Dom w sercu lasu
Chcieliśmy, żeby dom wniknął w las – mówi Anna Pydo, architektka i właścicielka nieruchomości. Razem ze wspólniczką Justyną Szadkowską prowadzą pracownię Tatemono. Nam opowiadają o tym, jak projektować w sposób zrównoważony, jak godzą pracę z macierzyństwem i jak udało im się stworzyć tak zgrany duet.
Kto mieszka w tym pięknym domu?
Justyna Szadkowska: Moja wspólniczka Ania z mężem Krzysztofem, również architektem, i dziećmi oraz psem. W drugim lokalu ich przyjaciele.
Anna Pydo: Mamy trzech małych synów, najmłodszy ma teraz rok, dlatego wiedzieliśmy, że w końcu będziemy musieli wyprowadzić się z naszego ukochanego mieszkania na Grochowie.
Dlaczego zdecydowaliście się na Radość?
AP: Mamy tu przyjaciół i lubimy leśny mikroklimat. Ze względów ekonomicznych zdecydowaliśmy się wybudować dom dwulokalowy, pozwalał na to miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.
Kto zamieszkał w drugiej części?
Podobne artykułyDizajn synestetyczny: Mieszkanie kojące zmysłyKamila Wojtkiewicz AP: „Współdzielenie” zaproponowalismy dwóm rodzinom i… obie się zgodziły. Musieliśmy wybierać. Ostatecznie naszymi sąsiadami są przyjaciele z poprzedniego osiedla. Mają dzieci w podobnym wieku i podobne potrzeby, więc mieszka się nam naprawdę dobrze. Oczywiście każdy z nas ma swoją przestrzeń. Współdzielimy jedynie ogród, który w razie konieczności też można rozdzielić.
Skąd pomysł, żeby dom był czarny?
AP: Największym wyzwaniem dla nas było zachowanie klimatu leśnej działki znajdującej się w otulinie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Chcieliśmy, żeby dom wpisał się w krajobraz, zniknął w otaczającym go lesie. Stąd pomysł, żeby bryła domu była czarna. Efekt ten udało się osiągnąć za pomocą ciemnych, ułożonych pionowo płytek kinkierowych, którymi pokryta jest elewacja. Projekt nawiązuje do sosen otaczających dom.
Na co zwracałyście szczególną uwagę, przystępując do projektu?
AP: Na światło. Zależało nam, żeby towarzyszyło nam przez cały dzień. Mimo wysokich drzew jest go tu bardzo dużo. Stąd sześciometrowej wysokości okna, szklane drzwi wejściowe czy obłożone lustrami szafy pod schodami, dzięki którym otaczający nas las widać od wejścia w każdej części domu. Cały czas jesteśmy w lesie.
Chciałyście zaprosić las do środka.
AP: To przenikanie się wnętrza domu i otaczającej nas natury widać też w doborze materiałów. Na dole postawiliśmy na polski marmur „Morawica”. Jego piaskowo-szary kolor jest niemal identyczny z kolorem tarasu, dzięki temu zaciera się granica między wnętrzem a zewnętrzem. Nawet będąc w domu ma się wrażenie, że jest się w ogrodzie.
JS: Pomysł na marmur pojawił się podczas pracy nad wystawą w Muzeum Narodowym, którego wnętrza zostały wykończone „Morawicą”, kamień ten świetnie wytrzymał próbę czasu.
Co najbardziej podoba się wam we wnętrzu?
JS: Uwielbiam duże okna, które kadrują nam las w każdym z pomieszczeń. Są jak ramy żywych obrazów.
AP: Z tego też powodu przez dłuższy czas zwlekaliśmy z powieszeniem naszych obrazów. Nadal zresztą większość ścian pozostaje pusta, bo nie chcemy odwracać uwagi od widoku za oknami.
Jak projektuje się dla siebie i ze sobą? Czy to ułatwia czy utrudnia pracę?
AP: Myślę, że to przyjemny proces, współautorem projektu jest mój mąż, z którym lubię pracować, mamy podobne oczekiwania i gust. Łatwiej podejmuje się decyzje – proces decyzyjny jest znacznie krótszy. Mimo ograniczeń finansowych, mogliśmy eksperymentować.
Ile czasu zajął cały proces?
AP: Od decyzji, że tu zamieszkamy, przez kupno działki, cały proces projektowy aż po ostatnie wykończenia – minęły trzy lata.
Czy projektując, braliście pod uwagę kwestie zrównoważonego rozwoju?
AP: Tak, projektując, staramy się minimalizować ślad węglowy. Zwarte budynki, o relatywnie małej powierzchni elewacji w stosunku do funkcjonalnej powierzchni użytkowej, zmniejszają zużycie zasobów na etapie budowy i użytkowania. Ograniczamy ilość wykorzystanych materiałów, stawiamy na te naturalne i produkowane lokalnie. Staraliśmy się też jak najmniej ingerować w otaczający nas ekosystem. Na podjeździe na przykład wykorzystaliśmy mineralny materiał, który przepuszcza wodę.
