Nawet jeśli nie znasz muzyki Måneskin, istnieje szansa, że wiesz, iż wśród 70 tysięcy fanów, którzy zebrali się na koncercie zespołu w Circus Maximus w ich rodzinnym Rzymie, znalazły się Angelina Jolie i Shiloh Jolie-Pitt, co TikTok i tabloidy z zapałem relacjonowały. To świat Måneskin, a my w nim żyjemy.
Jeśli komuś trzeba ich jeszcze przedstawiać, Måneskin to włoski zespół rockowy o duńskiej nazwie (która oznacza światło księżyca). Został założony w 2016 roku przez basistkę Victorię De Angelis (jest ona w połowie Dunką, co wyjaśnia nazwę zespołu), gitarzystę Thomasa Raggiego, wokalistę Damiana Davida i perkusistę Ethana Torchio.
Czwórka muzyków brała udział w lokalnym konkursie talentów i grała na ulicach Rzymu, a potem, w 2017 roku, wystąpiła we włoskiej edycji programu „X-Factor”, w którym zajęła drugie miejsce. Trzy lata później wygrali konkurs na festiwalu w San Remo, a następnie Eurowizję, na której zaprezentowali się w efektownym, wybuchowym wręcz, gorąco oklaskiwanym występie – ze sznurowaną skórą w odcieniu oberżyny, w butach na platformach, z nagimi klatkami piersiowymi i mocnym eyelinerem. Był maj 2021 roku, świat budził się po roku lockdownu, a zabawowy charakter zespołu okazał się zaraźliwy. Niedługo potem dostali zaproszenie, by otworzyć koncert Rolling Stonesów w Los Angeles.
Wrócili do Ameryki, by zagrać koncert w ramach SiriusXM Small Stage Series. Na szczęście wszyscy członkowie Måneskin są w wieku pozwalającym na picie alkoholu, ponieważ cin cin lał się tam strumieniami. Ich hitowy singiel „Supermodel”, wyprodukowany przez znającego się na rzeczy szwedzkiego producenta Maxa Martina, znajduje się na szczycie list przebojów muzyki alternatywnej i jest na dobrej drodze, by stać się piosenką tego lata. Poza tym ogłoszono niedawno, że zespół jest nominowany do dwóch MTV Video Music Awards (za najlepszy debiut i najlepszy teledysk alternatywny). A jeśli mowa o ich popularności oraz wizerunku, nie można zapomnieć o garderobie Gucci autorstwa samego Alessandra Michele’a.
Opisując ich historię, nie można z całą pewnością użyć określenia „od pucybuta do milionera”, choć przeszli ścieżkę spełniania amerykańskiego snu, w pogoni za którym tak wielu Włochów wyjechało do Stanów Zjednoczonych. – Spełniamy swoje marzenia, na pewno – przyznał frontman David, gdy ubrany w projekty Gucci odwiedził amerykańską redakcję „Vogue’a”. – Jednak działamy w trochę inny sposób niż większość. Nie mamy wrażenia, że ktoś nas odkrył. Wszystko zawdzięczamy sobie. Ciężko pracowaliśmy, by znaleźć się tu, gdzie jesteśmy, więc oczywiście cieszymy się, ale z drugiej strony – przepraszam, jeżeli zabrzmi to jak zbytnia pewność siebie – czujemy, że zasłużyliśmy na swoją pozycję.
Oczywiście, że zasłużyli (oddanie zespołu dla swojego rzemiosła widać w filmie dokumentalnym z 2018 roku) – ale wydaje się, że ich sukces ma również związek z tym, jak bardzo są ekscentryczni. Włoski zespół glam punkowy? Kto by pomyślał? Włochy znane są z wielu rzeczy – między innymi mody, sztuki, jedzenia, tkanin – ale kultura młodzieżowa raczej się do nich nie zalicza. Poza granicami tego kraju nikt nie wie nic o włoskim rock and rollu. Tymczasem Måneskin dostarcza ciągłych niespodzianek, postępując wbrew powszechnym oczekiwaniom. Nieważne, czy wpisuje się w nasze preferencje, czy nie, Davidowi nie można odmówić bluesowego głosu. Widać też, że zespół czerpie ogromną przyjemność z tego, co robi. W krótkim czasie pokazali, że marzą, by być gwiazdami rocka, udowodnili, że nie odgrywają jedynie swojej roli, że ten tytuł im się należy.
