Znaleziono 0 artykułów
01.05.2024

Dokąd na wakacje? Niektórzy wolą zostać w domu

01.05.2024
Fot. Getty Images

Stres przed wyjazdem, presja podczas podróży. Zobaczyć wszystko? Zboczyć z trasy? A co, jeśli ktoś zeskanuje kartę i zostaniemy bez pieniędzy? Wielu osobom wakacje kojarzą się z nerwami, presją, a nie relaksem i przyjemnościami. Rozmawiamy z przedsiębiorczynią Marianną i prawniczką Karoliną o tym, jak wyzwoliły się spod presji instagramowych wakacji i dokąd jeżdżą teraz. Jeśli w ogóle jeżdżą. 

Marianna, 36 lat, przedsiębiorczyni: Nie lubię drogich wakacji, bo czuję presję

Przez 14 dni, na które czekam cały rok, mam odwiedzać najwspanialsze miejsca na ziemi, wyglądać jak grecka bogini i cieszyć się pełnią życia. Serio?

Prawda jest taka, że przez pierwszy tydzień odsypiam i aklimatyzuję się, a przez kolejny wydaję chore pieniądze na kawę w przereklamowanym kurorcie i stresuję się wszystkim, do czego mam wrócić po wakacjach. Tak jest co roku.

Psychoterapeutka poradziła mi, żebym wydłużyła urlop – z tygodnia- dwóch do trzech, a najlepiej miesiąca. Niestety, prowadząc firmę, nie mogę sobie na to pozwolić. Na pewno nie w najbliższych latach.

Wyjazdem denerwuję się już na etapie planowania. Zastanawiam się, co zrobię, jeśli ktoś zeskanuje moją kartę i zostanę bez pieniędzy. A co, jeśli w okolicy wybuchną pożary i będę musiała się ewakuować z hotelu? Przecież to nie są wyssane z palca scenariusze, takie rzeczy naprawdę się zdarzają i trudno je zmienić w barwne opowieści przygody. Stresuję się nawet przy pakowaniu, bo do końca nie umiem zdecydować, co zabrać. 

Jeśli mam jechać w modne, czyli oblegane miejsce, jak Meksyk, Tokio, czy Hydra, czuję presję, żeby wykorzystać tę szansę do maksimum. –Zobaczyć więc wszystko, co jest polecane, a najlepiej trochę więcej, bo wypada też zejść z utartego szlaku. Upolować stolik w najlepszej restauracji w okolicy. Znaleźć najbardziej rajską plażę. Słowem, przygotować się na pytania, które padną, gdy wrócę. Nie muszę dodawać, że na „jak było?” powinnam odpowiadać: „bajecznie”. 

Trudno się odpoczywa z takim obciążeniem. Zamiast skoncentrować się na słuchaniu audiobooka czy obserwowaniu ludzi na plaży, myślę o tym, co jeszcze muszę zobaczyć. Nie potrafię być tu i teraz.

Może nie umiem odpoczywać. Może potrzebę podróżowania zaspokajają mi liczne wyjazdy służbowe. A może nie znalazłam odpowiedniej pasji? Moi znajomi jeżdżą na tematyczne wczasy. Monika – singielka wkręcona w samorozwój – każdy wolny czas spędza, ćwicząc na Warmii albo Bali. Karol z Mateuszem podróżują tropem smaków. Latem do Włoch, zimą do Tajlandii. Smakują, poznają składniki, od lokalsów uczą się gotować, a po powrocie wydają kolację dla przyjaciół. 

