Sasha Velour – zwyciężczyni 9. sezonu reality show „RuPaul’s Drag Race” – opowiada, co znaczy dla niej drag, jak dużo zmienia, dlaczego ważna jest inkluzywność. Zdradza też, co zaprezentuje podczas swojego europejskiego tournée „Smoke & Mirrors”. 28 lutego wystąpi w Warszawie.
Z programu RuPaula oprócz korony przywiozła mały kawałek biżuterii, który odpadł z kostiumu Lady Gagi, kiedy ta przyszła przywitać osoby uczestniczące w show. – Nie wiedziałam, czy mam to założyć, czy zjeść, byle nie zgubić! – śmieje się Sasha Velour. Znalezisko słusznie uznała za dobry omen. Teraz trzyma go na ołtarzyku z innymi świętymi przedmiotami, takimi jak kryształki i kawałki drewna, które każdego dnia pomagają jej uzyskać życiową równowagę.
Zaczynała od ilustracji i grafiki, by z czasem na dobre poświęcić się dragowi i nieheteronormatywnej społeczności. Światową popularność zdobyła w 2017 roku, ale już wcześniej działała na brooklińskiej scenie, organizując między innymi „NightGowns”, inkluzywną dragową rewię, czy wydając magazyn o lokalnych nieheteronormatywnych osobach artystycznych. „Smoke & Mirrors” to pierwszy solowy spektakl Sashy Velour, z którym wyrusza w europejskie tournée.
Co nam zaprezentujesz w teatralnym show „Smoke & Mirrors”?
Poprzez lip sync do piosenek, taniec i efekty wizualne zabieram wszystkich, którzy mnie oglądają, w emocjonującą podróż. Dzięki mojemu doświadczeniu w projektowaniu i montażu w show korzystam z projekcji wideo. Nie tylko zaprojektowałam poszczególne numery, ale też w wizualizacjach przedstawiam samą siebie, zamieniam się w drzewo i wyczarowuję deszcz. Całość łączę w poetycką opowieść o swoim życiu. Być może jest to czynnik odróżniający „Smoke & Mirrors” od innych dragowych pokazów. To naprawdę mój czas, w którym staram się uchwycić na scenie kwintesencję sztuki, jaką jest drag. Wykorzystuję do tego utwory będące nieodłączną częścią społeczności LGBTQ+.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że dzięki „Smoke & Mirrors” masz wreszcie szansę naprawdę się przedstawić. Co ukrywałaś przez te wszystkie lata na dragowej scenie?
Często bycie drag queen wiąże się z roztaczaniem wokół siebie iluzji perfekcyjności, która tak naprawdę nijak ma się do rzeczywistości, ale bywa przydatna w budowaniu własnej persony. Pod tą warstwą znajdują się ludzkie doświadczenia, takie jak poczucie słabości, wrażliwość, a nawet niezdarność. Jest tam również nadmierny samokrytycyzm, próby okłamywania samej siebie, a nawet przestrzeń na bycie w czymś okropną. W „Smoke & Mirrors” nie tylko o tym mówię, ale też otwieram drzwi w tej perfekcji i pozwalam widowni dostrzec siebie.
Show nazywane jest autobiograficzną fantazją. Cofasz się do lat dzieciństwa?
Tak, i opowiadam o swoich doświadczeniach, stosując lip sync. Pamiętam, że jednym z moich pierwszych kontaktów z dragiem był film „Ślicznotki” z 1995 roku. Mimo że wystąpiło w nim wielu aktorów hetero, którzy tylko udawali drag queens, poczułam silny związek z tym obrazem. Do wtedy myślałam, że jestem jedynym chłopcem na świecie, który lubi przebierać się za królewny i wiedźmy. Zakochałam się w dragu. Zrozumiałam, że jest czymś potężnym, za czym stoi ogromna społeczność.
Która teraz tłumnie przychodzi na twoje występy!
Tak! Uwielbiam czuć połączenie z osobami na widowni. Jest taki moment, tuż przed rozpoczęciem „Smoke & Mirrors”, kiedy sala i scena są wyciemnione. Wtedy wychodzę na deski, by poprzyglądać się publiczności, bo kiedy rozbłysną światła i stworzy się czwarta ściana, nie jest to możliwe. Jestem ubrana na biało i stoję na czarnym tle, więc tak naprawdę wszyscy mnie dostrzegają i zaczynają wiwatować. Ich podekscytowanie dodaje mi pewności siebie. Moja uwaga zawsze kierowana jest na widownię, bo to właśnie ona najbardziej pomaga mi na scenie. Dlatego czując z nią silny związek, chcę zrekompensować się świetnym show.