Tym, co na pierwszy rzut oka zdradza, że Måneskin to włoski zespół, jest jego Guccifikacja. Jednak w prawie każdej innej kwestii grupa wymyka się schematom. Wiele z włoskich towarów eksportowych zawiera stereotypowy nostalgiczny duch dolce vita – rzymskie wakacje, Sophia, Gina, „Dawid” Michała Anioła. Måneskin patrzy na swoją twórczość bardziej globalnie, jest ona szczególnie zakotwiczona w ciężkim gitarowym brzmieniu brytyjskich i amerykańskich zespołów rockowych z lat 70. Słuchając ich, myślimy o takich muzykach, jak David Bowie jako Ziggy Stardust, Slade czy New York Dolls.
Na scenie Måneskin uosabiają styl, który można streścić hasłem „sex, drugs, rock and roll” związanym ze spelunami i ciemnymi zaułkami nowojorskiego Lower East Side. Ale czwórka muzyków ma rozwinięty instynkt samozachowawczy i stosunek do zdrowia. U nich w grę nie wchodzą sztuczne stymulanty, choć podczas Eurowizji rozpętała się związana z tym tematem burza w szklance wody. (Mowa o zdjęciu, na którym David nachyla się nad stołem; doprowadziło to do oskarżeń o zażywanie kokainy. Muzyk zaprzeczył zarzutom, a dobrowolny test na obecność narkotyków potwierdził, że mówił prawdę). W przeciwieństwie do antybohaterki ich letniego hitu „Supermodel” członkowie zespołu, ciągle w trasie i w świetle reflektorów, potrzebują wakacji, a nie odwyku.
Swoją drogą wspomniana piosenka nie opowiada o konkretnej osobie. Jest to raczej zbiór ludzi pozujących na innych niż są, a takich Måneskin spotkali w Los Angeles. – Wielu odbiorców myśli, że napisaliśmy i wykonujemy utwór o supermodelce, ale to nieprawda – podkreśla David. – Supermodelki z lat 90. są superfajne, supermądre, superskupione na karierze. Ich styl życia był dziwny, szalony, ale dla nich samych oznaczał coś autentycznego i naturalnego. Piosenka opowiada o osobach udających supermodelki. Widzieliśmy wielu ludzi bez pieniędzy, bez umiejętności, niemających niczego, którzy udawali, że mają pieniądze, umiejętności i znajomości. Strasznie nas to bawiło. Udawali, że są takimi supermodelkami. Skoro już była o tym mowa, zapytałam każdego członka zespołu o ich ulubioną supermodelkę z lat 90. De Angelis, Raggi i Torchio postawili na Kate Moss; David wskazał Carlę Bruni.
Sława stała się nieodłącznym elementem codzienności każdego muzyka z zespołu Måneskin, co – jak mówi David – stanowi wyzwanie dla życia osobistego. Ważna jest też kwestia rozgraniczenia pomiędzy wizerunkiem scenicznym i tym, kim jest się poza sceną. Ważną częścią tego pierwszego są moda i mocny makijaż. Styl muzyków to spełnienie marzeń wielbicieli lat 70., z rozpiętymi koszulami ukazującymi tatuaże i spodniami dzwonami. Måneskin nie cofają się przed nawiązaniami do BDSM, zarówno w garderobie, jak i w słowach piosenek – wystarczy przesłuchać „I Wanna Be Your Slave” z drugiego albumu zespołu oraz jego remake nagrany z ikoną lat 70. Iggym Popem.
Zwracają uwagę, że w pewnym sensie dzisiejsza moda i kwestie społeczne są zbliżone do tego, co obserwowano w latach 70., dekadzie zdefiniowanej przez walkę o sprawiedliwość społeczną, znaczenie feminizmu, wolność seksualną. – Na scenie rockowej i punkowej pojawiło się wtedy wielu artystów próbujących naginać określone normy za pomocą swojej muzyki. Byli modowymi i estetycznymi rewolucjonistami – robili to nie tylko dla mody, ale dla społeczeństwa – zauważa De Angelis. – Niestety, o wiele z tych spraw nadal trzeba walczyć. A my musimy pokazywać, że wspieramy tę walkę.