Ja do niczego nie mam takiego zacięcia ani energii. Mój partner z natury jest introwertykiem, intensywne kontakty z ludźmi odchorowuje. W wakacje najchętniej zaszyłby się w domku na plaży i z nikim nie rozmawiał. Kiedy planowaliśmy nasz pierwszy długi weekend, jak zawsze zaczęłam panikować. Bałam się, że nie podołam wyzwaniu i zamiast cieszyć się z wyjazdowej randki, będę miała „muchy w nosie”. Postąpiłam zgodnie z radą terapeutki, która zaproponowała, żebyśmy wyluzowali. Poskutkowało. Zmieniliśmy wyjazd na mniej „instagramowy”. Paweł po prostu przyjechał do mnie z walizką. Poszliśmy na kolację, spotkaliśmy się ze znajomymi, oglądaliśmy filmy. Poczuliśmy się ze sobą dobrze i bezpiecznie jak nigdy wcześniej. 

Karolina, 41 lat, prawniczka w korporacji: Kierunek działka

Nie musisz pytać, gdzie spędzę majówkę, przecież wiesz, że nad Liwcem. 

To był klasyczny pandemiczny pomysł: znaleźć mały domek za miastem, blisko lasu. Najpierw z partnerem, synkiem i psem koczowaliśmy na działce rodziców, później zaczęliśmy szukać własnej. Wprawdzie skończyła się praca zdalna, trzeba było wrócić do biura, ale pomysł, żeby stworzyć drugi dom tylko do odpoczynku, wydawał się pociągający.

Działka jest na weekendy, święta i wakacje. Odkąd ją mamy, nie jeździmy nigdzie indziej. Nie dlatego, że tak zaplanowaliśmy, ale po prostu zawsze jest tam coś do zrobienia – od naprawy dachu, po podlanie roślin i skoszenie trawy. Poza tym chyba wolimy wydawać pieniądze, inwestując we własne miejsce, niż rozpraszać je na wypady, z których niewiele zostaje. Zbudowanie kominka, naprawa tarasu czy wygodne meble ogrodowe są dla mnie bardziej satysfakcjonujące niż wypad na koncert w Berlinie czy majówka w agroturystyce na Warmii.

Kiedy teściowie zaproponowali rodzinne wczasy w Grecji, wpadłam w przerażenie. Nigdy nie lubiłam all inclusive, więc pomysł, że mam swój cenny wolny czas i naprawdę duże pieniądze inwestować w taki rodzaj aktywności, uznałam za niedorzeczny.

Już w dzieciństwie nie przepadałam za wyjazdami. Jako nastolatka lubiłam zostawać w domu, choć nikt nie znał pojęcia „staycation”. Doceniałam puste miasto i mieszkanie bez rodziców. Nawet w weekendy, kiedy jechali do rodziny na wieś, ja wolałam zostać. Śmiałam się z mojej mamy, która całymi godzinami chodziła z sekatorem, wycinając samosiejki w ogrodzie babci. Teraz robię to samo w ogrodzie. Może się starzeję, a może po prostu zrozumiałam, na czym polega kontakt z przyrodą. 

Tylko raz, po pierwszym roku studiów wzięłam dziekankę i z ówczesnym chłopakiem pojechałam w wielką podróż po Stanach. On okazał się kimś innym, niż sądziłam, a Ameryka nie przypominała znanej z filmów krainy wolności. Zapamiętałam ciągły stres o to, czy uda nam się zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, by nie prosić o pomoc rodziców.

Późniejsze lata – samochodowe wycieczki po Europie były znacznie łaskawsze, ale nie rozsmakowałam się w wyjazdach.

Mam wrażenie, że dojrzałam do etapu, w którym pielęgnuje to, co jest dla mnie i moich bliskich naprawdę wartościowe. Po weekendzie spędzonym w ogrodzie jestem odprężona, zregenerowana i otwarta na nowy tydzień. Jeśli mam więcej czasu, gotuję albo czytam. Janka, która ma osiem lat, wychowuje się tu offline i odkrywa planszówki, Szymon chodzi po okolicznym lesie. Może kiedyś nam się to znudzi, ale chyba nieprędko. Na razie zastanawiam się, jak ocieplić dom, żeby stał się całoroczny.

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij