Czy seks może być skuteczną bronią w walce z kryzysem klimatycznym i patriarchatem? Legendarne artystki Annie Sprinkle i Beth Stephens łączą siły z Justyną Górowską i Eweliną Jarosz, otwierając wspólną wystawę „SPLASH: eco + hydrosexuals unite!”. Do połowy września można oglądać ją w warszawskiej galerii lokal_30.
Annie Sprinkle: Gwiazda porno, aktywistka i artystka legenda
Jako nastolatka była nazywana „ładną żydówką”. Przyznaje, że seks polubiła od pierwszego razu, który wydarzył się, kiedy miała 17 lat. Była otwarta i pozbawiona uprzedzeń na tyle, żeby zatrudnić się w kasie kina porno w Arizonie, ale śmietankę branży poznała przypadkiem. Na sali sądowej, do której została wezwana jako świadek w procesie z twórcami filmu „Głębokie gardło”.
Twórcę filmu, Gerarda Damiana, nazwie po latach „czarującym Włochem”, „kochankiem i wieloletnim przyjacielem”. To dla niego jako 18-latka wyjechała na drugi koniec kraju, przeprowadziła się do Nowego Jorku.
Plany filmów pornograficznych szybko stały się jej naturalnym środowiskiem. Miała warunki i chęć, więc zaczęła występować przed kamerą – dziś może pochwalić się filmografią opiewającą na blisko 200 tytułów. Ale rola aktorki okazała się niewystarczająca. Annie Sprinkle – bo taki pseudonim przybrała, a później wpisała formalnie do dokumentów – chciała zmienić spojrzenie. Otworzyć pornografię na kobiecą przyjemność i partnerstwo. Dodać własną, szczerą perspektywę. Jako pracownica seksualna przyznała: – Miałam orgazmy z klientami, chociaż w tamtych czasach przyznawanie się do tego było pewnego rodzaju tabu. Kobiety nie powinny aż tak bardzo cieszyć się seksem!
Sięgnęła też po inne role: scenarzystki, producentki, reżyserki. Zastrzega jednak, że jej pozycja od początku była uprzywilejowana, bo oparta na wolnej woli. W przeciwieństwie do wielu osób pracujących w branży Annie nie była uzależniona od narkotyków ani alkoholu. Jeśli z czymś się nie zgadzała, potrafiła powiedzieć głośne i zdecydowane nie. – I follow my muse and my clit [tłum. ang. Podążam za moją muzą i łechtaczką] – mówi dziś, tłumacząc, że ciało jest i było dla niej równie ważne, jak twórcza inspiracja.
Nowojorski okres wspomina z nostalgią. Seksualność najpierw stała się jej strefą wolności, potem artystycznym medium. Skończyła studia z fotografii w nowojorskiej School of Visual Arts, miała też aktywistyczne zacięcie. Rzucała chociażby nowe światło na postać pracownicy seksualnej, np. kiedy przypominała o starożytnych kultach bóstw płodności. Często używała też własnego ciała i otwierała się na współpracę. W trakcie zajęć z performance’u Richarda Schechnera na uniwersytecie nowojorskim („Prometheus Project”) pozwalała się dokładnie oglądać podczas striptizu, a następnie odwracała sytuację, zadając widzom pytania: „Co widzisz? Co teraz czujesz?”. Innym razem pozowała w sesji, trawestując komercyjną kampanię: portrety mężczyzny z narzędziami. Właśnie przy okazji tego projektu, na początku lat 90., poznała swoją wielką miłość – Beth Stephens. Artystkę i nauczycielkę akademicką, z którą stworzyła artystyczny i życiowy tandem.
Ekoseksualność, czyli zmysłowe odczuwanie przyrody
Jeśli patrzysz na kwiat i zachwycasz się kolorami jego płatków, czujesz zapach, który sprawia ci przyjemność, nie ma w tym nic dziwnego – to reakcja człowieka na piękno natury. Ale jeśli ten sam kwiat nazwiesz kielichem, czyli organem rozmnażania generatywnego konkretnej rośliny, uświadamiasz sobie, że seksualność jest wpisana w przyrodę i nie ma w tym nic perwersyjnego. Wrażliwość na zmysłowe odbieranie świata niesie przyjemność, poczucie harmonii. Na tym właśnie polega ekoseksualność. Annie i Beth zaczęły praktykować ją ponad 15 lat temu.
