
Kręciły lesbijskie kino, pisały queerową poezję i żyły tak, jak damie nie wypada. Artystki, aktywistki, tupeciary, których biografie układają się w krzepiący manifest jaskrawej niezgody wobec sztywnej społecznej normy. Nakładem Wydawnictwa Osnova ukazuje się książka „Kłirówy. Te, które złamały zasady”, zbiór esejów Sylwii Chutnik i Justyny Bilik poświęconych nieheteronormatywnym ikonom.
Można wziąć błyskotki przypisane stereotypowej kobiecości i narobić rabanu. Jak obwieszona toną ekscentrycznej biżuterii Frida Kahlo, która wchodząc do opery, ostentacyjnie robiła hałas, gdy jej liczne naszyjniki i bransolety głośno obijały się o siebie. Można ten konwencjonalny kostium odrzucić i zuchwale pozować do zdjęć w stroju marynarza, sportowca, w męskim garniturze. Jak Claude Cahun, którx w poezji, esejach, performansie i aktywizmie szukałx przestrzeni skutecznej ekspresji niebinarności, tego niepodległego bycia pomiędzy płciami albo poza płcią. Osoby opisane w „Kłirówach” bywały wyzwaniem dla ludzi żyjących obok, bo wymykały się restrykcyjnym pomysłom na płeć i seksualność. Potwierdzały sens feministycznego sloganu o tym, że to, co prywatne, jest polityczne, bo często to te najbardziej osobiste kawałki życia – związki, romanse – były polem walki o zmianę.
Różne bohaterki na równych prawach
„I tak: Claude Cahun jest poza płciami, Frida Kahlo wbrew ograniczeniom cielesności, Marsha P. Johnson rozwiewa mity na temat bierności (czarnoskórej transkobiety, na dodatek pracownicy seksualnej). Lee Miller to, co prawda, piękna modelka, ale i zawzięta reporterka wojenna leżąca w wannie Hitlera. Virginia Woolf to ikona »sławnej pisarki«, a jednak przepełniona bólem i namiętnościami. Jest też Adrienne Rich, która raz na zawsze obala mit, że matka nie może być zarazem lesbijką, a znowu lesbijka Tove Jansson może być zarazem autorką popularnych bajek” – piszą Sylwia Chutnik i Justyna Bilik we wstępie do książki.
W „Kłirówach” udało się połączyć w spójną opowieść o wolności życiorysy bardzo różnych bohaterek i osób bohaterskich, również tych, które wciąż nie są znane zbyt szeroko. – Opowiadam o moich idolkach. Praca nad książką pozwoliła mi je odkryć na nowo – opowiada scenarzystka Justyna Bilik, a te idolki to na przykład reżyserka Barbara Hammer. – Przed swoim oficjalnym coming outem bałam się eksplorować lesbijską twórczość. Musiałam zaakceptować siebie i zrozumieć, że bez tego nie będę miała dostępu nie tylko do przeszłości, ale i przyszłości. Mimo strachu od zawsze pisałam przecież o nieheteronormatywnych bohaterkach, na studiach też, ale słyszałam rady, żebym nie mówiła w branży publicznie o swojej seksualności, bo mogę mieć problem z zatrudnieniem. Odkrycie Barbary Hammer i jej odwagi było kojące – kontynuuje Bilik, a w książce dodatkowo podkreśla, że twórczość Barbary Hammer zwykło się wyrzucać poza historię kina. Nie było jej w programach szkół filmowych, a amerykański przemysł zauważył jej eksperymentalne produkcje dopiero kilka lat temu – jeśli za taki gest respektu wobec niepokornej autorki uznać wzmiankę podczas ceremonii wręczenia Oscarów. „Kłirówy” należy też więc czytać jako postulat równej reprezentacji osób queerowych w przestrzeni publicznej.
We własnym pokoju Virginii Woolf, przy łóżku Fridy Kahlo

„Mało nie dostałam zawału z emocji. Ledwo stałam, miałam ochotę paść na jej łóżko i zakopać się w pościeli, wąchając materiał niczym fetyszystka. Materac pojedynczy, wąziutki nawet dla jednej osoby. Nad głową regał z książkami. Obok rattanowy stolik z lampką ozdobioną we wzór przypominający pawie pióra. I z dzwonkiem, chyba na służbę. Zastanawiam się chwilę, jak to się robiło. Otwierasz oczy po przebudzeniu i dzwonisz po herbatę lub napalenie w piecu? A może podanie śniadania do łóżka?” – to fragment eseju o Virginii Woolf. Sylwia Chutnik odwiedziła słynny „własny pokój” pisarki, mityczną przestrzeń, która stała się pretekstem do opowieści o kreatywnej swobodzie i ekonomicznej niezależności kobiet. „Kłirówy” nie są opowieściami snutymi z dystansu, autorki odwiedzają miejsca, w których żyły, tworzyły i umierały opisywane przez nie osoby, rozmawiają z ich bliskimi. – Uprawiamy swoistą pielgrzymkę do miejsc śmierci, pochówku czy rozsypu naszych bohaterek i osób bohaterskich. Nadrzędna zasada reporterska mówi, że trzeba zobaczyć, podejść najbliżej, jak się da – mówi Sylwia Chutnik. – Słowo „hołd” brzmi może egzaltowanie, ale dla mnie to zbliżenie się było ważne. Bycie blisko to element osobistego tonu, który przyjęłyśmy w esejach. Każda osoba inaczej by odczuła i opisała wizytę w ogrodzie Lee Miller czy przy łóżku Fridy Kahlo.

