„Gdy wracałam z imprezy w mojej nowej małej czarnej, dotarło do mnie, że stałam się jednocześnie sobą i kimś obcym”. W pierwszej odsłonie cyklu „Filipka w wielkim mieście” o doświadczeniu niebinarności Filipka Rutkowska pisze o małej czarnej.
Kiedy siedem lat temu podczas wyszukiwania nowości w second handzie znalazłam ubranie, które najprawdopodobniej nosiła przede mną kobieta, a nie facet, nie spodziewałam się, że ten zakup tak bardzo odmieni moje życie. Nie zaprzątałam sobie wtedy głowy pytaniem o tożsamość. Szczerze mówiąc, nie znosiłam tego słowa. Jeśli pojawiło się w jakimś tekście, przewijałam go tak długo, aż znikło. Tożsamość kojarzyła mi się z Eriką Steinbach, przejazdem papieża przez moją dzielnicę, sporami o to, kto opatentuje przepis na oscypek. Kiedy pierwszy raz wyszłam na miasto w mojej nowej małej czarnej, poczułam, że zapanowała wokół mnie harmonia. Jakbym odzyskałam brakującą część siebie. Gdy wracałam na drugi dzień z imprezy do domu, było dla mnie jasne – poza tym, że wydałam na niej znowu zbyt dużo pieniędzy – że mój stary świat nagle zniknął. I nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał nowy. Dotarło do mnie, że stałam się jednocześnie sobą i kimś obcym.
Stawanie się kobietą
Przez większość życia byłam przyzwyczajona do tego, że nikt nie kwestionuje tego, kim jestem. Zdarzało mi się co prawda nieraz słyszeć, że widać po mnie, że nie jestem sportowcem czy fachowcem, ale i tak niezbyt zależało mi na tych wcieleniach. Pierwszą w pełni uświadomioną tożsamością było dla mnie bycie gejem. Mój coming out prawie nikogo nie zaskoczył, więc gdyby nie to, że w liceum podkochiwałem się w dziewczynach, mogłabym powiedzieć, że urodziłam się jako gej. Rodzice zaaranżowali wokół tego zwierzenia rytualny w tym kraju dramat, choć po latach przyznali, że była to po prostu reakcja na zderzenie z prawdą. Kiedy wspominam bycie gejem, mam wrażenie, że ta tożsamość sprowadzała się głównie do one night standów z chłopakami z internetu. Żadne spotkanie nie przerodziło się w dłuższą relację, co w praktyce zamykało moją homoseksualność w obrębie czterech ścian. Okej, byłam kilka razy w klubach tylko dla mężczyzn, ale szybko wyszłam, bo denerwuje mnie tam muzyka. Z kolei w saunach i darkroomach traciłam orientację w przestrzeni, a trochę głupio przerywać zabawiającym się facetom, żeby pomogli mi znaleźć wyjście. Stawanie się kobietą postrzegałam jako ciekawość świata i pragnienie przeżycia wszystkiego od nowa. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłabym je praktykować z dala od ludzi.
Kobiecość zmieniła moje postrzeganie świata
W sukience każda najdrobniejsza rzecz stawała się nieoczywista. Miałam wrażenie, że pierwszy raz w życiu jadę windą, że nigdy wcześniej nie byłam w restauracji. Całymi wieczorami wpatrywałam się w swoje odbicie. Nie docierało do mnie, że rzeczywistość wygląda inaczej. Obliczyłam na podstawie playlisty, do której tańczyłam w sukienkach przed lustrem, że potrzebowałam około stu godzin na zrozumienie, że jestem teraz kobietą. Moje otoczenie nie potrzebowało na to tyle czasu. Ludzie, którzy mijali mnie na ulicy, szybko dawali po sobie znać, że wiedzą o mojej przemianie. Sama ulica stała się dla mnie nagle czymś nowym. Jeśli potrzebuję dokądś pójść jako chłopak, to po prostu tam idę. Jako kobieta trans zaczynam automatycznie rozbierać każdą sytuację na serię czynników. Znika cała warstwa zabezpieczeń, którą długo traktowałam jako oczywistość. Świat przestaje być uszyty pode mnie.
Stawanie się kobietą otworzyło mi oczy na wiele spraw. Pierwszą z nich było to, że jako chłopak ubierałam się koszmarnie nijako. Pojawiły się też jednak inne refleksje – dotarło do mnie, że moje myślenie opierałam do tej pory na bezustannych opozycjach. Kiedy w liceum chodziłem na randki z dziewczynami, to jednocześnie zakładałem, że nie jestem zainteresowany chłopakami. Kiedy na studiach do mojego życia wkroczyli mężczyźni, odruchowo wykreśliłem z niego dziewczyny. Byłem także przekonany, że skoro identyfikuję się jako chłopak, to nie jestem tym samym kobietą. I że skoro postrzegam świat z perspektywy mężczyzn, to nie mogę widzieć go z perspektywy kobiet. Stawanie się kobietą uwolniło mnie od tych podziałów. Stałam się kobietą, która nie ma historii. Jestem chłopakiem, którego życie coraz bardziej zbudowane jest tylko ze wspomnień.
Dwie płcie, jedna całość
Długo nie byłam pewna, jak opisać nową siebie. Pomimo początkowej niechęci nagminnie zaczęłam sięgać po słowo „tożsamość”. Przez długi czas twierdziłam, że jestem crossdresserką. Potem, że mam pierwiastek trans, następnie pojawiła się niebinarność. Ostatnio wymyśliłam koncepcję dwóch płci, które układają się w mojej głowie w jedną całość. Być może mogłabym pokusić się nawet o stwierdzenie, że stałam się kobietą, bo powiedziano mi, że mam być mężczyzną, ale nie jestem pewna, czy w głębi siebie jestem aż tak wywrotowa. Jedno jest pewne – niezależnie od tego, w jaką opowieść ubierzemy fakty ze swojego życia, za każdym razem, gdy rozmywamy postawione nam granice, wymyślamy świat na nowo.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.