„Dobry rozwód” to nie abstrakcja. Nie oznacza też rozstania bez łez, złości i wzajemnych żali. Wręcz przeciwnie – to moment, w którym trzeba dać dojść do głosu wszystkim emocjom. O tym, jak rozejść się, by w przyszłości mieć poprawne relacje, rozmawiamy z psycholożką i psychoterapeutką Dorotą Mintą.
Czy można się dobrze rozwieść?
Dorota Minta: Można się nie tylko dobrze rozwieść, lecz także dobrze rozstać – rozchodzą się przecież także pary, które nie mają ślubu. Znam takie, które potrafiły na siebie spojrzeć i powiedzieć: „Zakończmy ten związek, ale nadal się wspierajmy”. I rzeczywiście mogą na siebie liczyć. Chociaż często są już w nowych związkach, pomagają sobie w kryzysowych sytuacjach, przy remontach lub w chorobie. Taka sytuacja rzadko jednak dotyczy trzydziestokilkulatków – najczęściej „dobrze” rozwodzą się osoby dojrzałe. Warto też podkreślić, że można dobrze się rozwieść, gdy pomiędzy partnerami nie ma ostrego konfliktu, poczucia krzywdy, niechęci czy wręcz nienawiści. Gdy jeden z partnerów zachowuje się nieuczciwie, knuje czy izoluje dzieci, to „dobry rozwód” może nie być możliwy.
Dobry rozwód, czyli jaki? Taki, w którym nie ma łez, a emocje odkładamy na bok?
Absolutnie nie. To rozstanie się z szacunkiem do drugiej osoby i do własnych emocji oraz zadbanie o to, żeby już po wszystkim nie tylko mnie było dobrze. Uważam, że tylko jeśli rozstanie oparte jest na emocjach, relacja ma szansę się poukładać. Rzadko obydwie strony jednocześnie dochodzą do wniosku, że chcą zakończyć związek. Przeważnie jeden z partnerów podnosi ten temat. Zaakceptowanie tej sytuacji jest w przypadku drugiej osoby procesem. Dlatego trzeba dać jej szansę na płacz, okazanie złości i przeżycie rozczarowania. Coraz więcej par przychodzi do psychoterapeuty nie po to, żeby scalił ich związek, tylko żeby pomógł im wynegocjować zasady rozstania i nauczył porozumiewać się tak, by rozstali się z szacunkiem.
Jak w dobrym rozwodzie może pomóc psychoterapeuta? Jest kimś w rodzaju mediatora?
Mediator najczęściej zajmuje się organizacyjnymi sprawami, np. ustaleniem, ile czasu, w jakie dni i w jakich godzinach każdy z partnerów będzie spędzać z dzieckiem. Psychoterapeuta natomiast zajmuje się kondycją psychiczną każdego z nich, a przede wszystkim pokazaniem, jak można zbudować kontakty po rozstaniu. Chodzi o to, by nie niszczyć tego, co było dobre przez ileś lat, i móc w przyszłości spokojnie ze sobą rozmawiać. Na początku te rozmowy są oczywiście bardzo rzadkie i „techniczne”, ale z czasem da się wypracować poprawne kontakty. Ale żeby było to możliwe, najpierw trzeba poradzić sobie ze złością, smutkiem, rozczarowaniem i innymi emocjami. Psychoterapeuta pomaga przepracować te emocje, ale też uczy dawania sobie nawzajem zgody na różne rzeczy – na przykład na kontakt z dzieckiem. Jeśli uda się to osiągnąć, to o wiele łatwiej jest dojść do porozumienia co do reszty spraw.
Dlaczego to właśnie opieka nad dziećmi jest najtrudniejszą częścią rozwodu?
Ponieważ nie tylko w sytuacji rozwodu, ale w ogóle kulturowo, ludzie mają poczucie własności w stosunku do dzieci. Nie traktują ich jak wolnych ludzi. Wciąż niewiele jest rodzin, w których podejście do dziecka jest demokratyczne i wolnościowe. Podczas rozwodów w większości przypadków problem leży po stronie kobiet. Mężczyźni mówią: „nasze dzieci”, kobiety: „moja córka”, „mój syn”. Ja mówię: „Wasze dziecko jest wolnym człowiekiem, który ma prawo decydować, z kim ile czasu chce spędzać. Nie możecie się nim dzielić pół na pół”. Najważniejsze, by zrozumieli, że nie rozmawiają o sobie.
