Retusz się zmienia. Widzimy zwrot ku naturalności. Ważniejsze staje się oddanie rzeczywistości niż jej udoskonalanie – mówią Anna Bors i Adam Kaniowski z GRAIN. Od trzech lat prowadzą studio retuszerskie w Londynie. Współpracują z Bottegą Venetą, Hugo Bossem i światowymi edycjami „Vogue’a”.
Na czym polega praca retuszera?
Adam: Zajmujemy się obróbką i postprodukcją zdjęć. Naszym zadaniem jest nadanie im właściwego stylu poprzez dobór kolorów, ekspozycję, pracę ze światłem. Retusz to nie tylko usuwanie niedoskonałości z twarzy modelek.
Czasem w ramach zlecenia dostajemy konkretne zadanie, na przykład zmianę koloru nieba czy wygładzenie faktury ubrań. Coraz częściej pracujemy nad większymi projektami – wtedy wychodzimy z inicjatywą, proponujemy określone rozwiązania i klimat zdjęć. Stajemy się partnerami w rozmowie. Wielu fotografów i marek ufa naszej wizji.
Ania: Choć retusz to wciąż najważniejszy element naszej pracy, mamy obowiązki związane z zarządzaniem firmą, kontaktami z klientami, stałymi i nowymi, poszukiwaniem nowych talentów czy prowadzeniem naszej strony, portfolio i mediów społecznościowych.
Jak wyglądała wasza droga do własnego studia?
Ania: Po studiach fotograficznych w łódzkiej Filmówce pracowałam jako retuszerka w studiu postprodukcyjnym. Gdy przeszłam na freelance, wrzuciłam na Facebooka post, że szukam zleceń do rozbudowania portfolio. Ktoś otagował w komentarzu Adama. Od razu znaleźliśmy wspólny język – mamy podobne poczucie estetyki i wrażliwość.
Adam: Po studiach fotograficznych pracowałem jako asystent fotografa i dyrektor oświetlenia, najpierw jako freelancer, później nawiązałem współpracę z jednym z londyńskich fotografów. W tym czasie zacząłem też zajmować się retuszem. Kilka miesięcy po tym, jak poznaliśmy się z Anią, założyliśmy Grain. Wtedy przestaliśmy być anonimowi.
Zaczynaliśmy od małych sesji. Przełomem dla nas było zlecenie przy kampanii marki COS. Te 15 zdjęć wydawało nam się wtedy olbrzymim projektem. Niedługo później pracowaliśmy również przy kampanii Seleny Gomez dla Pumy.
Jak rozwijał się wasz zespół?
Ania: Zaczynaliśmy pracę we dwoje, teraz jesteśmy częścią rozrastającego się zespołu. Szukaliśmy ludzi, którzy oprócz technicznych umiejętności wniosą własną perspektywę. Dziś w Grain jest nas szóstka.
Adam: Rekrutacja w naszym zawodzie jest bardzo trudna. Oprócz znajomości narzędzi retuszerskich, których można się stosunkowo łatwo nauczyć, ważne jest wyczucie estetyki, wrażliwość na detal, sposób pracy.
Dlaczego pracujecie w Londynie?
Adam: Tu mamy naszą siedzibę i przyjmujemy klientów. Londyn jako stolica mody był dla nas naturalnym wyborem. Chcieliśmy być blisko samego serca branży.
Ania: Grain funkcjonuje przede wszystkim zdalnie. Gdy w ostatnich miesiącach inni uczyli się tej formuły, my mieliśmy ją dobrze sprawdzoną.
Dostajecie zlecenie i co dalej?
Adam: Kiedyś fotografowie pracowali razem z retuszerami przy zdjęciach, na bieżąco nanosząc poprawki. Teraz nikt nie ma na to czasu, więc zwykle wygląda to tak, że czekamy na zdjęcia, które spływają do nas prosto z sesji. Te wędrują później między nami a klientem – dyskutujemy o kierunku, przygotowujemy kolejne wersje, nanosimy poprawki. Na przykład w przypadku Bottegi Venety cały proces jest bardzo intensywny. Gdy dostajemy od nich mail, od razu wiemy, że czeka nas kilka nieprzespanych nocy. Ale warto.
Czasami zdjęcia muszą być gotowe tak szybko, że musimy być na planie zdjęciowym i przygotowywać retusz na bieżąco. To nie lada wyzwanie, ale zawsze ciekawe doświadczenie. Retusz jest bardzo często oderwany od całego procesu, dzieje się gdzieś tam, z boku. Tym fajniej, gdy udaje się czasem połączyć te światy.
Co najbardziej lubicie w pracy?
Adam: Oboje jesteśmy perfekcjonistami. Ja mam obsesję na punkcie koloru. Nawet drobna zmiana odcienia, której inni mogliby nie dostrzec, dla mnie robi ogromną różnicę. W tym zawodzie takie małe obsesje są atutem.
Co zmieniło się w branży na przestrzeni lat?
Adam: Widać zwrot ku naturalności, surowości, niedoskonałości. Innym ważnym zjawiskiem jest powrót fotografii analogowej. Ponad połowa naszych zleceń jest robiona technikami tradycyjnymi.
Ania: Klienci zaczynają rozumieć, że zdjęcia nie muszą być już wymuskane. Przy ostatnim lookbooku Zary nie retuszowaliśmy zagięć materiałów. Ubrania były pokazywane tak, jak układają się na ciele. Ważniejsze staje się oddanie rzeczywistości niż jej udoskonalanie.
Jak widzicie przyszłość branży?
Adam: Nie wiem, czy retusz, jaki dziś znamy, nie zniknie w ciągu najbliższej dekady. Patrząc, jak rozwijają się narzędzia i algorytmy napędzane sztuczną inteligencją, myślę, że dużą część naszych obowiązków przejmą maszyny, choć nigdy nie opanują one ludzkiej wrażliwości. Dlatego zwracamy się ku wideo, bo ta dziedzina będzie wymagała ludzkiego oka znacznie dłużej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.