Hora lupi, czyli godzina wilków, to czas między 3 a 5 rano. Szarówka. Wtedy jesteśmy nieobecni, króluje nieświadomość – mówi rzeźbiarka Edith Karlson, opowiadając o temacie swojej weneckiej wystawy. Artystka reprezentuje Estonię podczas 60. Biennale Sztuki w Wenecji.
Gdy przyjeżdżam do Tallinna w styczniu 2024 roku, Edith nad swoją wystawą w estońskim pawilonie pracuje już od ośmiu miesięcy. Ma ramową koncepcję, ale poszczególne elementy dopiero nabierają konkretnych kształtów. Oprowadza mnie po pracowni, która przypomina małą fabrykę sztuki. Zresztą, samo miejsce jest znaczące. Ceglany budynek przy ul. Raja 11a w Tallinnie powstał w latach 70. jako miejsce przystosowane specjalnie do produkcji monumentalnych socrealistycznych pomników. Dla Edith jest pracownią od ponad 20 lat, od czasu studiów na wydziale rzeźby tallińskiego ASP. To tu odebrała solidne, klasyczne wykształcenie rzeźbiarskie, które daje jej możliwość pracy w dowolnej skali czy z dowolnym materiałem, ale Karlson jest przekorna i swój warsztat lubi zostawić gdzieś z boku.
Jeśli fotografuje się do oficjalnych publikacji, to z mieczem świetlnym. W swoich pracach częściej niż ludzi przedstawia zwierzęta. A w modnym punkcie rewitalizowanego Tallinna ustawia T-Rexa. Rzeźbie nadaje ironiczny tytuł „Good Old Times”.
Kiedy wchodzę więc do pracowni Edith Karlson, w wysokim pomieszczeniu na metalowych stelażach montowane są akurat fragmenty styropianu. Kilkumetrowa konstrukcja zmienia się w figury wojowników. W korytarzu suszą się gliniane kandelabry, podobizny kotów, ptaków. W innym pomieszczeniu stoi naturalnej wielkości rzeźba kobiety. Są sakralne płaskorzeźby z syrenami o głowach jaszczurów. Odlewy naturalnej wielkości bocianów. Wszystkie te elementy za trzy miesiące Karlson połączy w całość.
Wystawa Karlson w historycznym kościele Santa Maria delle Penitenti
Estonia nie ma swojego budynku w reprezentacyjnej przestrzeni weneckich Giardini della Biennale. Przy każde wystawie reprezentacja narodowa zmuszona jest szukać przestrzeni w mieście. To wyzwanie, ale też szansa na stworzenie bardzo unikatowej sytuacji artystycznej.
Z jasnym kierunkiem, wyznaczonym przez artystkę, która deklarowała, że nie chce „żadnego white cube’a”, zespół otworzył się na szukanie odpowiedniej przestrzeni – z jednej strony miała ona harmonijnie wpisywać się w strukturę miasta, z drugiej budować kontekst pasujący do twórczości Karlson. Po długich poszukiwaniach wybór padł na kościół Santa Maria delle Penitenti.
XVIII-wieczny budynek przylegał do klasztoru, który miał nieść pomoc pracownicom seksualnym i kobietom w kryzysie. Jakimi metodami? Tego nie mówią historyczne zapiski. Postać skruszonej Marii Magdaleny pojawiła się pierwotnie na sufitowym fresku i adorowała postać Madonny z Dzieciątkiem w barokowym ołtarzu. Dziś jednak w kościele nie odprawia się mszy, a pobliski budynek klasztorny stał się dożywotnim domem opieki dla osób cierpiących na chorobę Alzheimera. – Erosa zastąpił Tanatos – zauważam, a Karlson przytakuje, dodając, że szczególnie podoba jej się niematerialny wymiar architektury. – To przestrzeń, która każe ci poczuć się małym i kruchym.
Nadgryzione zębem czasu wnętrza na siedem miesięcy zmieni w swoją prywatną świątynię sztuki. Wprowadzi do niej własny panteon bóstw, odprawi własny porządek.