Czy partnerzy, którzy się rozstają, mogą sobie nawzajem ułatwić przejście przez ten trudny czas?
Oczywiście, ale paradoksalnie mężczyznom przychodzi to łatwiej. Szczególnie tym, którzy nie odchodzą do innej kobiety, tylko „do siebie”, czyli żeby zacząć żyć innym życiem. Często są przygotowani do rozwodu. Chcą bardzo uczciwie podzielić majątek, zabezpieczają partnerkę, żeby miała dostatnie życie. Kobietom w takiej sytuacji trudno jest zaakceptować, że partner nie odchodzi do innej.
Wciąż tkwimy w stereotypowym myśleniu, że mężczyzna jest tym złym, który zdradził, a kobieta tą biedną, porzuconą, zdaną na łaskę losu. Jest jeszcze ta trzecia, czyli kochanka, która zmusiła go, by odszedł od żony.
Taki stereotyp wciąż funkcjonuje, a przecież to upupia mężczyzn. Nawet jeśli odchodzą do innej osoby, to przecież nie oznacza, że sami nie potrafią podjąć decyzji. A przecież wiele osób, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, kończy związek, ponieważ to, co w nim dostają, jest niewystarczające. Chcą więcej, ale od życia, a nie od innej kobiety. Znam historię kilku związków, gdzie zarówno kobieta, jak i mężczyzna odchodzili „do siebie”. Takie sytuacje są najtrudniejsze do zaakceptowania. Ale gdy zaczynam drążyć temat z taką parą, okazuje się, że dobrze bawili się razem tylko wśród znajomych. W domu od dawna się mijali.
Bywa też, że nie chcemy już dłużej tkwić w związku, ale trudno nam się do tego przyznać. Rozwód to przecież rewolucja, wielka zmiana. A zmiana często nie jest łatwa.
Powiedzmy wprost: każda zmiana jest trudna. Niektóre pary z lęku przed rozpoczęciem nowego życia, w pojedynkę lub z nowym partnerem, tkwią latami w tzw. białym małżeństwie. Związku, w którym nie ma czułości ani bliskości. Znam wiele par, które zgodziły się na taki układ, tłumacząc to dobrem dzieci. W efekcie albo obydwoje, albo jedno z nich równolegle prowadziło drugie życie albo gdzieś indziej zaspokajało potrzeby seksualne. Często mówię parom, że są trzy filary związku. Finanse, czyli zgoda co do zarządzania budżetem, co niekoniecznie oznacza, że każdy wpłaca do niego tyle samo – chodzi o transparentność. Drugi to system wartości, o którym mało mówi się w kontekście relacji. A przecież nie ma dobrego związku, gdy różnimy się w fundamentalnych sprawach. Trzeci to seksualność. WHO mówi, że mamy prawo do życia seksualnego tak, jak mamy prawo do wody i powietrza. Jeśli któryś z tych trzech filarów nie działa, nie stworzymy udanego związku.
Na koniec zapytam przewrotnie: czy w czasie trwania związku możemy zrobić coś, by ewentualne rozstanie przebiegło w przyjacielskiej atmosferze?
Przez całe życie budujemy różne relacje, dlatego musimy mieć świadomość, że naszym udziałem mogą być także rozstania. Oczywiście nie każdy musi doświadczyć rozpadu związku, ale warto pamiętać, że to się może wydarzyć. Nie budujmy jednak relacji, myśląc o tym, że ona może się kiedyś skończyć. Raczej uczmy się rozwiązywać konflikty oraz pokonywać mniejsze i większe kryzysy. Paradoksalnie pomoże nam to zbudować trwalszy, lepszy związek, który kiedyś będziemy umieli „dobrze” zakończyć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.