Wanda Maximoff, zwana też Szkarłatną Wiedźmą, to postać doskonale znana fanom Marvela. Po poświęconym tej bohaterce serialu „WandaVision” oglądamy ją ponownie w filmie „Doktor Strange w multiwersum szaleństwa”. W postać po raz kolejny wciela się doskonała amerykańska aktorka Elizabeth Olsen. – Wandę zaczęłam grać osiem lat temu, miałam wtedy 25 lat. Dziś mam 33. Bardzo się przez ten czas zmieniłam, dojrzałam jako kobieta – mówi aktorka.
Inni bohaterowie z uniwersum Marvela mają rekwizyty: Thor ma młot, Iron Man kostium, Doktor Strange płaszcz... Na planie jest czym pomachać. A pani musi sobie przez cały czas wyobrażać, co w postprodukcji doda do jej ruchów rękami ekipa profesjonalistów zajmujących się efektami specjalnym. Trudno być przekonującą, kiedy wszystko jest tak umowne?
Pierwszy występ w roli Wandy był przerażający, także z tego powodu. Pamiętam, że na planie „Wieku Ultrona” długo zastanawiałam się, co też z tego machania rękami wyjdzie. Z czasem zaakceptowałam to, że bez efektów specjalnych wyglądam i czuję się jak głupek. Poza tym mam za sobą wieloletni trening tańca i to doświadczenie pozwala mi myśleć o scenach z efektami jak o choreografii tanecznej. Znajduję w niej konkretne gesty, momenty, które na scenie podczas występu byłyby kluczowe. To pozwala mi się wczuć, a dzięki temu odnaleźć i poczuć pewnie w scenach z efektami. Cieszę się, że na ekranie wygląda to nieźle.
W „Multiwersum...” spotykamy Wandę w okresie żałoby. Odsunęła się od świata, żyje samotnie na uboczu. Czy z pani perspektywy ta decyzja miała na nią silny wpływ?
Wiem, że po finale „WandaVision” niektórzy uważali, że Wanda nie poniosła żadnych konsekwencji, także prawnych, swoich poczynań. W moim odczuciu te konsekwencje były, ale właśnie osobiste. Wanda wyjechała, by pobyć sama ze sobą. Ten czas jest dla niej niezwykle ważny. Zawsze uwielbiałam w niej niezależność myślenia, to, że wierzy swojej intuicji. Nie boi się mówić, co sądzi i jakie ma wartości. To taka jej cecha, która i mnie jako osobie daje spore energetyczne doładowanie. W tym filmie widzimy ją, jak – być może po raz pierwszy – jest pewna tego, jak postrzega świat, pewna siebie i swojej relacji ze Szkarłatną Wiedźmą, czyli mityczną wersją samej siebie. Rozumie, że bycie tą kobietą jest wypełnieniem przeznaczenia. Ta pewność i jasność perspektywy są kluczowe dla drogi, jaką odbywa z „Doktor Strange i multiwersum szaleństwa”. A jednocześnie generuje konflikt w relacjach ze światem zewnętrznym...
Czy znajdowanie czasu tylko dla siebie, chwili, by w samotności naładować baterie i przypomnieć sobie, kim się jest, to coś istotnego także dla pani?
Czas wolny, czas z dala od pracy, to dla mnie rzecz najwyższej wagi. Bardzo dużo podróżuję, mam nomadyczny tryb życia, muszę tworzyć sobie kolejne domy w różnych nowych miastach, stanach, krajach. Szansa, by wrócić do własnego domu i po prostu tam być, jest dla mnie cudowna. Na planie staram się być tak cierpliwa, jak tylko potrafię. Kiedy czasami czuję, że mój zapas cierpliwości jest na wyczerpaniu, myślę o tym, jak będę go odbudowywać, kiedy wreszcie wrócę do siebie. Liczę, że najbliższy taki okres czeka mnie już tego lata.
Mimo tych nadszarpujących psychikę sytuacji aktorstwo wciąż daje pani radość?
Na planie najbardziej lubię doświadczenie pracy w grupie. Ta bliskość, szansa, by wspólnie rozwiązywać problemy, współpraca, budowanie relacji z innymi aktorami i ekipą – to sprawia mi ogromną radość. Myślę, że z podobnych powodów lubiłam sporty zespołowe jako dziecko. Wizja grupy osób, które wspólnie pracują na to, by stworzyć coś wspaniałego, bardzo do mnie przemawia.
Grała pani Wandę kilkakrotnie. Czy odkryła pani w niej coś nowego po znalezieniu się w oryginalnym świecie Doktora Strange’a?
