„Duński dizajn”, „meble z lat 60.”, a ostatnio także „przedmioty z PRL-u” to słowa klucze, które pojawiają się w pismach wnętrzarskich i na portalach aukcyjnych. Skandynawska lampa kuchenna PH5 czy fotel Chierowskiego to wyznaczniki dobrego smaku i alternatywa dla wszechobecnej Ikei. Karol Misztal odkrył ten trend już kilka lat temu. Jako skromny student mieszkający w Paryżu chciał tanio umeblować mieszkanie. – Przyjechałem do Francji z walizką, a wyjechałem cieżarówką – wspomina. Po powrocie do Polski hobby przekuł w pomysł na życie, tworząc yestersen, największą w kraju platformę sprzedaży mebli vintage.
Luksus inaczej
Na czym polega fenomen mebli z lat 60.? Z jednej strony, są proste i oszczędne w formie, z drugiej, często zdobią je ciekawe detale. – Uchwyty szafek lub wykończenie nóżek foteli z metali szlachetnych to hit! Ludzie to uwielbiają. Takie przedmioty natychmiast znikają z naszej strony – uśmiecha się Karol Misztal z yestersen. Na liście bestsellerów znalazły się także komody i highboardy. – To dlatego, że tego typu mebli – o organicznej formie, wykonanych z drewna egzotycznego – brakuje w sklepach – mówi Misztal. Równie przekonującym argumentem na rzecz mebli retro jest ich jakość. – Skoro fotel przetrwał pół wieku, to znaczy, że ma porządną konstrukcję. Spokojnie wytrzyma drugie tyle. A wygląd? Szlachetne materiały dobrze się starzeją – mówi z przekonaniem. W erze azjatyckich podróbek patyna, przetarcie czy odbarwienie, to prawdziwy certyfikat luksusowego pochodzenia.
Biuro yestersena znajduje się w jednym z modernistycznych Szarych Domów na warszawskim Mokotowie, a mieszkanie Karola w przedwojennej willi na Saskiej Kępie. W tych wnętrzach fotele w stylu mid-century modern albo stolik space age wyglądają zupełnie naturalnie. Jakby stały tu od lat. Opowiadają historię o luksusie na różnych poziomach. Tym materialnym, o czym świadczą drewno egzotyczne, metalowe detale, precyzja wykonania, świetne wzornictwo, ale też z tym trudnym do zdefiniowania, związany ze stylem życia i wartościami. Mówią nam o tym, jak ludzie dawniej żyli, do czego przywiązywali wagę. – Biurka vintage są duże, głębokie, z wieloma szufladami. Pięćdziesiąt lat temu spędzało się przy nich znacznie więcej czasu. Dziś siadamy przy nich na chwilę, żeby wysłać maila i biegniemy załatwić coś na mieście. Te meble mnie uspokajają – mówi Karol. Chyba z tego samego powodu wraca moda na luksusowe wełniane i jedwabne dywany. Jeszcze niedawno wzorzysty pers w salonie był symbolem mieszczańskiego obciachu, dziś staje się niepraktyczną ozdobą na granicy fetyszu. Żeby go docenić trzeba zdjąć buty i chodzić boso. – Sprzedają się również te bardziej wytarte w niespotykanych kolorach – uśmiecha się Karol.
Gdy pytam o nowy ważny trend w meblarstwie, Karol nie wymienia już żadnej konkretnej dekady. Mówi krótko: „antyki”. Delikatne i kruche, rzeźbione z inkrustacją, i fornirem. Meble z XIX i początku XX wieku, na których nie da się wygodnie usiąść. Nie wolno też postawić na nich kubka z herbatą. Wyrafinowane obiekty z trudną do odtworzenia historią, służące do patrzenia i podziwiania skomplikowanej formy i mistrzowskiego rzemiosła.
