Każda rzecz, która wychodzi spod ich rąk, jest niepowtarzalna. – Improwizujemy na bieżąco. Wszystkie nasze wyroby mają wysoką jakość, ale jedna miseczka jest zawsze trochę grubsza, inna cieńsza, każdą inaczej malujemy – mówi Tosia.
Kiedy zaczynały w 2015 r., niewielu projektantów zajmowało się porcelaną. To tworzywo efektowne, ale niezbyt wdzięczne w obróbce. Tłucze się i kruszy na każdym właściwie etapie. Wymaga cierpliwości i uważności. One poszły na żywioł. Bez biznesplanu, bez wyliczonych co do grama receptur. Eksperymentując, zaczęły tworzyć swoje naczynia. Pierwsze były doniczki. Niektóre plamiaste, inne nieśmiało uśmiechnięte. Ludzie się zachwycili, a one ruszyły z produkcją. Dzisiaj na półkach ich pracowni na warszawskim Powiślu znaleźć można nie tylko uniwersalne miseczki i kubki, ale także stożkowane stojaki na pierścionki, miniaturowe figurki i solidne wazony. Popijając herbatę z filiżanek własnego wyrobu, Agata i Tosia w przerwie pracy nad naczyniami, opowiedziały, co jest dla nich ważne.
Tandem
Pracują razem. Większość ich produkcji to wynik wspólnych wysiłków. Agata jest jednak bardziej – jak sama mówi – technicznym rozkminiaczem, częściej odpowiada też za formę. Z kolei większość malowanych wzorów to dzieło Tosi. Dziewczyny przyznają, że gdyby nie to, że pracują w duecie, z Fenka nic by nie wyszło. Tosia śmieje się, że pewnie zaczęłaby i nie skończyła, a Agata nie odważyłaby się założyć własnego biznesu. Nakręcają się i uzupełniają, chociaż dzieli je wiek i doświadczenie. Antonina Kiliś do poznańskiej School of Form, gdzie się poznały, trafiła zaraz po liceum. Na studiach trochę się obijała, ale tylko dlatego, że zaangażowała się w prowadzenie własnej kawiarni i pracowni graficznej, które założyła z przyjaciółmi. Agata jest starsza. Zanim trafiła do School of Form, studiowała ochronę środowiska, antropologię i pedagogikę. Pracowała jako kucharka i ogrodniczka. Na studiach dziewczyny się zaprzyjaźniły. Okazało się też, że mają podobną wizję pracy. Nie chciały utknąć za ekranami komputerów jak wielu projektantów, marzyło im się coś, co pozwoli popracować nie tylko głową, ale i rękami.
Doniczki
Zaczęło się od kaktusów i sukulentów, których nie było gdzie trzymać. Dlatego Tosia i Agata postanowiły w szkolnej pracowni przygotować ładne porcelanowe doniczki, które będą alternatywą dla produkcyjniaków z marketów budowlanych. Zrobiły kilka dla siebie, kilka dla przyjaciół. Podobało się, więc postanowiły pokazać swoje dziełka na targach dizajnu. Porcelanowe doniczki, które równie dobrze mogły służyć jako czarki albo miseczki, spodobały się. Posypały się zamówienia. Początkowo wypalały przedmioty w uczelnianej pracowni w Poznaniu. W Warszawie, gdzie wróciły po zakończeniu szkoły, woziły kruche miseczki przez całe miasto do znajomej, która miała je piec. Nie było łatwo. Wspominają te czasy z nostalgią, ale przyznają, że to była ogromna harówka. W końcu kupiły stary piec, który stał nieużywany w Instytucie Szkła i Ceramiki. Nie jest to może najnowszy model, ale wciąż dobrze się dogadują. Znają już swoje zwyczaje i tworzą zgrany team.