„Wiek Ultrona” kręciliśmy osiem lat temu, miałam wtedy 25 lat, dziś mam 33. Bardzo się przez ten czas zmieniłam, dojrzałam jako kobieta. Z mojego doświadczenia wynika, że po trzydziestce człowiek powoli żegna się z – wcześniej stale mu towarzyszącymi – uczuciami wewnętrznego konfliktu i niepewności, zaczyna się o wiele pewniej czuć w swojej skórze. Chciałam się tymi doświadczeniami podzielić z Wandą. Nie wiem, co wydarzy się po tej odsłonie naszej opowieści, bo multiwersum otwiera nieskończone możliwości dla kolejnych produkcji, ale też dla bohaterów. Bez względu na to, co przyniesie przyszłość, jestem podekscytowana myślą, że widzowie zobaczą Wandę silniejszą.
Czy są jakieś postaci, aktorki lub inne osoby, które silnie wpłynęły na pani kreację?
Joss Whedon, który powołał Wandę do życia w „Wieku Ultrona”, miał wielki wpływ na to, jak budowałam tę postać. Zależało mu, by wprowadzić do ekranowego świata postać, której ruchom będzie bliżej do tańca niż do boksu. Zbudowaliśmy jej własną biografię, która nie była w stu procentach zgodna z komiksowymi historiami. I ja do tej pory z tego czerpię. Jednocześnie mam poczucie, że odkąd „przejęłam” Wandę, należy ona do mnie. Ale nie zamykam się na sugestie. Jac Schaeffer, twórczyni serialu „WandaVision”, w moim odczuciu wprowadziła Wandę na nowy, wyższy poziom.
„Multiwersum...” opowiada o wielu alternatywnych rzeczywistościach, w których bohaterowie mają szansę spotkać inne wersje samych siebie. Jaką wersję siebie pani chciałaby poznać?
Na ekranie mamy różne uniwersa, każde z nich ma swoje zasady, jest zarządzane przez innych ludzi. W jednym w rzece płynie woda, w drugim – czekolada. Mamy też inne wersje tych samych osób. Każda z nich ma inną sytuację wyjściową, ale staje przed podobnymi życiowymi wyborami, choć może podejmować inne decyzje. Przekładam to na swoje życie. Wspominam własne wybory, często podejmowane na bardzo wczesnym etapie. Jako młoda dziewczyna wybrałam „uniwersum” Nowego Jorku i już podczas studiów teatralnych podjęłam pracę. A przecież moim pierwszym wyborem był Uniwersytet Brown, na który mnie nie przyjęto. A gdybym się dostała? A gdyby moi rodzice pewnego dnia nie zabrali moich sióstr na przesłuchanie do serialu „Pełna chata”? Być może moje życie mogłoby być całkiem inne. Z bliska coś, co wydaje się drobiazgiem, z perspektywy czasu potrafi okazać się wydarzeniem kluczowym. Po występie w „Multiwersum...” z ciekawością przyglądam się dokonanym w przeszłości wyborom i rozmyślam „co by było, gdyby”. I nierzadko, badając sekwencję zdarzeń, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym dziś jestem, odnoszę wrażenie, że to jedno wielkie szaleństwo.
Multiwersum otwiera nieskończone możliwości, w innym świecie może kryć się inna Wanda Maximoff. Gdyby pani mogła wybrać aktorkę, która wcieliłaby się w alternatywną wersję tej postaci, kto by to był?
To by była dopiero zabawa! Niedawno podczas odwiedzin w Londynie widziałam na scenie Jodie Comer, która w „Prima Facie” była po prostu fenomenalna. Myślę, że byłaby o wiele lepszą Wandą ode mnie! Wspaniale byłoby móc z nią pracować. W komiksach używanie mocy przyspiesza u Wandy proces starzenia. Na pewno bardzo chciałabym zobaczyć Wandę starszą, mam nadzieję, że to się wydarzy.
W filmie mamy scenę, w której Wanda mówi Strange’owi, że on, gdy łamie zasady, to staje się bohaterem, ale kiedy ona to robi, staje się wrogiem. Czy dobrze rozumiem, że Wanda pada ofiarą seksizmu?
Widzę to w szerszym kontekście, nie tylko w odniesieniu do seksistowskich schematów. Jedną z moich ulubionych rzeczy w tej roli jest to, że ludzie mają zróżnicowane opinie na temat jej działań i często nie zgadzają się z jej wyborami. Mnie zależy zaś, by mieli dla niej empatię i rozumieli jej punkt widzenia. Łatwo jest w dzisiejszym świecie zrobić z kogoś wroga i go ocenić, zamiast spróbować zrozumieć położenie, w jakim się znalazł.
Czy panią i Wandę coś łączy? Oddała pani tej postaci kawałeczek siebie?
Ja też, tak jak ona, próbuję nie poddawać się opiniom tych, którzy krzyczą najgłośniej. Samodzielnie buduję własną perspektywę. Niekoniecznie lubię się nią dzielić z opinią publiczną i robię to raczej rzadko. Za to bardzo lubię rozmawiać o tym przy miłym posiłku z bliskimi. Niezależne myślenie Wandy, choć nie raz, nie dwa wpędzało ją w kłopoty, to coś, co w niej uwielbiam i dzięki czemu czuję, że jesteśmy po ten samej stronie mocy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.