Do Oli Walków duży biust nie pasował – nie podobał jej się, w oczach mężczyzn czynił ją obiektem seksualnym, zwyczajnie męczył. W wieku 22 lat zdecydowała się na operację zmniejszenia piersi. Jako młoda fotografka przekuła doświadczenie w artystyczny projekt.
Miałam 14 lat, gdy urosły mi piersi. Właściwie z dnia na dzień obudziłam się w innym ciele. Potrzebowałam stanika. I wstydziłam się. Mama miała duży biust, zawsze była śmiała, w domu akceptowaliśmy ciało i nagość, moja starsza siostra nosiła już biustonosz. I tak byłam przerażona. Piersi od początku były duże i ciężkie, nawet w luźnej bluzce na pierwszy rzut oka różniły się od piersi koleżanek. Czułam, że powinny należeć do dojrzałej kobiety z dwójką dzieci.
Męski wzrok
Za to starsi mężczyźni bardzo je „doceniali”. Od razu zauważali mnie na ulicy i trzymali wzrokiem. Seksualność, którą mi przypisywali, przytłaczała. Dziś powiedziałabym, że czułam się molestowana, ale kilkanaście lat temu, przed erą #MeToo, nie mówiło się o tym. Musiałam sama sobie poradzić, więc spuszczałam wzrok, garbiłam plecy i starałam się zniknąć.
Kiedyś na basenie hotelowym zauważyłam, że pracownik gapi się na mnie. Kiedy spotkaliśmy się wzrokiem, uśmiechnął się sugestywnie. Uciekłam do mamy. Do końca wyjazdu starałam się go nie spotkać.
Próba oswojenia
Gdy byłam nastolatką, nie mogłam kupować w normalnych sklepach. U brafitterki dowiedziałam się, że mam rozmiar 75G, więc mogę nosić zabudowany, babciny biustonosz z fiszbinami. Kosztował 400 zł.
Chodziłam więc w sportowych, spłaszczających topach, a w intymnych momentach byłam skrępowana. Mój pierwszy chłopak nie mówił nic na temat piersi, ale ja miałam już swój kompleks, że wyglądam jak MILF i brakuje mi dziewczęcości. Zdawało mi się, że przez biust wydaję się grubsza. I że pierś kobiety powinna zamknąć się w dłoni.
Kiedy poszłam na studia na krakowską Akademię Fotografii, powiedziałam dość. Zdecydowałam się na zmniejszenie biustu. Znalazłam klinikę na drugim końcu Polski. Rodzice odbyli ze mną poważną rozmowę. Usłyszałam, że nie trzeba godzić się ze wszystkim, co przynosi życie. Mamy XXI wiek i możemy realizować się w życiu na własnych zasadach. Rodzice zapłacili też za operację, 10 tyś zł. Na NFZ nie mogłam liczyć, chociaż noszenie tak dużego biustu w perspektywie kilku lat wiązałoby się z poważnymi problemami z kręgosłupem.
„Zrobiłam cycki”
Nie bałam się blizn ani powikłań. Nie martwiłam się też, czy będę mogła kiedyś karmić piersią. Chciałam się uwolnić. Nie zastanawiałam się, jak mogłyby wyglądać moje nowe piersi. Lekarz o to nie spytał. Piersi miały być proporcjonalne – zostałam z rozmiarem miseczki D. Dziś chciałabym, mniejszą, ale byłam za bardzo speszona sytuacją. Musiałam przełamać w sobie jakiś irracjonalny wstyd. Bałam się, że ktoś mnie oceni. „Zrobiła sobie cycki za pieniądze rodziców”.
Z aparatem w ręku
Od początku wiedziałam, że operacja będzie punktem zwrotnym. Studiowałam fotografię, więc zaczęłam rejestrować to, co się ze mną dzieje. Na każdym kroku robiłam selfie – bez stanika, makijażu, retuszu. Czasami ledwo trzymałam telefon w dłoni, taka byłam obolała. Fotografie wychodziły rozmazane, kiepskie jakościowo, ale efekt mi się podobał. Najmocniejsze zdjęcia do projektu zrobił mi anestezjolog. Przed operacją dałam mu aparat, prosząc, żeby mnie fotografował. Później zobaczyłam siebie zaintubowaną, leżącą pod narkozą, z krwawiącą klatką piersiową. Wycięte sutki leżały z boku. Nigdy nie pokazałam tych zdjęć publicznie, bo były zbyt intymne i zbyt naturalistyczne. Mój projekt miał opowiadać o pozytywnym doświadczeniu odzyskiwania siebie.
We właściwym ciele
Zdjęcia trafiły na wystawę ShowOFF na krakowskim Miesiącu Fotografii. Jej kuratorami zostali Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek. Czułam wtedy, że robimy coś ważnego, nie tylko dla mnie. Byłam dumna. Na wernisaż pojechałam z gojącym się nowym biustem. Wreszcie zaczynał się mój czas. Kilka tygodni później dostałam się na fotografię na ASP w Poznaniu, potem z projektem zostałam zaproszona na wystawę „From Selfie to Self-Expression” w Saatchi Gallery w Londynie. Zresztą dziś kiedy pokazuje portfolio, choć zajmuję się bardziej fotografią mody, wciąż o nim przypominam, bo bardzo się z nim utożsamiam. Myślę, że dał mi ogromną siłę do walki i ukształtował jako fotografkę.
Gdy powstawał, Instagram dopiero się rozkręcał. Okazało się, że poruszyłam temat ważny dla wielu kobiet. Nadal dostaję wiadomości w mediach społecznościowych od dziewczyn, które pytają, jak to jest. Moje dwie przyjaciółki obserwując gwałtowną zmianę, ośmieliły się i też zdecydowały na operacje. Kilka lat później, więc w innych warunkach - ich piersi nie mają aż tak widocznych blizn.
Projekt trwa, z każdym selfie i każdym nagim zdjęciem. Od mojej operacji minęła dekada. Niczego nie żałuję. Gdybym miała znów przeżyć swoje życie, wszystko zrobiłabym dokładnie tak samo.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.