Oprócz projektowania domów i mieszkań, jako Tatemono, zajmujecie się również projektowaniem wystaw. Jak te dwa wymiary – prywatny i publiczny – mają się do siebie?
AP: Zdecydowanie są to różne procesy. Bardzo się cieszymy, że możemy projektować również dla szerszej publiczności. Proces twórczy w tych przypadkach pozostawia nam zazwyczaj większą swobodę ekspresji niż w przypadku zleceń indywidualnych.
JS: Pracując przy tego typu projektach, za każdym razem musimy bardzo głęboko wejść w temat. Bez względu na to, czy to wystawa historyczna, sztuk,i czy dedykowana dzieciom, nim przystąpimy do pracy, musimy zanurzyć się w nowej treści. To za każdym razem jest dla nas wyjątkowe doświadczenie, dzięki któremu zawsze uczymy się czegoś nowego.
Nad czym pracujecie teraz?
AP: Pomimo pandemii nie brakuje pracy. Mamy dużo zleceń prywatnych. Choć instytucje kultury pozostają zamknięte, tam też bezustannie trwają prace nad kalendarzem przyszłych wystaw i wydarzeń.
JS: Oprócz zleceń prywatnych, pracujemy teraz nad dwoma projektami wystaw – pierwsza to ekspozycja w Muzeum w Mławie, w którym odpowiadamy za jedną z sal. Druga to instalacja artystyczna dedykowana Stanisławowi Lemowi, która będzie podróżowała po Polsce i po świecie. Nad projektem pracujemy z większym zespołem.
Jak zaczęła się wasza współpraca?
Podobne artykułySelf-Care Weekend: Domowe hobbyAnna KonieczyńskaJS: Znamy się już od studiów. Od początku obie nas korciło, by angażować się w dodatkowe projekty, jak konkursy studenckie, zaczęłyśmy też projektować pierwsze wnętrza. Przez pewien czas byłyśmy nawet współlokatorkami, pomagałyśmy sobie przy projektach dyplomowych. Później zaczęłyśmy pracę – ja w pracowni Stefana Kuryłowicza, a Ania u Andrzeja Chołdzyńskiego. Po trzech latach zdobywania doświadczenia postanowiłyśmy otworzyć swoją pracownię i tak powstało Tatemono.
JS: Mamy to szczęście, że mamy pracę, którą lubimy. Własna firma pozwala nam na niezależność. Udaje nam się też pozostać aktywnymi zawodowo architektkami i mamami. Śmiejemy się, że udało nam się na zakładkę urodzić dzieci. Ja jestem mamą dwóch córek, Ania ma trzech synów.
Jak godzicie role wspólniczek i przyjaciółek?
AP: Znamy się już tak dobrze, że gdy idziemy na spotkanie, zdarza nam się tak samo ubrać (śmiech). Jesteśmy czarownicami.
JS: Naszej pracy towarzyszą emocje, ale o to chodzi w projektowaniu. Zdarza się, że jednej nie od razu podoba się pomysł drugiej. Jednak konstruktywna dyskusja pomaga znaleźć właściwie rozwiązania. Projektowanie w pojedynkę musi być trudne.
AP: Nauczyłyśmy się też uzupełniać. Znamy swoje mocne i słabe strony. Często nawet nie musimy dzielić się obowiązkami, to przychodzi naturalnie. Każda z nas wie, co czuje, czego nie.
JS: Rozumiemy też swoje sytuacje rodzinne. Wiemy, że z dziećmi czasem trudno jest cokolwiek zaplanować. Najczęściej na kilka dni przed oddaniem ważnego projektu dzieciaki zaczynają chorować! (śmiech).
Anna Pydo i Justyna Szadkowska od 2010 r. prowadzą pracownię architektoniczną Tatemono. Zajmują się kompleksowym opracowywaniem projektów architektonicznych różnej skali. Projektują budynki, wnętrza prywatne i komercyjne, meble i inne przedmioty użytkowe, jeden z nich został wyróżniony nagrodą Must Have na Łódź Design Festiwal. Współpraca z Piotrem Antonowem, projektantem graficznym, i Franciszkiem Zakrzewskim, projektantem treści, zaowocowała powstaniem Tatemono_wystawy. Wspólnie zajmują się tworzeniem wystaw na wszystkich etapach procesu, począwszy od założeń scenariuszowych przez pracę koncepcyjną i projektowanie po realizację.
Do 22 marca 2021 r. w Muzeum Polin w Warszawie można zobaczyć wystawę ich projektu – „Tu Muranów”.