Znaleziono 0 artykułów
22.01.2023

„Dziewczynki”: W cieniu zakwitających dziewcząt

22.01.2023
Przekleństwa niewinności (Fot. materiały prasowe)

Kapryśne, niezdecydowane, zmienne – tak kulturowo przedstawia się dziewczynki. Weronika Murek pisząc „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się”, pozwoliła więc sobie na dezynwolturę właściwą zresztą także gatunkowi eseju. Przytaczane teksty kultury traktuje wybiórczo, nie wszystkie wątki domyka, stawia pytania. Jej książkę – błyskotliwą work in progress – powinny czytać nie tylko dziewczęta. 

Dziewczynkom wielu rzeczy nie wypada. Z pewnością powinny wystrzegać się niskich uczuć, takich jak zawiść. A ja Weronice Murek zazdroszczę, bo wydała książkę o dziewczynkach, którą sama chciałabym napisać. Z młodszą o pięć lat literatką co nieco mnie łączy – śląskie korzenie, prawnicze studia, fascynacja popkulturą. Różni odwaga w podążaniu za własnym językiem. Murek jeszcze przed trzydziestką za „Uprawę roślin południowych metodą Miczurina” otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza. Została też uznaną dramatopisarką, eseistką, publicystką. W zbiorze „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się” mierzy się z obrazem dziewczęcości, dziewczyńskości, dziewczynkowatości. 

To trochę polska odpowiedź na „Dziewczyństwo” Melissy Febos, trochę próba subiektywnego okiełznania mnogości tekstów kultury traktujących o dziewczynkach. U Febos więcej było prywaty, u Murek tego, co publiczne. Oczytana autorka powołując się na źródła, obala mity, jak chociażby ten o różu przeznaczonym do dziewczęcego pokoju – na ten pomysł ktoś wpadł dopiero pod koniec XIX w. Inne, choćby o infantylizacji, umniejszaniu, często dosłownym, trywializowaniu dziewczynek, pojawiały się wcześniej. Póki dziewczynka pozostaje dziewczynką, a więc istotą małą, niewinną i słabą, przynajmniej z pozoru łatwo ją kontrolować, a kontrolę sprawuje oczywiście mężczyzna oraz jego emanacja – patriarchat. Żeby później móc przejąć władzę nad kobietami, najpierw trzeba okiełznać dziewczynki, żeby nigdy nie pomyślały, że żyją dla siebie. Nie, żyją dla kogoś – dla przyjemności rodziców, którzy mogą stroić je w białe koronki, wujków i cioć, którzy składają na ich policzkach mokre pocałunki, chłopców, którzy zechcą je zbrukać. 

Pisze Murek też za Simone de Beauvoir o niesłyszalności dziewczynek – o tym, że są dla mężczyzn tajemnicze, bo zmuszane do milczenia. Obok de Beauvoir przytacza Nabokova i „Playboya”, antropologów kultury i historyków idei. Erudycyjnie pisze o tym, dlaczego true crime kocha martwe i wciąż piękne w tej martwicy dziewczynki, o dziewczęcej fizjologii – reklamach tamponów (zebrała kilkadziesiąt cudnych określeń na miesiączkę na czele z „ciotką z Ameryki” i „karmazynowym przypływem”) i ocenzurowanym z dogłębnego opisu cipki dzienniku Anny Frank. W pamiętnikach dostrzega autorka zresztą namiastkę „własnego pokoju”. W tej przestrzeni czysta dziewczynka może się splugawić, przyznać do słabości, pobyć chwilę sobą. 

Przekleństwa niewinności (Fot. materiały prasowe)

Do tej eklektycznej, jak sama Murek zaznacza, listy lektur chętnie dopisałabym własne książki formacyjne na czele z „Jeżycjadą” Małgorzaty Musierowicz. Pewnie celowo pominięta, od lat już stopniowo cancellowana pisarka, w ogromnym stopniu wpłynęła na moje postrzeganie samej siebie jako dziewczyny. A  gdyby chodziło o wizerunek dziewczynki jeszcze mniejszej, pewnie wymieniłabym powieści autorek, tworzących w XIX i XX w. – „Anię z Zielonego Wzgórza” czy „Tajemniczy ogród”. Wraz z nieśmiałym wkraczaniem w dojrzewanie moje wewnętrzne imaginarium opanowały poznańskie kamienice, profesorskie rodziny i romantyczni koledzy ze szkolnej ławy. Borejkówny i ich kumpelki, które wydawały mi się wtedy wyzwolone, dziś oczywiście widzę jako stereotypowe – albo postrzelone, albo wyciszone, albo przebojowe, albo nieśmiałe. Protagonistki zawsze w końcu się zakochiwały, a wtedy ich osobowość ulegała przekształceniu. Ich rywalki pozostawały sobą, jak chociażby Paulinka z „Idy sierpniowej”, która uśmiechała się jak rekin z encyklopedycznej ryciny. Ale, jak pisze Murek, w naturze dziewczynek jest przepoczwarzanie się, przeobrażenie, metamorfoza. Dziewczyńskość to „marzenie o tożsamości (…) bez konieczności podejmowania decyzji”. A więc ta przemiana jest niejako wentylem bezpieczeństwa. Czymś, co chroni dziewczynkę przed klatką, choćby złotą, i pułapką, którą patriarchat chce na nią zastawić.  

 

Na końcu autorka pisze o przymiarkach – masek, tożsamości, ubrań. Filmowy obraz dziewczynki stąpającej niepewnie w szpilkach mamy nastawiony jest na wywoływanie wzruszenia. Mnie mierzi. Szpilek już dawno się z szafy pozbyłam. Resztą moich butów roczna córka się nie interesuje. Z lubością wkłada 12-centymetrowe stópki do za dużych o kilka rozmiarów śniegowców brata. Jeśli projektowania, programowania, tresury nie da się uniknąć, niech będzie taka – płynna płciowo, przewrotna, progresywna. Może dla córki napiszę własną opowieść o stawaniu się. 

(Fot. materiały prasowe)

„Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się”, Weronika Murek, Wydawnictwo Czarne

Anna Konieczyńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. „Dziewczynki”: W cieniu zakwitających dziewcząt
Proszę czekać..
Zamknij