Chlapacze
Znakiem rozpoznawczym ceramiki Fenka długo pozostawały nieregularne plamki w wielu kolorach, które dziewczyny nazwały chlapaczami. Coraz częściej jednak na ich wyrobach pojawiają się inne wzory. – Lubimy chlapacze, ale trochę już ten motyw wyeksploatowałyśmy – przyznaje Tosia i zdradza, że najnowsza kolekcja będzie zdobiona motywem słońca. Wciąż jednak naczynia pozostaną niepowtarzalne. – Niektórym klientom trudno zrozumieć, że kubka albo filiżanki, dokładnie takich, jakie już mają albo gdzieś widzieli, po prostu nie ma i nie będzie. Możemy zrobić podobne, ale nie jesteśmy fabryką – tłumaczy Agata. Pracują na czuja, rzadko korzystając z przygotowanych receptur. Jedne wzory powtarzają częściej, inne porzucają, są takie, do których wracają po jakimś czasie. Działają spontanicznie. – Być może dlatego praca nam się nie nudzi. Nie produkujemy porcelany jak maszyny, tylko improwizujemy na bieżąco. Wszystkie nasze wyroby trzymają wysoką jakość, ale jedna miseczka jest zawsze trochę grubsza, inna cieńsza, każdą inaczej malujemy – dodaje Tosia. Stawiają na minimalistyczne kształty. Z „lekkim gibnięciem”, jak śmieje się Tosia. Miseczki czy wazony wyglądają, jakby powstały na bazie rysunków z elementarza. Zawsze mają jednak jakiś wyróżniający je element. Tu jakaś nierówność, tam zmienione proporcje. Ich ulubiony model to miseczka robiona z półkuli. W piecu lekko osiada i robi jej się „dupka”, na której stoi. To superuniwersalny wzór i przyjemny w obróbce.
Zastawa
Na wystawie laureatów nagrody Projektant Roku w ramach ARENA DESIGN Fenek w 2019 r. pokazały swoją pierwszą zastawę – kompletny zestaw pasujących do siebie naczyń. Pomysł, jak wiele innych, przyszedł im do głowy dość nieoczekiwanie. – Chciałyśmy zrobić stojącą popielniczkę – taki jakby talerz na metalowym stojaku. Okazało się jednak, że nic z tego – źle obliczyłyśmy skurcz porcelany, popielniczka była za płytka, wszystkie niedopałki by z niej wywiewało. Beznadziejna forma, wywaliłam do śmieci – opowiada Tosia. Ale Agata wzięła jeden z próbnych odlewów i zaczęła używać w domu. Okazało się, że niedoszła popielniczka świetnie sprawdza się w roli głębokiego talerza. – Znalazłyśmy więc porzucony gdzieś model, zrobiłyśmy nową formę i wykonałyśmy głębsze talerze, znakomite do sałatek czy zupy. Na tyle nam się spodobały, że na tej bazie postanowiłyśmy zrobić całą zastawę – opowiadają dziewczyny. Do kompletu będą płaski talerz, filiżanka i dzbanek. Od początku przygody z ceramiką Agata i Tosia pracują z porcelaną. Niedawno postanowiły poeksperymentować z innym materiałem. Kamionka pomieszana z resztkami porcelany pozostałymi po odlewaniu innych wzorów ma specyficzny szary kolor i trochę inną strukturę. – Ma inny charakter, bardziej naturalny, ponieważ jest mniej przetworzona niż porcelana. Inaczej się z nią pracuje, wciąż się tego uczymy, ale potrzebujemy wyzwań – śmieje się Agata.
Tamka
Niemal każdy tekst prezentujący studio Fenek zaczyna się od zachwytów nad miejscem, w którym dziewczyny stacjonują – małej pracowni, będącej równocześnie sklepem, mieszczącej się przy warszawskiej ulicy Tamka. Jasna, choć niewielka przestrzeń, na drewnianych półkach naczynia, które trafiają tu prosto z pieca, a w głębi widoczne formy, stół do odlewania i worki na gruz. Wszystko pokrywa delikatny porcelanowy pył, a nad całością góruje wspomniany wielki metalowy piec, który wydaje się sercem tego miejsca. Gorącym. Kiedy wypalana jest porcelana, we wnętrzu robi się naprawdę piekielnie ciepło. Wcześniej dziewczyny działały w maleńkiej pracowni na dalekiej Pradze. Trafiali tam tylko najwytrwalsi klienci. Dzisiaj ich witryna zachęca do wejścia. A Agata i Tosia wreszcie czują, że znalazły swoje miejsce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.