Harmonia kontrastu
Żaby coś znów stało się modne, musi minąć trochę czasu. Najlepiej tyle, żeby pokolenie, które kupuje, nie pamiętało okresu świetności danego przedmiotu. Wspomnienia z dzieciństwa dobrze działają w filmie i kulinariach, gorzej w dizajnie. Wzornictwo z lat 60. i 70. najbardziej cenią dzisiejsi 30-latkowie. Ich rodzice tej fascynacji nie podzielają. – Może to zależy od formy eksponowania. Uważam, że vintage potrzebuje wyjątkowego myślenia o przestrzeni. Popularna meblościanka w małych mieszkaniach w blokach, w towarzystwie mebli z tego samego kompletu, wyglądała zazwyczaj fatalnie. Ale ten sam regał w jasnym wysokim pomieszczeniu odciążony przez wyjęcie kilku desek z „pleców”, niezawalony książkami ani kolekcją kryształów, to już zupełnie co innego. Idąc tym tropem, jeśli szafę schowamy w ścianie, a wszystkie sprzęty kuchenne zamykamy w szafkach, to meble vintage, mają szansę stać się rzeźbą. Stawiamy ją na środku pokoju i kontemplujemy. Widziałem wczoraj szwedzkie krzesło bujane Grandessa projektu Leny Larsson, które stało na cieniutkim dywanie w pustym pokoju. Wyglądało świetnie! – puentuje.
Druga cenna rada to ćwiczenie wyobraźni. – Wnętrza vintage w Polsce są często prowadzone w jednym stylu. Modny jest schemat. Cały projekt w ciemnym lub rudym drewnie mid-century modern, do tego białe ściany i podłogi, a obok polski fotel klubowy. To jest pierwszy poziom wtajemniczenia, ale można odważniej i ciekawiej! – zapewnia Misztal. W takim mieszkaniu kolejne elementy są przewidywalne. Często bardziej czuć rękę architekta niż osobowość domowników. Wnętrze staje się perfekcyjnym hotelem, a jak wiadomo, perfekcjonizm w codziennym życiu nie zawsze jest osiągalny. – Ostatnio, gdy ktoś pytał o krzesła do ciemnego drewnianego stołu, zaproponowałem chrom. Szukając krzeseł z drewna idealnie pod kolor, stracimy wieki, a efekt wcale nie będzie ciekawy. Lepiej dobierać przez kontrast niż podobieństwo – wypowiada swoją złotą maksymę.
Nowe retro
Yestersen stawia sobie ambitne cele. Chce nie tylko docenić dobre wzornictwo z przeszłości, ale promować współczesne jego reinterpretacje. Bo jeśli zbadamy bliżej historię wzornictwa, zwłaszcza w Polsce, szybko zdamy sobie sprawę, że projektanci działali w określonym materiale tylko dlatego, że były w danym momencie dostępny. Wariacje na temat koloru, połysku czy innych detali wykończenia jeszcze 30 lat temu wydawały się fanaberią. Dlatego warto uruchomić wyobraźnię, by zwizualizować sobie siatkowe krzesło Henryka Sztaby z lat 60. w modnym dziś miedzianym wydaniu albo lampę Tomka Rudkiewicza z lat 80. we współczesnej matowej grafitowej wersji. – Myślę, że to jest dobry kierunek dla rozwoju niezależnego przemysłu meblowego w Polsce. Przodujemy w Europie w produkcji mebli, mamy zaplecze technologiczne, doświadczonych rzemieślników i coraz więcej marek, które z powodzeniem przywracają dawne wzory – mówi Karol, zdradzając plany ekspansji na zachodnie rynki. Nowym terytorium yestersena jest Hiszpania, ale wymiana zagraniczna działa w dwie strony. Platforma ściąga nowe, zupełnie nieznane w Polsce z Katalonii i okolic Madrytu, a jednocześnie przywozi współczesne reinterpretacje polskich klasyków. Transport jest drogi, ale jakość i oryginalność mebli rozwiewa wątpliwości. – Warto!. Słyszę odpowiedź, chociaż nie zadałam jeszcze pytania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.