Hasztagi #bodypositivity czy #loveyourbody często pojawiają się w mediach, towarzyszą też licznym kampaniom marek mody. To świetnie, że ważna akcja społeczna zatacza coraz szersze kręgi. Pytanie tylko, czy i jak przekłada się na naszą codzienność. Czy rzeczywiście pomaga nam w osiągnięciu samoakceptacji?
Ruch Body Positivity, którego korzenie sięgają lat 60., na początku zorientowany był na walkę z dyskryminacją osób plus size. Potem zaczął dotyczyć wszystkich aspektów naszej cielesności. – Warto zwrócić uwagę, że ciałopozytywność zakłada afirmację każdej sylwetki – drobnej, przysadzistej, chłopięcej, z krągłościami i tak dalej – zaznacza Blanka Boguszewska, modelka plus size. – O ile w większości krajów rozumie się to pojęcie, o tyle w Polsce najczęściej kojarzy się je z akceptacją osób z nadwagą. A także myli się z chwaleniem otyłości, co prowadzi do krytyki tego ruchu. Body Positivity przede wszystkim zakłada zdrowie. Otyłość jest szkodliwa, ale anoreksja również.
W zeszłym roku m.in. Michael Kors po raz pierwszy zaangażował do swojego pokazu modelkę powyżej rozmiaru 40 – była to Ashley Graham, a Nike stworzyło kolekcję plus size. Tu pojawia się wątpliwość, czy używanie etykietki „plus size” i tworzenie osobnych kolekcji nie jest stygmatyzacją? Czy marki modowe nie powinny po prostu zmodyfikować rozmiarówek? Podobnie jak standardem – a nie chwytem marketingowym, wprowadzonym na fali trendu – powinno być zatrudnianie do kampanii modelek i modeli prezentujących różnorodność rasową czy różne typy ciała. Lepiej poszerzać kanon, zamiast tworzyć jeden nieosiągalny ideał piękna.
Walka z negatywnym wzorcem
W 1991 r. Naomi Wolf napisała „Mit urody”, gdzie naświetliła, jak przemysł modowo-kosmetyczny oraz kultura wywierają na kobiety presję, aby goniły za ideałem. Wolf zauważyła, że owa presja – uwewnętrzniona – staje się dla nich narzędziem autokontroli.
– My, dziewczyny nie rodzimy się, nienawidząc swoich ciał – mówi Weronika Zimna z Fundacji MamyGłos. – Społeczeństwo nas tego uczy. W dobie social mediów i Photoshopa – skuteczniej niż kiedykolwiek. Z kolei seksuolożka Izabela Jąderek wspomina o badaniach, które mówią, że młodym kobietom, których matki narzekały na swoje ciała, bardzo trudno o pozytywny stosunek do swojego wyglądu. – To kwestia negatywnego wzorca – dodaje.
Choć od czasu wydania „Mitu…” upłynęło sporo czasu i trochę się zmieniło – Alicia Keys bez makijażu pojawia się na czerwonym dywanie, Lena Dunham pokazuje na okładkach magazynów swój cellulit – to nadal jesteśmy dla siebie surowe, a ciałopozytywny ruch dopiero niedawno nabrał rozpędu. To głównie dziewczyny za pomocą Instagrama walczą o dobre samopoczucie swoje i innych – chudych i grubych, młodych i starych, z rozstępami lub bielactwem. Orężem w tej walce jest wszystko to, co odstaje od „normy” i zwykle jest skrzętnie ukrywane przed światem.
Mimo że młode kobiety nadal oglądają się na gwiazdy, to przede wszystkim poszukują wsparcia w dziewczyńskich kręgach (gdzie mogą opowiedzieć o kompleksach lub odsłonić je na zdjęciach) czy takich projektach jak „Behind the Scars” Sophie Mayenne, która fotografuje dziewczyny z bliznami. Obserwują też influencerki, jak modelkę plus size Tabrię Majors, która pozuje w zmysłowej bieliźnie niczym aniołek Victoria’s Secret.
Wolf pisała o tym, że do przekraczania mitu potrzebna jest kobieca solidarność, co dziś zdaje się ziszczać. Jednak pytanie, czy przez komercjalizację haseł ruchu Body Positivity nie grozi nam presja, aby za wszelką cenę afirmować swoje ciało. Jeśli nam się nie uda, co wtedy? A co, jeśli z makijażem czujemy się lepiej niż z widocznymi pryszczami? Czy nie trzeba poszerzyć kategorii ciałopozytywności i podkreślać tkwiącej w niej wolności wyboru? I jeszcze wyraźniej obnażać mechanizmy rządzące trendami dotyczącymi wyglądu?
W kontakcie z ciałem
Być może jakimś rozwiązaniem jest promowanie jak najbardziej zróżnicowanych wzorców cielesności i mądrego dbania o nią. – Chciałybyśmy widzieć więcej różniących się od siebie ludzi – przyznają Paulina Czapska i Anna Szapert, edukatorki z kolektywu Future Simple. – W telewizji, na ulicy, w gazecie, w internecie. #ciałopozytywnie to dla nas podejmowanie prób (nie zawsze udanych) bycia w ciele z szacunkiem, troską i w kontakcie.