– Hora lupi, czyli godzina wilków, to czas między 3 a 5 rano. Szarówka. Czas, kiedy jesteśmy nieobecni, kiedy króluje nieświadomość. To wtedy przychodzą najbardziej surrealistyczne sny. Na wojnie właśnie o tej porze atakuje się wroga – mówi Edith, tłumacząc tytuł wystawy.
Ten „sen na jawie” inscenizuje w czterech pomieszczeniach kościoła. W nawie głównej ustawia figury mężczyzn wyposażonych w kamienie i broń, pomiędzy nimi – wielkiego węża wynurzającego się z posadzki.
Nie chce jednak, by falliczne symbole i archetypiczna męskość stały się jednoznaczne w wymowie. – Bo nie zamierzam niczego dyktować. Czy oni walczą ze sobą, czy łączą siły, razem atakując węża? – pyta.
W innym pomieszczeniu ustawia trzy jasne kobiece figury. To płaczki albo panny młode. Rzeźba, którą oglądam w tallińskiej pracowni, ma odlew twarzy 40-letniej dziś Edith i dłonie jej dwukrotnie starszej babci. – To jest doświadczenie kobiecości poza konkretną epoką i pokoleniowym doświadczeniem – mówi, przykrywając figurę cienkim materiałem.
W jednym miejscu planuje umieścić syreny – mityczne stworzenia, które mogłyby wpłynąć do kościoła wprost z sąsiadującego kanału. W innym – śpiącą figurkę Kusti, swojego ukochanego pieska Chiuhaha, który odszedł przez dwoma miesiącami. Jeszcze gdzieś indziej – kolekcję główek z czerwonej cegły wytwarzanych przez gości jej pracowni.
Elementy „Hora lupi” Edith Karloson wykonali goście jej pracowni
Kiedy pijemy herbatę, siedząc w kantorku, wyciąga gruby album z rzeźbami z gotyckiego kościoła św. Jana (Jaani Kirik) w estońskim Tartu. Z niewiadomego powodu we fryzie katedry umieszczono ponad 1000 rzeźb przestawiających portrety ludzi różnych stanów. Tajemniczy zabytek, którego najstarsze rzeźby liczą ponad 700 lat, mógł być galerią ludzkich typów, portretem społeczności albo inną opowieścią, którą dziś trudno nam odczytać. Tym chętniej nawiązuje do nich Karlson – do wykonania główek, autoportretów – zachęca osoby ze swojego otoczenia, artystów, dziennikarzy, studentów, pracowników instytucji kultury czy technicznych. Ten projekt przyciąga zainteresowanych zrobieniem takiego elementu, bo wizja „współtworzenia” pracy wystawianej w Wenecji jest pociągająca. Niewielkie rzeźby, wypalane z szorstkiej czerwonej gliny, Edith zamierza zamontować w wyższych partiach weneckiego kościoła.
Gdzie dokładnie? – Tam, gdzie będzie to możliwe, żeby coś dodać, ustawić, przymocować bez naruszania zabytkowej struktury, nad którą czuwa konserwator – mówi, zastrzegając, że jej praca tym razem w dużej mierze polega na tworzeniu elementów, po które będzie sięgać na miejscu. Jeszcze nie musi być niczego pewna, nie potrzebuje wiedzieć. – Intuicja to cenne narzędzie – podkreśla. Opowiada o robieniu sztuki jako o reżyserowaniu sytuacji, z której widz wynosi specyficzne doświadczenie. – Są groza, tęsknota, smutek, a potem jednak jasność – mówi, nawiązując do hora lupi, kiedy przez szarość w końcu przebija się światło. Umysł budzi się i odnajdujemy spokój, ale jakaś rzeczywistość znika. Edith chce, żebyśmy tym razem pozwolili sobie za tą rzeczywistością podążyć, podryfować w nieznane mroczne zakamarki samych siebie.
Wystawę Edith Karlson na Biennale w Wenecji „Hora lupi” można oglądać od 20 kwietnia do 24 listopada 2024.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.