Z osobistej perspektywy na życiorys swojej bohaterki patrzyła niedawno Jenn Shapland, spisując biografię amerykańskiej pisarki Carson McCullers. Shapland podkreślała, że proces odkrywania cudzego życiorysu był mocno sprzęgnięty z samopoznaniem. Coming out McCullers, który dokonywał się podczas zbierania materiałów do książki, był też coming outem autorki. Na ile pisząc cudze biografię, pisze się własną? Na ile „Kłirówy” są opowieściami o Sylwii Chutnik i Justynie Bilik? – Od zawsze zajmowała mnie twórczość kobiet, która pozwalała mi lepiej zrozumieć siebie. Tarzałam się w doświadczeniach pisarek i aktywistek, bo szukałam odpowiedzi – odpowiada Chutnik. – Wybierając osoby do opisania w książce, kierowałam się ku tym bi- lub panseksualnym, zgodnym z moją tożsamością psychoseksualną na tu i teraz. Ciekawią mnie napięcia między queerową tożsamością a związkami, w które się wchodzi. Wciąż obowiązuje przymus tłumaczenia się, że jeśli jesteś przypisana do roli kobiety i spotykasz się z facetem, to czy aby na pewno możesz się określać jako queer. To są te psychotesty, które trzeba cały czas zdawać, a bifobia jest obecna również w queerowym środowisku.
– Traktowałam teksty do książki jak lustro. Patrzę w nie jako queer w kontekście konkretnej sytuacji politycznej, ale też jako filmowczyni, która szuka swojej drogi. Czy chcę być kobietą manifestem jak Barbara Hammer, czy bliżej mi do subtelnych poszukiwań Chantal Akerman – dodaje Justyna Bilik. – Malarka Judith Waterman, o której piszę w „Kłirówach”, zastanawia się z kolei nad instytucją rodziny. Dla wielu osób queerowych to odwieczne pytanie: czy wchodząc w związki małżeńskie, nie będziemy odtwarzać patriarchalnych struktur? Czy doświadczenie mniejszościowe pozwala przemodelować związki tak, żeby funkcjonować w nich równościowo? Na pewno wiem jedno – chcemy możliwości wyboru. Dzięki moim bohaterkom wiem, że moje odpowiedzi mogą się z czasem zmieniać.
Kłirówy świetnie się bawią
Barbara Hammer domagała się uznania. Mówiła wprost, że chce być rozpoznana jako pierwsza reżyserka otwarcie lesbijskiego kina. Natalie Clifford Barney, poetka, badaczka literatury i animatorka przygodowego życia paryskiej bohemy, wydawała queerową poezję, wbrew woli rodziny. Gdy jej ojciec, wpływowy przedsiębiorca, dowiedział się o tym, zniszczył cały nakład debiutanckiego tomiku wierszy Barney. Życiorysy kłirów nie są wolne od bólu wykluczenia, bywają tragiczne, ale więcej w nich nieustępliwej walki o siebie niż aktów kapitulacji. – Nasze bohaterki i osoby bohaterskie mają poczucie humoru, dystans. W opowieściach o queerze jest mało śmiechu i żartu, co nie dziwi, bo w Polsce można się śmiać co najwyżej baranim głosem – mówi Sylwia Chutnik. – Naszą intencją nie było mówienie: Hej, ty też możesz zostać queerem, zapraszamy do nas, będzie super! Chciałyśmy jednak pokazać, że to nie są strasznie pęknięte losy. Nawet Virginia Woolf musiała przez jakiś czas świetnie się bawić. Byłam w zamku jej kochanki. Wyobrażałam sobie jej życie. Masz męża, którego bardzo kochasz. Macie wspólny projekt, wasz ogród. Ale poza tym każde z was ma osoby partnerskie. Dobra, pewnie nie było to życie usłane różami, ale chyba też strasznie nie cierpieli, skoro udawało im się wpisać queerowość w nowy format rodziny.
– Najbliżej optymistycznej wizji była Hammer, która w swoich filmach uprawiała lesbijską propagandę. Przedstawiała lesbijskie życie jako pełne namiętności, fascynujących odkryć, wspólnej walki i poczucia humoru – dopowiada Justyna Bilik. – Cieszę się, że istniała artystka, która właśnie w taki sposób opowiadała o queerowym świecie – obok wielu osób, które podkreślały przede wszystkim, jak trudne to doświadczenie. Potrzebujemy wszystkich głosów.
Książka „Kłirówy. Te, które łamały zasady” ukaże się 8 marca.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.