Sądy oczyszczają go z zarzutów, a HBO Max publikuje dokument z nieznanymi wcześniej historiami napastliwego zachowania amerykańskiego aktora. „Spacey: Bez maski” to portret wytrawnego seksualnego drapieżcy. Co na to sam oskarżony? „Jestem flirciarzem” – mówi gwiazdor zwolniony z „House Of Cards”.
To nie sława zrobiła z niego potwora. Przywileje, pieniądze i znajomości – to one uzbroiły go w poczucie, że jest bezkarny. – Obserwowałem, jak staje się gwiazdą i zyskuje władzę. Jeśli zaatakował mnie, gdy nie miał władzy, co mógł teraz zrobić? – zastanawia się Andy, jeden z bohaterów dwuczęściowego filmu dokumentalnego „Spacey: Bez maski”, który na początku lat 80. pracował w administracji jednego z nowojorskich teatrów. Spacey miał pewnego dnia posadzić mężczyznę na biurku, silnie przyprzeć do jego ciała, a po napotkaniu oporu wyjść z pomieszczenia wściekły, trzaskając drzwiami. – Siedziałem w ciszy i cały drżałem. Bałem się– opowiada Andy.
Świadectwo dziesięciu: O czym jest „Spacey: Bez maski” HBO Max?
„Spacey: Bez maski”, dokument brytyjskiej telewizji Channel 4, poza UK opublikowany na platformie streamingowej HBO Max, zbiera świadectwa 10 mężczyzn, którzy szczegółowo opowiadają o przypadkach przekroczeń natury seksualnej, jakich doświadczyli ze strony amerykańskiego aktora. Tych 10 mężczyzn spotykało Spacey’ego na różnych etapach jego życia i kariery: gdy grał główną rolę w hicie Netflixa „House Of Cards”, gdy prowadził teatr w Londynie, gdy dostał drugiego Oscara, a nawet gdy był początkującym aktorem i grał ogony w amatorskich teatrach… Najstarszy z opisanych w dokumencie przypadków sięga czasów liceum. „Spacey: Bez maski” pokazuje oprawcę, który skutecznie ukrył się w miejscu najbardziej wystawionym na widok publiczny – Hollywood – ale z drugiej strony skłania do refleksji nad definicją przemocy seksualnej w czasach po #MeToo. Wszystko, co mężczyźni z filmu zarzucają aktorowi, jest naganne, ale w świetle obowiązujących przepisów nie wszystko jest kryminalne. Czy w takim razie oprawca, który nie łamie prawa, to wciąż oprawca?
Twardziel nic nie może: Ofiary przemocy seksualnej o efekcie „paraliżu”
Dokument „Spacey: Bez maski” nie tylko konfrontuje widownię z utartymi przekonaniami na temat sprawców i samej przemocy, ale przede wszystkim dekonstruuje stereotypowy przekaz na temat ofiar napaści seksualnych. I z tego względu to rzecz niezbędna, edukacyjna. Dane mówią o tym, że jeden na sześciu mężczyzn doświadczył w dzieciństwie lub dorosłym życiu naruszenia na tle seksualnym. Wiemy, że mężczyźni padają ofiarą przemocy seksualnej i że zgłaszają ją jeszcze rzadziej niż kobiety, bo jest to okupione gigantycznym wstydem i poczuciem winy, potęgowanym sugestiami, że „jak to facet, a się nie obronił?”. – Każdy, komu to opowiadam, mówi, co zrobiłby na moim miejscu. „Dałbym mu w mordę! Dostałby kopa!”. Nieprawda, nikt by tak nie zrobił – opowiada Scott, były żołnierz piechoty morskiej, który spotkał Spacey’ego, gdy po zakończeniu służby w amerykańskiej armii próbował zaczepić się przemyśle filmowym. Scott jest postawny, wysportowany, wygląda jak kulturysta. – Facetom takim jak ja takie sytuacje się nie zdarzają – dodaje.
Inny bohater dokumentu, Daniel, opowiada: – Powiedziałem mu, że dobrze boksuję. Udawałem twardziela, wielkiego wojownika, ale on się mnie nie bał. To on miał władzę nade mną, bo grał główną rolę i był producentem wykonawczym „House of Cards”. Daniel grał w serialu Netflixa jednego z agentów Secret Service. Historie obu mężczyzn pokazują dobitnie, jak nadużycie o charakterze seksualnym jest w stanie złamać na wiele lat również mężczyznę stereotypowo postrzeganego jako mięśniaka i jak teoretyczna fizyczna przewaga nie znaczy nic w momencie, gdy dochodzi do przekroczenia granic, bo przemoc seksualna paraliżuje. Nawet boksera, nawet zawodowego żołnierza.
