatem. To naprawdę sztuka.
Ale Stanford potrafił też nosić jasną paletę kolorów. Jeden z moich ulubionych momentów stylistycznych wszech czasów ma miejsce w drugim filmie „Seks w wielkim mieście”, kiedy bohater w końcu formalizuje związek z Anthonym w eleganckim białym garniturze Diora, w komplecie z jedwabną bluzką z kokardką. – Masz na sobie biel! – mówi zaskoczona Carrie. – Jak dziewica dotknięta pierwszy raz – odpowiada Stanford, cytując jedną z najsłynniejszych piosenek Madonny.
Choć w „Seksie w wielkim mieście” brakowało czasu ekranowego na dalszy rozwój postaci Stanforda, kostiumolodzy serii, Patricia Field i Molly Rogers, świetnie grali jego garderobą, nadając jej gwiazdorską jakość, na którą tak zasłużył. Carrie może być najbardziej znaną ikoną stylu, ale to Stanford wygrywa ten tytuł w naszych sercach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.