Ewa Farna: Czas na bilans
Gdy moje ciało wydało na świat nowe życie, zyskałam do niego jeszcze większy szacunek – mówi Ewa Farna w kampanii „Lekcje wartości” marki L’Oréal Paris. Utytułowana wokalistka, szczęśliwa żona i matka dwójki małych dzieci jesienią świętuje trzydzieste urodziny dwoma koncertami – w Pradze i w Warszawie.
„Blizny jak stary film, piegi, pamiątki z wakacji, w skórze czarny tusz. Nie jestem dziewczyną z wczoraj. Czas mnie w kobietę zmienia. Przez lata moje ciało tyle wytrzymało”, śpiewa Ewa Farna w piosence Ciało. Na ostatniej płycie Umami opowiada o „sobie sprzed lat”, o przemianie z dziewczynki w kobietę, o „sztuce powiedzenia nie”. – To moje najbardziej osobiste przesłanie – mówi wokalistka, która występuje na scenie od dwunastego roku życia. Wydała sześć płyt po polsku i pięć po czesku, pełniła funkcję jurorki w programach telewizyjnych, podkładała głos do filmów.
– Przekaz kampanii L’Oréal Paris jest zgodny z moimi przekonaniami. Nic tu nie jest udawane. To autentyczna historia – mówi. Po publikacji filmu z cyklu „Lekcje wartości” fanki piszą do gwiazdy: „Piękne i prawdziwe”, „Każda z nas jest inna, każda wyjątkowa”, „Trudno nauczyć się wdzięczności do swojego ciała”. – Kobiety, które dzielą się ze mną doświadczeniami, dają mi siłę. Odpowiadają na moje wyznanie podobnymi słowami. Temat ciała nas łączy – mówi Ewa. Dla niej kluczowym momentem na drodze do samoakceptacji było macierzyństwo. W ciąży czuła się fantastycznie. – To naprawdę był dla mnie błogosławiony stan. Śpiewałam do ostatniego tygodnia przed porodem. Miałam potrzebę wykrzyczeć, że jestem dumna z mojego ciała, które przyniosło na świat nowe życie. Wstydzę się, że mogłam kwestionować jego doskonałość – dodaje.
Kiedyś raniły ją komentarze dotyczące wagi, dziś walczy o obalenie staroświeckich stereotypów, także z myślą o rocznej córce Elli. – Chciałabym, żeby moje dzieci dorastały w innym świecie. Gdy byłam nastolatką, widziałam na scenie prawie wyłącznie bardzo szczupłe kobiety. Wmawiano mi, że nie jestem wystarczająca, że nie będę na okładce czy nie włożę pięknych rzeczy od projektantów, bo nie pasuję do obowiązujących kanonów. Na początku kariery słyszałam, że powinnam się zmienić, żeby zostać gwiazdą. To działało na mnie jak płachta na byka. Postanowiłam udowodnić, że hejterzy nie mają racji – mówi. Teraz – po dwóch ciążach – nie jest ze swojego wyglądu do końca zadowolona, ale dba o zdrowie – regularne posiłki, sen, aktywność: jeździ na nartach, ćwiczy jogę, tańczy. – Cały czas siebie akceptuję. Chcę o siebie dbać w imię miłości – do siebie i bliskich – mówi. – Jestem tego warta. Wszystkie jesteśmy tego warte – powtarza w filmie dla L’Oréal Paris. Twarzą marki została rok temu, gdy reklamowała tusz Volume Million Lashes, jeden z pierwszych kosmetyków, który kupiła jako nastolatka. Napisała wtedy, że zawsze lubiła swoje rzęsy, a fani dodawali: „I te nieziemskie oczy!”. Zielone, migdałowe, głębokie – trudno w nich nie zatonąć. Taki odcień ma też tło okładki „Umami”. – Gdy synek był mały, pisałam muzykę tylko raz w tygodniu, dlatego płytę nagrywałam tak długo. Odkąd zostałam mamą, daję sobie czas. Nie staram się łapać wszystkich ofert i okazji – mówi.
Świetny odbiór płyty w Czechach otworzył przed Ewą nowe możliwości – na trzydziestkę zagra w największej hali w Pradze dla kilkunastu tysięcy fanów. – To będzie największy koncert mojego życia – mówi. Z koncertem urodzinowym wystąpi również w warszawskiej Progresji, to będzie jedyny jej koncert w Polsce w tym roku. – Ta płyta w Czechach dostała cztery nominacje do tamtejszych Fryderyków, ale w Polsce nie okazała się aż tak wielkim przebojem. Dzięki temu, że działam na dwóch rynkach, łatwiej mi akceptować te górki i dołki. To naturalny proces, kiedy jest się 17 lat w branży, raz jest lepszy odbiór w Czechach, raz w Polsce – odpowiada.
Do Warszawy wpada ostatnio na jeden dzień, na sesję, wywiad. Spędziła tu rok na studiach, więc miasto kojarzy jej się z młodością. – Tu włącza mi się w głowie druga Ewa – mówi. – Nie bywam na bankietach, więc nie do końca wiem, co słychać w show-biznesie. W Czechach jestem mocniej osadzona. W Pradze znalazłam męża, tam mam też zespół, z którym uwielbiam spędzać czas w busie w drodze na polskie koncerty – tłumaczy. W Czechach jako kobieta czuje się bezpieczniej niż w Polsce.
– Brak dostępu do aborcji sprawia, że kobiety obawiają się ciąży. Macierzyństwo zmienia życie, więc powinno być wolnym wyborem.
Zbliżające się przełomowe urodziny jej nie przerażają, bo czuje, że ma wszystko, czego potrzebuje: męża, z którym tworzy partnerski związek, dzieci, karierę w dwóch krajach. Nie czuje ciśnienia, braku, niedosytu. – Wiem, że to dobry czas na bilans. Mam zdrową rodzinę, ale też pracę, która wciąż mnie bawi, kręci, zachwyca. Chcę pozostać sobą, trochę walniętą. I chodzić w conversach – śmieje się. Z pewnością Ewa żyje „na maksa”. Prawdziwego odpoczynku nie zaznaje właściwie nigdy. – Nie mam wolnych dni. Gdy nie pracuję, jestem mamą na pełen etat. W domu odpoczywam od pracy, w pracy od domu. Dzięki temu, że funkcjonuję w obu światach, nie czuję frustracji. Szczęście to dla mnie stanie na obu nogach. Najbardziej męczy mnie monotonia. Szukam też przestrzeni dla siebie. Mój partner, introwertyk, który potrzebuje czasu dla siebie, odbył właśnie prywatną pielgrzymkę z domu rodzinnego do mojego. Przeszedł niemalże 500 kilometrów w dwa tygodnie. Oczyścił głowę. Uczy mnie to powrotu do siebie i potrzeby nauczenia się, by spędzać czas też sama z sobą – tłumaczy. – Ale potrzebuję, żeby cały czas coś się działo. Wtedy czuję, że żyję – mówi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.