Zrozumiałam dziedzictwo naszych przodków i kobiet z mojej rodziny. Teraz moja kolej, by zająć się dziećmi, rodziną i krajem – mówi ukraińska modelka Tanya Ruban.
Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie świat widział już wiele obrazów przedstawiających kobiety odważnie broniące swoich domów, pracujące jako wolontariuszki, wstępujące w szeregi policji obywatelskiej lub przekraczające granice ze swoimi rodzinami. Tanya Ruban, modelka i aktorka, pochodzi z rodziny takich właśnie silnych kobiet. Ruban, która urodziła się i wychowała w ukraińskim Czernihowie, mieszka obecnie w Barcelonie, a gdy rozpoczęły się działania wojenne, pracowała na Ibizie. W tegorocznym Dniu Matki czuje szczególną bliskość ze swoimi przodkiniami, a my, by uczcić to święto, spotkaliśmy się z nią, by o nich porozmawiać.
Opowiedz nam trochę o swoim pochodzeniu. Jak wyglądało twoje dzieciństwo?
Urodziłam się i dorastałam w Czernihowie w Ukrainie. Gdy moja mama mnie urodziła, była bardzo młoda, miała zaledwie 17 lat. Ojciec nie był obecny w moim życiu, więc wychowywali mnie dziadkowie, spędzałam też dużo czasu z prababcią. Dorastałam, słuchając wielu historii z czasów II wojny światowej, przez pięć lat grałam na bandurze (tradycyjnym ukraińskim instrumencie), angażowałam się we wszystkie zajęcia artystyczne. Czułam, że muszę znaleźć w swoim życiu cel, dzięki któremu będę w stanie pomóc rodzinie.
Opowiedz nam o swojej rodzinie, szczególnie o mamie i babci.
Zacznę od mojej prababci. Miała na imię Uliana. Była weteranką II wojny światowej, została odznaczona pięcioma medalami. Uwielbiałam, gdy mi je pokazywała i opowiadała o tym, jak ona i mój dziadek byli partyzantami, jak walczyli w lasach i jakich sztuczek używali, by pokonać nazistów.
Moja babcia Tetyana (imię dostałam po niej) była wyjątkową kobietą i dyrektorką największej fabryki obuwniczej w mieście. Jej historia również jest dramatyczna. Urodziła się w Rosji po wojnie, gdy Stalin wprowadził politykę polegającą na deportacji Żydów do Żydowskiego Obwodu Autonomicznego i innych części Syberii. Jej matka, Shelma, była Żydówką. Teściowa Shelmy zgłosiła władzom, jakiego pochodzenia jest jej synowa. Myśląc o przyszłości mojej babci, Tetyany, jej matka musiała ją zostawić i wyjechać. Babcia została adoptowana przez swoich dziadków, którzy powiedzieli jej, że mama zmarła na raka. Przez całe życie bała się, że też zachoruje. Dopiero gdy miała prawie 70 lat, dowiedziała się, że jej matka żyje i mieszka w Nowym Jorku. Spotkałam się z Shelmą i to ja powiedziałam jej o śmierci jej córki.
Moja mama, Oksana, prowadziła po dziadkach rodzinną firmę i wychowała trzy córki. W roku 2014, gdy wybuchła wojna w Donbasie, rzuciła wszystko i pojechała na wschód, by w końcu spełnić swoje marzenie o pomaganiu innym ludziom. Zawsze chciała zostać lekarką, ale ponieważ nasza rodzina rozwijała biznes obuwniczy, jej obowiązkiem było przejąć to dziedzictwo. W 2014 r. została wolontariuszką, a następnie ratownikiem medycznym i instruktorem pierwszej pomocy. Ta straszna sytuacja pozwoliła jej na spełnienie swojego marzenia. Do dziś asystuje przy operacjach i pracuje jako wolontariuszka.
Jak wyglądało życie małej dziewczynki żyjącej w Ukrainie w latach 90.?
Dzieciństwo w latach 90. nie było łatwe. Szybko musiałam dorosnąć. Moja rodzina ciężko przeżyła utratę fabryki. Zostali zmuszeni do stworzenia nowej firmy od podstaw, a jednocześnie starali się mnie chronić, jak tylko byli w stanie. Moja pierwsza siostra Valeria urodziła się w roku 1995. Miałam osiem lat i od samego początku musiałam się nią zajmować. Moja mama pracowała i studiowała, budowaliśmy nasz rodzinny dom, więc zawsze wiedziałam, że rodzina potrzebuje mojej pomocy.