Myślisz, że widownia LGBTQ+ zrozumie z dragowego show więcej niż ta hetero?
Nie staram się dawać każdej z tych dwóch grup czegoś innego, bo uważam, że drag jest bardzo uniwersalny. Jednak aby go w pełni docenić, powinniśmy pamiętać o drodze, jaką przeszedł – od bycia formą sztuki do stylu życia, od bycia czymś nielegalnym do niezwykłej popularności.
Z drugiej strony pamiętam pierwsze dragowe występy, na które chodziłam w młodości w moim rodzinnym mieście, w Urbanie w stanie Illinois. Żadna inna widownia nie była tak zróżnicowana pod względem rasowym, płciowym, a nawet społeczno-ekonomicznym niż ta złożona z osób LGBTQ+. Również żadna inna nie reagowała tak entuzjastycznie na to, co dzieje się na scenie, jak ta nieheteronormatywna. Nic w tym dziwnego – my osoby queerowe zawsze jesteśmy o krok do przodu w przewidywaniu trendów w sztuce. Przecież występy dragowe są jej kwintesencją. Dają wolność, miłość, ogromne pokłady wdzięczności. Kiedy po raz pierwszy oglądałam drag queens na scenie, właśnie dzięki tym aspektom zrozumiałam, że to będzie mój rodzaj ekspresji. Dlatego poszłam na całość i zaczęłam się przebierać.
Kiedy dla ciebie Sasha Velour jest kompletna?
W głębi serca czuję, że nie ma między nami rozgraniczenia. Dysponuję mocą dragu w każdym momencie życia. Jednak jest coś istotnego w rytuale transformacji, który dla mnie zaczyna się od nałożenia szminki. Wtedy w lustrze dostrzegam zupełnie inną osobę. Nie wiem, czy jest to wzmocnienie, czy połączenie z duchową kobiecością, ale pomaga mi wydobyć tę dragową część mnie.
Powiedziałaś kiedyś, że Sasha jest studium nad kobiecością inspirowaną przez wszystkie kobiety, które miały na ciebie największy wpływ. Kim były te osoby?
Poczynając od największych popowych diw, takich jak Grace Jones czy Marlene Dietrich, których zdjęcia zdobiły ściany mojego pokoju, skończywszy na największych inspiracjach, czyli kobietach z mojej rodziny. Babcia Dina, która była imigrantką urodzoną w rosyjskiej społeczności w Chinach, przebierała mnie za czarodzieja, a sama grała rolę mojej asystentki. To ona zaszczepiła we mnie miłość do magii. Z kolei mama, Jane, uszyła dla mnie pierwszy kostium. Co prawda obie już nie żyją i nigdy nie widziały moich dragowych występów, ale w dużej mierze się do nich przyczyniły. Czuję, że są strażniczkami, które nade mną czuwają.
Jednym z występów w trakcie „Smoke & Mirrors” jest ten do piosenki „If You Go Away” Shirley Bassey. Przepracowujesz w nim żałobę po śmierci swojej mamy.
Większość utworów ze „Smoke & Mirrors” powstało tuż po jej śmierci. Radziłam sobie z wielkim bólem i żałobą, szukałam czegoś, co już nigdy nie miało powrócić. Nawiedzały mnie wspomnienia o mamie, jak również o jej chorym na raka ciele. W każdej słuchanej piosence odnajdywałam opowieść o rozstaniu z rodzicem, nawet jeżeli tak naprawdę wcale o tym nie były. Jednak miałam wrażenie, że docieram do ukrytego sensu tych tekstów, dlatego postanowiłam wykorzystać je do opowiedzenia mojej historii. Pracowałam nad utworami, stały się w pewnym sensie moje. Wiele z nich wielokrotnie modyfikowałam. Tak jak wspomniana przez ciebie „If You Go Away”, którą niegdyś zaprezentowałam mojej mamie. Nie spodobała się jej. Po czasie powróciłam do tej piosenki. Zaczęłam o niej myśleć właśnie przez pryzmat śmierci i straty kobiety, która mnie urodziła. Jej dawna krytyka spowodowała, że stworzyłam coś zupełnie innego, co prezentuję już od kilku lat. Z czasem dostrzegam, że mam inne spojrzenie na niektóre emocje i doświadczenia niż dawniej. Chyba możemy to nazwać rozwojem.
Strata mamy była poniekąd inspiracją także dla twojego emocjonującego lip syncu do „So Emotional” Whitney Houston w finale 9. edycji programu „RuPaul’s Drag Race”. Utwór, który przyniósł ci zwycięstwo, pojawia się też w „Smoke & Mirrors”, jednak w trochę innej wersji, prawda?