Najpierw wzięły ślub, sześć lat później powtórzyły ceremonię, żeniąc się z również z matką Ziemią. Ślubowały kochać ją, honorować i czerpać z niej radość aż do śmierci. Sprinkle i Stephens wydały też książkę „Assuming the Ecosexual Position: The Earth as Lover” [Przyjmując ekoseksualną pozycję: Ziemia jako kochanka], tłumacząc, że miłość zmienia perspektywę, bo tworzy silną więź, która z jednej strony jest życiodajna i karmiąca. Z drugiej oznacza odpowiedzialność. Każe troszczyć się, ale też rozumieć i wspierać. Wkładać pracę i aktywnie działać na rzecz podtrzymania relacji. Traktowanie świata przyrody jako partnera nie pozwala na wyzysk i dalszą dewastację.
Czym dokładnie jest ekoseksualność? Czy bliżej jej do postawy filozoficznej, strategii aktywistycznej czy projektu konceptualnego? To zależy od praktyki.
Jak wskazują Sprinkle i Stephens, ekoseksualność może przybierać rozmaite formy. Opalanie się na słońcu, sauna, masaż strumieniem wody albo seks w plenerze – to kilka zaleceń, które artystki wypisują na receptach gościom swojej Ekoseksualnej Kliniki. Otwierają ją w ramach happeningu w różnych częściach świata. Każde z tych doznań może być przyjemne i odprężające albo orgazmiczne. – To praktyka mindfulness, tak samo jak otwarcie się na większą przyjemność i zabawę – mówią, a lekkość, humor i pozytywny stosunek do świata okazują się być ich uniwersalną postawą: do tworzenia, budowania relacji, codziennego życia. Jak się okazuje – skuteczną, bo przeprowadzającą przez największe kryzysy.
Miłość, czyli radykalna akceptacja i otwartość
Gdy Annie otrzymała diagnozę nowotworu piersi, nie zasłoniła dekoltu i nie przestała się fotografować. Na każdym kroku towarzyszyła jej Beth. Nagość i seksualność na czułych portretach współistnieją ze śmiertelną chorobą. Obfite piersi są chore, ale wciąż są ciałem, które, póki żyje, kocha i jest kochane. Tak samo jak pożąda i jest pożądane.
Na pierwszej wystawie w Polsce zorganizowanej przez Galerię Miejską Arsenał w 2018 r. artystki wystawiły swoje prace przewrotnie, bo w fotoplastykonie. Dojrzałe, nagie i uśmiechnięte, pozwoliły podglądać się ciekawskim. Same siebie postawiły w pozycji ludycznej sensacji, cudu natury. Rozwiały grozę, smutek i strach, w swoim stylu puściły oko do publiczności.
– Wielką siłą ich sztuki jest też otwartość na współpracę – mówi artystka Ewelina Jarosz, podkreślając, że Annie i Beth potrafią uzupełniać się w swoich przeciwieństwach. Od dekad z powodzeniem łączą perspektywę akademiczki z doświadczeniem gwiazdy porno, znajdują wspólny język artystyczny, odsłaniają najbardziej czułe, intymne punkty – osobiste doświadczanie miłości. Ale potrafią iść jeszcze dalej, traktują swoje projekty jako otwarte przedsięwzięcie, w które mogą włączyć się inni. – To niespotykane w świecie sztuki, środowisku, gdzie uznanych twórców reprezentują galerie. Oceniając jakość sztuki, porównuje się ceny prac i strategicznie planuje wystawy – dodaje artystka Justyna Górowska.
Bo Sprinkle i Stephens, biorące udział w najbardziej prestiżowych wystawach sztuki, jak Documenta 14, potrafią zapraszać do współpracy na równej stopie innych. Włączają ich do rodziny, np. poprzez kolejne performance’y. Intencją staje się nie tyle uprawianie własnej sztuki, ile oddziaływanie nią. Odrzucenie patriarchalnej dominacji, budowanie demokratycznej wspólnoty i rozwijanie więzi między człowiekiem a światem przyrody to recepta na kryzys klimatyczny i wrzącą politykę. – Chciałabym, żeby feminizm był naprawdę bardziej kochający – mówi Spirinkle. – Feministki mają w sobie wiele słusznego gniewu i wiele zrobiły, żeby walczyć o prawa. Ale potrzebujemy dużo miłości i współczucia – żeby objąć ludzi, żeby ich edukować. Nie byłam feministką, dopóki nie dowiedziałam się, czym to jest. Chciałabym, żeby uczestniczyli w tym mężczyźni i osoby transseksualne. Wszyscy są mile widziani.
Wystawę „SPLASH: eco + hydrosexuals unite!” Annie Sprinkle, Beth Stephens, Justyny Górowskiej i Eweliny Jarosz można oglądać od 14 czerwca do 14 września w warszawskiej galerii lokal_30
Wydarzenia towarzyszące:
13.06. godz. 18:00 – spotkanie z artystkami, lokal_30 moderowane przez Joy Brooke Fairfield
16.06. godz 14:00 – 16:00, Hydrosexual Healing Clinic, Pole Mokotowskie przy jeziorku
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.