A więc najpierw szłam do szkoły, a z niej prosto do szkoły plastycznej. Potem biegłam do domu, by zająć się siostrą, pomóc w pracach domowych, takich jak podlewanie roślin w ogrodzie, gotowanie obiadu, a następnie odrabiałam zadania domowe.
Letnie wakacje spędzałam w ogrodzie, pomagając przy uprawie ziemniaków i innych warzyw. To ciężka praca. Nie miałam czasu na wychodzenie z domu, który dla Ukraińców jest bardzo ważny. To dusza rodziny.
Jak wyglądała rola kobiet w twoim kraju?
Kobiety odgrywały kluczową rolę w historii mojego kraju. Nasi mężczyźni to Kozacy – są wojownikami. Ukraina przez wieki zmagała się z represjami, Wielkim Głodem i ludobójstwem. Największy pomnik w stolicy Ukrainy to pomnik Matki Ojczyzny. Jest to symboliczna postać matki chroniącej nas wszystkich. To właśnie matki musiały zajmować się ogniskiem domowym, wychowywać dzieci, utrzymywać je, zastępować ojców, gdy ci walczyli o nasz kraj i naszą wolność. Jeżeli zachodziła taka potrzeba, stawały z nimi ramię w ramię w walce. Robiła to moja prababcia. Staliśmy się jedną wielką rodziną, która zrobi wszystko, by uratować swój dom.
Co czułaś na początku wojny?
Gdy wybuchła wojna, byłam w pracy na Ibizie. Obudziłam się o piątej rano, nie wiedząc, dlaczego. Miałam dziwne poczucie zagrożenia, a gdy spojrzałam na telefon, zobaczyłam wiadomości. „Zaczęło się” od mojej siostry i „Córeczko, zaczęła się wojna” od mamy. Poczułam szok, załamanie, złość, ból i strach. Nie jestem w stanie opisać wszystkich uczuć, które towarzyszyły mi przez pierwsze dni. Nikt nie spodziewał się, że to się wydarzy. Nikt nie spodziewa się, że jego dom zostanie zbombardowany i zrównany z ziemią. Na coś takiego nie da się przygotować. Blok, w którym mam mieszkanie w Czernihowie, też został zbombardowany, a ja byłam w stanie myśleć tylko o tym, czy nikt nie został ranny albo zabity. Mieszkaniem w ogóle się nie przejmowałam. Wiedziałam, że je odbudujemy.
Towarzyszyły mi mieszane uczucia: poczucie winy, że mnie tam nie ma, ale i ulga, że moje dzieci nie oglądają tego piekła na ziemi. Tylko one powstrzymują mnie przed powrotem do domu. Odpowiedzialność za ich utrzymanie to powód, dla którego nie jadę do Ukrainy, za to szukam sposobu, by pomagać stąd.
Z pomocą mojej mamy (która przysłała mi listę potrzebnych rzeczy) i ukraińskiej społeczności w Sant Cugat i Castelldefels w Barcelonie szybko zorganizowaliśmy centrum pomocy, gdzie udało nam się wypełnić 20-tonową ciężarówkę i wysłać ją do Ukrainy w zaledwie pięć dni.
Był to czas, gdy naprawdę zrozumiałam dziedzictwo naszych przodków i kobiet z mojej rodziny. Dotarło do mnie, że nadeszła moja kolej, by zająć się dziećmi, rodziną i krajem. To czas, gdy muszę przejąć te obowiązki.
Jakie wartości chcesz wpoić swoim dzieciom, Martinowi i Mayi? Jak wygląda macierzyństwo w tak ciężkich czasach?
Ważne jest to, by moje dzieci miały w sercu takie wartości, jak człowieczeństwo i współczucie. Muszą pielęgnować i doceniać wolność. Moim obowiązkiem jest to wzmacniać.
Wspierając te organizacje, możesz pomóc ludziom dotkniętym przez wojnę w Ukrainie: https://dopomoga.cn.ua/ i https://handtohand.in.ua/
Artykuł po raz pierwszy ukazał się na Vogue.com.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.