Tak! Bałam się występować do tego utworu, ponieważ nie wybrałam go sama, zrobili to producenci. Po programie pozostały mi nie tylko dobre wspomnienia, ale też negatywne. Postanowiłam zachować tę ambiwalencję w „Smoke & Mirrors” i przedstawić „So Emotional” jako słodko-gorzką historię, która silnie wpłynęła na moje doświadczenie. Jeżeli potraktujemy show jako opowieść o moim życiu, ten utwór istnieje dokładnie w takim kontekście, w jakim powinien się znaleźć. Przecież występ w „RuPaul’s Drag Race” nie jest najważniejszą rzeczą, jakiej dokonałam, pozwolił mi rozwijać się i tworzyć jeszcze lepsze performance’y.
W show opowiadasz również o zgubnej popularności, którą zdobyłaś w reality show RuPaula. Jak sława wpłynęła na twoje życie?
Sława to brednie! Bardzo jej pragnęłam, ponieważ myślałam, że dzięki niej stanę się pracującą artystką. Dziś wciąż mam wrażenie, że drag nadal jest moim hobby. Większość czasu pochłaniają spotkania, odpisywanie na maile, ustalania budżetów czy social media. Muszę szukać przestrzeni na kreatywność. Oczywiście jestem za to bardzo wdzięczna, bo przecież tak naprawdę wygląda życie każdej pracującej osoby artystycznej. Jednak z perspektywy widzę, że bycie sławną nie oznacza tego, co sobie wyobrażałam.
Pogoń za popularnością uważam za coś bardzo naiwnego i niedorzecznego. Wielu ludzi myśli, że występ w „RuPaul’s Drag Race” jest najprostszą drogą do sukcesu. Niestety, najczęściej tak zdobyta rozpoznawalność wcale nie zapewnia finansowej stabilności, nie oznacza, że będziesz wymiatać na dragowej scenie, a twoje relacje z innymi staną się lepsze. Wręcz przeciwnie. Jest to ostrzeżenie, ale nie stosujmy też jednoznacznego podziału na dobro i zło. Nasze doświadczenie to zawsze mieszanina dobrodziejstwa i przekleństwa.
Czy istnieje inna możliwość niż udział w programie RuPaula, aby utrzymać się z dragu w Stanach?
Albo możesz wziąć udział w reality show, albo zostać osobą influencerską w social mediach. Obie ścieżki są bardzo wymagające, pochłaniają pieniądze i wiążą się ze sporym ryzykiem. Niestety drag ciągle jest niedoskonałą, pełną nierówności profesją. Amerykańska scena jest też bardzo podzielona, nie przez jakość występów – często najlepsze osoby performerskie nie brały udziału w „RuPaul’s Drag Race” – lecz pod względem wysokości wynagrodzeń. Tymczasem powinniśmy skupiać się na umiejętnościach artystycznych osoby dragowej, a nie na tym, w jakim programie wystąpiła.
Czy oprócz sławy miałaś inne powody, aby pojawić się w reality show?
Już wtedy wraz z moim partnerem Johnnym wydawaliśmy „The Drag Magazine”, który między innymi pokazywał inkluzywną stronę dragu, czyli przedstawialiśmy nie tylko drag queens, ale też drag kingów, osoby niebinarne czy AFAB (z ang.: Assigned Female At Birth, czyli osoba, której po narodzinach została przypisana płeć kobieca). Świat dragu łączyliśmy ze światami mody i sztuk wizualnych. Od 2015 roku cyklicznie produkuję też „NightGowns”, czyli rewię z udziałem różnych osób dragowych, nie tylko drag queens – stawiamy na inkluzywność i równe płace.
Jeszcze przed udziałem w programie wiedziałam, że nie do końca jest w nim miejsce na taką ekspresję. I właśnie dlatego chciałam ją zaprezentować szerokiej widowni, zapewnić większą widoczność osobom, które kocham.
Udało się?
Oczywiście, choć mimo że się starałam, nie miałam wpływu na cały swój wizerunek zaprezentowany w programie. Na tym polega bycie uczestniczką telewizji reality, a nie twórczynią. Odrobiłam swoją lekcję, nauczyłam się, co w dragu najbardziej działa w popkulturze, a co nie do końca.