Jako przedstawicielom pokolenia Z, członkom zespołu zależy, by komunikować, jak ważna jest wolność. Chcą też dzielić swoją pasją do klasycznego rocka. Jak powiedział David w wywiadzie z 2017 roku: „Nasz zespół tłumaczy muzykę z przeszłości na współczesny język”. Wystarczy przysłuchać się ich wersji hitu „If I Can Dream” Elvisa Presleya z 1968 roku, którą nagrali na potrzeby filmu „Elvis” Baza Luhrmanna. Ich cover piosenki „Beggin”, nagranej przez Four Seasons w 1967 roku, ma ponad miliard odsłuchań na Spotify.
Covery pozostają ważną częścią ich występów, mimo że piszą i grają też własne piosenki. To podejście wynika z ich misji polegającej na budowaniu mostów pomiędzy starym i nowym, co wydaje się typowo rzymskim punktem widzenia. W każdym miejscu włoskiej stolicy to, co antyczne, prowadzi dialog z tym, co współczesne. Jednocześnie w kulturze popularnej nostalgia nie była jeszcze nigdy tak ważną siłą.
De Angelis sugeruje, że ich głośny, szorstki styl gry był rodzajem wsparcia, którego wielu z nas potrzebowało po okresie lockdownu. Dodatkowo ich efektowny, pełen blasku styl wpisuje się w eskapistyczny imprezowy nastrój, do jakiego nawiązuje teraz wielu projektantów.
Choć Måneskin promują akceptację dla różnorodności, podkreślają płynną płciowo estetykę, ich świat opiera się na podstawowych podziałach binarnych: nowe-stare, włoskie-angielskie, publiczne-prywatne. Taki rodzaj myślenia ma też związek ze wspomnianym wcześniej podziałem na persony sceniczne i osoby prywatne. Według Davida mogą one współistnieć: – Myślę, że sprowadza się to do idei, że dwie różne rzeczy mogą istnieć w tym samym momencie i być równie prawdziwe. Czuję, że na scenie i poza nią jestem zupełnie inną osobą, ale nie mam wrażenia, bym w którejś z tych sytuacji coś udawał. W zależności od kontekstu ujawnia się inna część mnie. Poza sceną jestem bardzo zamknięty w sobie, na scenie szaleję. To dwa aspekty mojej osobowości, które są tak samo prawdziwe. Zmienia się tylko kontekst.
Reakcja De Angelis związana z tym tematem jest przeciwna: – Czuję, że zawsze jestem sobą, ale czas na scenie wydaje mi się momentem, gdy mogę w pełni wyrazić to, kim jestem, być wolna od wszelkich zahamowań i po prostu cieszyć się chwilą. Czasami gramy przed 60 tysiącami ludzi i myślę wtedy, że kiedyś graliśmy tę samą piosenkę na ulicy. To niesamowite, jaką przeszliśmy drogę. Tylko my wiemy, z czym się to wiązało, więc towarzyszą temu ogromne emocje. W takich momentach czuję, że to, co robimy, naprawdę ma sens.
Odpowiedź Torchio jest bardziej wyważona. – Szczerze mówiąc, dużo o tym myślałem i jeszcze nie znalazłem odpowiedzi – wyjaśnia. – Ale prawdopodobnie nie chodzi o to, kim lub czym jestem na scenie i poza nią. Rzecz w tym, żeby żyć chwilą, co ostatnio staram się robić. Oczywiście na scenie zawsze jestem sobą. Myślę, że najważniejsze to być tu i teraz.
Reggi uwielbia występować. – Myślę, że to jedno z najbardziej autentycznych doświadczeń dla artysty – mówi. – Na scenie czujesz się wolny i jest to coś wyjątkowego, ponieważ nie ma żadnej bariery pomiędzy tobą a tłumem ludzi. Trwa bezpośrednie połączenie, coś niesamowitego. To najlepsze, co mogło mnie spotkać. Nigdy nie zejdę ze sceny.
Prawdopodobnie właśnie tak będzie. Cytując triumfalne słowa Davida z Eurowizji: „Rock and roll jest wiecznie żywy”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.