Znaleziono 0 artykułów
09.07.2024

Dlaczego Katarzyna Kozyra zamieszkała w Zachęcie? Rozmawiamy z artystką

09.07.2024
(Fot. Pamela Bachar)

Do galerii przywiozła z domu fotel, krzesło, stół, lampę, dywan, akcesoria do jogi, deskorolkę, która służy jej do ćwiczenia pośladków. Galeria zorganizowała dla Kozyry łóżko. Artystka, o której od lat pojawiały się nieprzychylne komentarze, że „mieszka w Zachęcie”, że jest ulubienicą instytucji, zamieszkała w niej naprawdę. W ten sposób realizuje performance „Jestem sobie”.

– Kim jesteś?– pytam lalkę, którą można by nazwać Katarzyną Kozyrą 2.0. – Jestem chodzącą historią – odpowiada, ale nawet gdybym chciała zbudować na tym stwierdzeniu narrację wokół trwającego właśnie performanceu artystki w Zachęcie, to lalka mi na to nie pozwoli, bo już na kolejne poważne pytania odpowiada: – La la la la.

Właściwa Katarzyna Kozyra zapytana, czy czuje się chodzącą historią, macha lekceważąco ręką, bo zdanie, które włożyła lalce w usta, jest czystą prowokacją. 

Lalka właśnie rozgościła się w Zachęcie, w „pokoiku” Katarzyny Kozyry, przestrzeni wydzielonej parawanem w Sali Matejkowskiej. Najpierw, miesiąc temu, rozgościła się tu sama artystka. Zaproszona z performance’em w ramach wystawy „Łzy szczęścia” zaproponowała, że tutaj fizycznie zamieszka. Można powiedzieć, że zamieszkała wśród własnych prac, bo na wystawie nie zabrakło takich jej dzieł, jak „Piramida zwierząt”, „Święto wiosny”, „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” czy „Olimpia”.

Katarzyna Kozyra (Fot. Pamela Bachar)

Od lat można było usłyszeć komentarze, że „Kozyra mieszka w Zachęcie”

Wystawą zbiorową „Łzy szczęścia” Zachęta sięga do znakomitych własnych zbiorów, do prac czołowych artystów, które znamy z wcześniejszych ekspozycji, a nawet już z podręczników historii sztuki. Jest historycznie, i nawet trochę nostalgicznie, oraz edukacyjnie, bo przecież dla sporej części młodych widzów polska sztuka lat 90. XX wieku stanowi teren dopiero do odkrycia. W kontekście samej Kozyry wystarczy wspomnieć, że słynna „Piramida zwierząt” powstała 31 lat temu. W swoim czasie jej głęboko zaangażowana wymowa, protest przeciwko konsumpcji, hipokryzji i zabijaniu zwierzątzostały prymitywnie wypaczone, artystkę odsądzono od czci i wiary, zrobiono z niej niemal morderczynię i rozpętano nagonkę w mediach. – „Piramida zwierząt” rozbudziła chore fantazje, ktoś nawet napisał, że w Akademii niedługo będą robić abażury z ludzkiej skóry – opowiada Kozyra, wracając do atmosfery, która narosła wokół jej pracy dyplomowej. Po latach odium skandalu opadło, z perspektywy trzech dekad można stwierdzić, że „Piramida”, choć już historyczna, wyszła w przyszłość, bo problem wcale się nie skończył, tylko jeszcze się rozrasta. W każdym razie od niej rozpoczyna się obecność Katarzyny Kozyry w Zachęcie – Anda Rottenberg, ówczesna dyrektorka, doceniła pracę młodej artystki i zakupiła ją do tutejszej kolekcji.

(Fot. Pamela Bachar)

Do tej historycznej części reprezentacji Kozyry w ramach zbiorówki „Łzy szczęścia”dostajemy współczesny suplement w postaci performanceu „Jestem sobie”.

W pomyśle zadomowienia się tutaj są przekora i sporo prowokacji, bo od lat pojawiały się nieprzychylne komentarze, że „Kozyra mieszka w Zachęcie”, że jest ulubienicą instytucji. Zamieszkała więc, pokazała, że to przestrzeń dla niej przyjazna i bezpieczna. Przywiozła z domu kilka sprzętów, fotel, krzesło, stół, lampę, dywan, akcesoria do jogi, deskorolkę, która służy jej do ćwiczenia pośladków. Zachęta zorganizowała łóżko, ale już pościel jest artystki. I tak od miesiąca Katarzyna Kozyra „jest sobie” w Zachęcie, o czym od czasu do czasu informuje na swoich profilach w mediach społecznościowych, rozmawia z ludźmi, praktykuje jogę, czyta, śpi, czasem znika na krótko – wychodzi na papierosa, na basen, do ogrodu, tak jakby wychodziła z domu. 