Jednak wciąż zależało mi, żeby nadawać przedstawieniom sens według własnych pomysłów. Dlatego reżyseruję „Smoke & Mirrors” i w nim gram – uznałam, że w taki sposób najlepiej mogę zaprezentować spektrum dragu. „RuPaul’s Drag Race” wiele zrobił na rzecz rozpowszechnienia tej formy sztuki, ale dał nam tylko jedną z jej możliwych perspektyw. Dla mnie, co pokazuję w „Smoke & Mirrors”, równie istotne jest mówienie o społeczności, teorii dragu czy zaprezentowanie dragowej filozofii.
Czym jest dla ciebie dragowa filozofia?
Sednem dragu jest stawanie się, transformacja i odpuszczanie. To też snucie opowieści zbudowanej ze swoich doświadczeń, z bólu i walki. Jako osoba dragowa musisz dotrzeć do momentu, w którym poczujesz, że te doświadczenia stanowią możliwość kolejnej metamorfozy. Drag daje narzędzia do tej zmiany, ponieważ pozwala na zrobienie wszystkiego, co sobie wymarzysz. Nawet jeżeli będzie to wykonane z kartonu, albo będzie dotyczyć przekształcenia gejowskiego baru w najprawdziwszy teatr. Im dłużej performuję, tym bardziej zauważam, że nie ma Sashy Velour w dwóch odsłonach – w dragu i prywatnie. Jestem nią i wszystkimi elementami pomiędzy na binarnym spektrum. Myślę, że dla ludzi też byłoby zdrowsze nieutożsamianie się z metkami, tylko postrzeganie siebie jako płynnych istot – nie tylko ze względu na płeć, ale też z powodu możliwości zmian, transformacji.
Czy „Smoke & Mirrors” jest w pewnym sensie ewolucją wspomnianego nowojorskiego show „NightGowns”?
To dwa zupełnie inne występy. Nawet z logistycznego punktu widzenia. Moim marzeniem jest wybranie się w tourneé po świecie z „NightGowns”, ale z tak dużą obsadą jest to trudne. Tymczasem na Brooklynie co miesiąc prezentuję dragową rewię, w której nie chodzi o konkurowanie ze sobą osób na scenie, tylko o współpracę. Przy produkcji tego show nauczyłam się, że każdy performer i każda performerka oddziałują na siebie, inspirują się nawzajem, ponieważ każde z nas pochodzi z zupełnie innego świata czy środowiska.
Niektóre działania muszą wykraczać poza naszą sztukę. Staram się przenieść tę ideę do „Smoke & Mirrors”, zapraszając lokalne osoby dragowe, które wchodzą za darmo i zasiadają na najlepszych miejscach. Jest to dla mnie przyczynek do rozmowy sięgającej poza hermetyczne ramy jednej branży.
W Polsce społeczność dragowa jest coraz większa. Dlatego zapytałem dwie z najpopularniejszych tutejszych królowych, dla których twój występ w „RuPaul’s Drag Race” był bardzo istotny, czy mają do ciebie jakieś pytania. Shady Lady interesuje, czy jest jeszcze w dragu coś, co chciałabyś eksplorować?
Podczas pandemii bardzo mocno skupiłam się na badaniu historii dragu, nie tylko tego amerykańskiego, ale światowego. Zaczęłam bardzo gruntowny research. Chciałabym zostać ekspertką w tej dziedzinie. Jednocześnie planuję zająć się reżyserią i produkcją światowego dragu, rozumianego szeroko – od programów telewizyjnych, przez książki na ten temat, po przedstawienia teatralne. Uważam, że nikt nie nadaje się do tego lepiej niż osoba, która sama jest dragową artystką.
Drugie pytanie pochodzi od Twojej Starej, która chciałaby dowiedzieć się, jak to jest być dziełem sztuki?
Na pewno ciągle jest się spoconą, ha, ha. Nigdy nie czuje się dragu, tak, jak on prezentuje się wizualnie. Pot to kluczowy element. Jeżeli się nie pocisz, najprawdopodobniej nie pracujesz wystaraczaąco ciężko.
Jaką radę dałabyś początkującym osobom w dragu?
Odważ się i próbuj nowych rzeczy. Oczywiście na początku, kiedy jeszcze nie wiesz, kim chcesz być, próbowanie podpatrzonego u innych makijażu czy fryzury jest naturalną sprawą. Jednak wraz ze wzrostem popularności przestawaj kopiować dragowe trendy, poszukaj świeżego looku, wnieś nową muzykę i performance. Początkujące osoby często najlepiej potrafią zatrząść dragową sceną. Jestem pewna, że w Polsce istnieje wiele odniesień kulturowych, kolorów, materiałów czy nawet sylwetek, które można wykorzystać jako odniesienia podczas budowania własnej dragowej persony.
Sasha Velour, „Smoke & Mirrors”, Palladium, Warszawa, 28 lutego 2022
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.