Media mogą zaszkodzić: Sprawa Anthony’ego Rappa
O niewłaściwym zachowaniu aktora mówiło się za kulisami od dawna, podobno w ekipie tworzącej „House of Cards” obowiązywała niepisana zasada, by zatrudniać mu wyłącznie asystentki – a nie asystentów – bo kobiet nie będzie napastował. Netflix zakończył współpracę z gwiazdą dopiero, gdy w 2017 r. Anthony Rapp, znany z broadwayowskiego musicalu „Rent” i serialu „Star Trek: Discovery”, udzielił wywiadu serwisowi Buzzfeed, w którym oskarżał Spacey’ego o napaść, do której miało dojść, gdy Rapp miał zaledwie 14 lat. Spacey wyleciał z serialu, usunięto go też z filmu „Wszystkie pieniądze świata”. O całej sprawie szczegółowo i wyczerpująco opowiada podcast „The Kevin Spacey Trail: Unfiltered”, w którym śledzono procesy sądowe Spacey’ego w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. W obu aktor został oczyszczony z zarzutów, a z podcastu wybrzmiewa m.in. pytanie o to, na ile skompromitowanemu aktorowi pomógł dziennikarz Buzzfeed, który przeprowadził wspomniany wywiad z Rappem. Autor rozmowy, prywatnie przyjaciel Rappa, nie sprawdził wszystkich informacji, a nawet niewielkie nieścisłości pomogły podważyć zeznania ofiary, podać w wątpliwość wiarygodność i szczerość intencji. Zespół prawników twierdził, że Rapp wszystko zmyślił, bo zazdrościł Spaceyowi sławy, a jego frustrację miał pogłębiać fakt, że Spacey jest na szczycie, bo nigdy publicznie nie przyznał się, że jest gejem, za to wyoutowani aktorzy nie mogli liczyć na główne role w oscarowych hitach. To prawda, że niechlujne dziennikarstwo śledcze w przypadku przemocy seksualnej służy oprawcy. Buzzfeed przed publikacją wywiadu z Rappem poprosił Spacey’ego o komentarz – dali mu jednak zaledwie jeden dzień na odniesienie się do zarzutów, bardzo ogólnie i powierzchownie nakreślonych w wiadomości do rzeczniczki prasowej aktora. Po premierze dokumentu „Spacey: Bez maski” aktor znów twierdzi, że dostał niewystarczająco dużo czasu na to, by odpowiedzieć na oskarżenia, a do tego produkcja nie opisała przedstawionych w filmie sytuacji wystarczająco szczegółowo. Dlatego nie udzielił komentarza twórcom filmu.
Kevin Spacey: Oprawca czy ofiara?
Ale za to skomentował całą sprawę w obszernej – to jedyny wywiad, jakiego udzielił w związku z premierą dokumentu – rozmowie z dziennikarzem Danem Woottonem opublikowanej w serwisie X. – Biorę pełną odpowiedzialność za wszystko, co zrobiłem w przeszłości. Ale nie mogę i nie zamierzam przepraszać nikogo, kto zmyśla czy opowiada o mnie wyolbrzymione historie – mówił, przy okazji przyznając, że lubi flirtować i rzeczywiście bywał zbyt nieustępliwy w zalotach. Może więc Kevin Spacey to po prostu rubaszny, podstarzały fircyk, który dorastał w czasach bez dostępu do rzetelnej edukacji seksualnej, więc nikt go nie nauczył szacunku do cudzych granic i nie objaśnił, na czym polega nienaruszalna zasada konsentu w kontaktach z innymi ludźmi? To prawda, że niektóre z opisanych w dokumencie sytuacji można – przy bardzo wyrozumiałej interpretacji – uznać za obleśnie natrętny podryw szemranego playboya. Spacey lubi przypominać, że w sądzie został uznany za niewinnego i że nie robi nic, co byłoby nielegalne. Tylko czy to wystarczające usprawiedliwienie, że nie na wszystko jest paragraf? Do wielu z opisanych w dokumencie zdarzeń doszło w miejscu pracy, na planie serialu „House Of Cards” czy w londyńskim teatrze Old Vic, który prowadził. Może więc Spacey powinien dostać dożywotni zakaz wykonywania zawodu? Zdaje się, że powrót aktora był już kwestią czasu, a reżyser Paul Schrader wywołał niemałą sensację, mówiąc ostatnio, że planuje go obsadzić w biografii Franka Sinatry. Czy dokument „Spacey: Bez maski”, w którym pojawiają się zupełnie nowe fakty z niechlubnego życia aktora, na dobre przekreśli jego karierę? Andy, Scott, Daniel i pozostali pewnie nie będą z tego powodu rozpaczać. To jedyna sprawiedliwość, na jaką mogą liczyć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.