(Fot. Pamela Bachar)

Duża część publiczności odbiera obecność artystki w Sali Matejkowskiej jako symbol zmiany w polityce kulturalnej. – Dla mnie, dla publiczności to jest powrót – potwierdza Kozyra.

(Fot. Pamela Bachar)

„Jestem sobie” jest też powrotem do siebie po ubiegłorocznym doświadczeniu ostrego kryzysu psychicznego, włącznie z hospitalizacją. I co ciekawe, w zamyśle performanceu jest odwołanie do pobytu na oddziale, swego rodzaju wycofania się, bycia cały czas wśród ludzi, z możliwością odejścia, schowania się pod kołdrą. – Ludzie na oddziale byli względem siebie bardzo życzliwi, i tak samo jest tutaj – zapewnia. – Doświadczamy wzajemnej delikatności, bliskości, uważności. Nawzajem coś sobie dajemy.

Po miesiącu mieszkania artystki w Zachęcie pojawiła się tam lalka wyglądająca jak Katarzyna Kozyra

Podczas kilku wizyt u artystki widziałam reakcje ludzi, którzy do niej zaglądają – mówią słowa uznania, są wzruszenia, gratulacje i życzenia na przyszłość, niektórzy chcą rozmowy, innym wystarczy stanąć w progu i popatrzeć, niektórzy zostawiają upominki. – Dostałam dmuchany łeb żaby, świeczkę w kształcie płomienia, bukiet róż, który już niestety usechł – wymienia Kozyra. – Ludzie przynoszą ciasteczka, dokarmiają mnie. Najpierw je rozdawałam, częstowałam, ale strasznie dużo energii tu zużywam i ciało potrzebuje cukru, więc teraz większość słodyczy sama zjadam. Widzę i odczuwam tę fizyczną i emocjonalną intensywność performanceu podczas naszych spotkań za parawanem, i zadziwia mnie łatwość i naturalność, z jaką wchodzę do tego tymczasowego domu Kozyry, w tę intymną przestrzeń, w której znika świadomość, że oto jestem w Zachęcie. Nie, jestem u Kaśki Kozyry. 

Oczywiście szukam analogii do Mariny Abramović i jej głośnego performanceu „Artystka jest Obecna” z 2010 roku w MoMA, kiedy Abramović przez trzy miesiące, po osiem godzin dziennie, siedziała na krześle ustawionym na środku muzealnej sali, a chętni mieli możliwość usiąść naprzeciwko niej. Polało się wtedy wiele oczyszczających łez. Działanie Kozyry wydaje się prostsze, bez patosu. 

(Fot. Pamela Bachar)

Teraz, po miesiącu mieszkania w Zachęcie, pojawiła się zmienniczka. Jedni widzowie doświadczą spotkania z żywą artystką, inni z lalką, która ma wzrost i figurę Kozyry, jej rysy twarzy, jej głos, rusza głową, rękami, nogami. – Od początku zakładałam, że muszę mieć sobowtórkę, na zastępstwo – opowiada artystka. – Jak mnie tu nie ma, to jest ona – lalka. I to jest ciekawe, bo ja jestem żywą osobą, a zamiast mniej jest lala – kukła z wmontowanym mechanizmem. Ma to jakiś związek z sytuacją, wobec której stoimy – awatary, sztuczna inteligencja, zmiana odbioru sztuki. Sama odczuwam lęk, że jest coś, czego nie rozumiem, nie znam, i nie wiem, z czym to jeść, albo jak mnie to zje. 

Katarzyna Kozyra zapewnia, że w Zachęcie spało jej się super, bo są wysokie sufity, dobra wentylacja. Zakłada zatyczki do uszu i nawet nie wie, kiedy zasypia. Trasę do łazienki ma wytyczoną światełkiem, żeby nie uruchomić alarmu, a przy łóżku – łoki-toki do łączności z ochroną. – Pracownicy z obsługi sal, z ochrony, już się przyzwyczaili, że tu jestem. Przychodzą, pytają, czy czegoś mi nie trzeba. Byłam ciekawa, jak to będzie zamieszkać tu, być na co dzień, spać, czy poczuję się jak w domu, czy to w ogóle jest możliwe. Czuję się tutaj u siebie. Już myślę, że będzie mi tego brakowało.                            

Małgorzata Czyńska
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Dlaczego Katarzyna Kozyra zamieszkała w Zachęcie? Rozmawiamy z artystką
Proszę czekać..
Zamknij