To, że nie powinniśmy nadmiernie skupiać się na wyglądzie ciała, nie znaczy, że mamy tracić z nim wspomniany kontakt, a tak właśnie się dzieje. – Zaczynamy oddzielać nasze ciała od siebie – twierdzi Izabela Jąderek – i traktować je instrumentalnie. Dr hab. Katarzyna Schier i Ewa Młożniak przeprowadziły badania, podczas których kobiety miały dokończyć zdanie: „Moje ciało to...” – ponad 50 proc. odpowiedziało: „moja wizytówka”, „narzędzie”, „organizm”. Niewiele z nich odpowiedziało: „Moje ciało to ja” – ubolewa ekspertka.
Eve Ensler we wstępie do książki „Dobre ciało” pisze o jej bohaterkach: Zawsze było coś, o czym marzyły, że będą mogły to zmienić. Prawie każda z tych kobiet wierzyła, że jeśli uda jej się zmienić tę jedną część, wszystko inne się ułoży. A potem przytacza słowa psychoanalityczki Marion Woodman: Zamiast wykraczać poza siebie, musimy wejść w siebie. Choć oczywiście świat wokół nam to utrudnia. Współczesne dziewczyny szukają jednak praktycznych sposobów, aby zmienić opresyjną rzeczywistość.
Body Positivity nie dotyczy tylko ciała, lecz także umysłu, sposobu myślenia o nas samych w ogóle, świadomości wad i zalet
Te z Fundacji MamyGłos organizują bezpłatne warsztaty ciałopozytwności. – Odkryłyśmy, że wymiana doświadczeń związanych z nieakceptacją ciała jest niezwykle wzmacniająca – mówi Weronika. – To nie znaczy, że w ciągu jednego warsztatu możliwe jest przejście od nienawiści do bezwarunkowej akceptacji i miłości. Jednak zanurzenie się w ciałopozytywnej społeczności pozwala na dostrzeżenie mechanizmów rządzących naszym stosunkiem do ciała i uwolnienie się od obezwładniającego poczucia winy.
Cenzura na Fejsie
Destrukcyjne bywa zwłaszcza porównywanie się. – Ważne, aby traktować swoje ciało dobrze: ruszać się, jeść w miarę zdrowo, cieszyć się z życia, a nie zwracać uwagi tylko na fizyczność – apeluje Karolina Cwalina, coach, autorka projektów rozwojowych, m.in. „Sexy zaczyna się w głowie”. – Niestety zamiast dbać o samopoczucie, nieustannie się porównujemy, a to nas unieszczęśliwia. Zawsze będzie ktoś ładniejszy, zgrabniejszy, ale może nie obdarzony takimi talentami, jak my – mówi Karolina.
A dziewczyny z MamyGłos radzą, aby „ocenzurować” to, co widzimy w social mediach. – Jeśli zdjęcia szczupłych, opalonych joginek z USA sprawiają, że kwestionujesz swoją wartość, to przestań je obserwować. Zadbaj, by w twoim feedzie pojawiały się różnorakie figury, kolory skóry i narodowości. Gdy pozbędziesz się fotoszopowego filtra, powolutku zaczniesz dostrzegać piękno tam, gdzie wcześniej go nie widziałaś – zapewnia Weronika.
– Ciałopozytywność to skomplikowany proces – uprzedza Blanka. – Na pewno pomaga zmiana nastawienia otoczenia do różnorodności, ale najbardziej istotne jest poukładanie wielu rzeczy na swój temat w głowie. Body Positivity nie dotyczy tylko ciała, lecz także umysłu, sposobu myślenia o nas samych w ogóle, świadomości wad i zalet. Gdy udało mi się zaprzyjaźnić z kompleksami (OK, czasami to szorstka przyjaźń), naprawdę moje życie się zmieniło. Wzrosła moja pewność siebie, przychylniej patrzę na swoje odbicie w lustrze i widzę fajną, młodą dziewczynę, która wykonała kawał dobrej roboty, aby być w tym miejscu, w którym jest teraz.
Mam nadzieję, że jako społeczeństwo nauczymy się dostrzegać piękno w różnorodności, bo tylko to gwarantuje według mnie indywidualną ciałopozytywność, w której liczy się i ciało, i umysł
Weronika również podkreśla, że ciałopozytywność to długa droga, która zaczyna się od próby spojrzenia na ciało bez nienawiści – własne i cudze. – Spróbuj łapać się na myślach „ale ona jest chuda…”, „dlaczego ja tak nie wyglądam” i podejmuj świadome próby ich neutralizowania. Przypominaj sobie, że to dzięki swojemu ciału jesteś w stanie robić rzeczy, które lubisz. To ono pozwala ci wyjść na spacer, zatapiać się w dobrej książce i przytulić przyjaciółkę. Doceniaj je i staraj się myśleć o nim miło – radzi nasza rozmówczyni.
– Wiem, że nie muszę kochać swojego ciała, choć fakt, że niektórzy potrafią kochać swoją fizyczność, bywa obciążający – przyznaje Karolina. – Podobnie jak wciąż obecne kanony piękna po obróbce graficznej. Ale dzięki temu, że mam kontakt z moim ciałem, wiem, co mogę w nim zmienić (i ile pracy to będzie kosztowało), a z czym po prostu muszę żyć. Mam nadzieję, że jako społeczeństwo nauczymy się dostrzegać piękno w różnorodności, bo tylko to gwarantuje według mnie indywidualną ciałopozytywność, w której liczy się i ciało, i umysł.
Paulina Klepacz – dziennikarka zainteresowana tematyką seksualności, redaktorka naczelna feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM” i entertheroom.pl
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej