Animatorka kultury Alina chciałaby opowiedzieć o swoich pomysłach na uratowanie jesionów komuś, kto drzewa rozumie. Architekt krajobrazu Wojtek podpowiada argumenty. I coś im tam obojgu zaczyna szumieć w głowach.
Jeden hipotetyczny klon
– Wytniemy i możecie zaczynać.
Wojtek często to słyszy. Przyjeżdża, ogląda działkę. Teren zwykle jest ładny. Rośnie tam nawet dorodne drzewo. Powiedzmy, że klon. Nie że staruszek, ale wystarczająco dorosły, by się nim zachwycić (niektórym do zachwytu wystarczy mniej; mniej, jak wiadomo, czasem znaczy więcej).
– Ale co wytniecie? – pyta.
– No to drzewo, żeby nie przeszkadzało – odpowiada klient.
– Rozumiem, wytniecie to drzewo – Wojtek już wie, w środku jakiej rozmowy się znalazł. – A co by pan chciał w tym ogrodzie? Co my tu mamy panu zaprojektować?
– No nie wiem, może jakieś tuje?Żeby ładnie było.
Ta rozmowa zawsze wygląda trochę inaczej, ale jej meritum pozostaje niezmienne. Wojtek już jakiś czas temu zrozumiał, że nigdy nie przestanie się jej dziwić. Gdyby przestał, musiałby zmienić zawód.
Jeden jesion
Jest 4 lutego 2015 roku. Lubelski „Dziennik Wschodni” publikuje artykuł „Wojna o drzewo” o sąsiedzkim konflikcie w samym centrum miasta. Nowy właściciel nieruchomości przy Radziwiłłowskiej chce urządzić hostel i salę konferencyjną. W tym celu planuje wyciąć stary jesion. Dowodzi, że drzewo jest w złym stanie i stanowić będzie zagrożenie dla jego klientów oraz zaparkowanych przez nich samochodów.
Na zdjęciu w gazecie widać lekko zarośniętego mężczyznę stojącego na dachu jakiegoś garażu czy szopy w cieniu zagrożonego drzewa. To Wojciech Januszczyk, mieszkaniec kamienicy sąsiadującej ze sporną działką i drzewem, architekt krajobrazu. Od dwóch lat walczy o jesion. Gdy pojawili się pod nim drwale ze specjalnej firmy od wycinek, wyszedł z domu i ochronił drzewo własnym ciałem. Stąd ten artykuł. Na miejsce została wezwana policja, właściciel działki zagroził, że skieruje sprawę do sądu. Zrobiła się straszna afera.
Alina o tym artykule i sprawie dowiaduje się od znajomego. Akurat kogoś takiego szuka. Postanawia do tego całego Januszczyka zadzwonić.
Cała aleja drzew
Aleje Racławickie, jedna z najważniejszych ulic dla śródmieścia Lublina. Jedziemy na zachód. Wyjeżdżamy z miasta. Wojtek chce mi pokazać kilka swoich ogrodów.
– Wszystko do wycięcia – mówi, pokazując za okno samochodu.
Po obu stronach ulicy stoją dorodne drzewa. Klony, dęby, jesiony. Duże, mniejsze, wszystkie zdrowe. Wkrótce ich nie będzie. Aleje mają być przebudowane, po remoncie pojawią się tu ścieżki rowerowe i nowe chodniki. Drzew w nowym projekcie nie uwzględniono. Utrudniałyby prace.
– Ta niechęć do drzew – mówi Wojtek, dodając gazu. – Wszędzie ją widzę. Mam teorię, z czego ona się bierze. Traktujemy je tylko w kategoriach estetycznych. Jak całą zieleń. Ona ma być ładna, nie musi mieć zastosowania praktycznego.
Wojtek żyje z projektowania ludziom ogrodów, ale gdy słyszy od klienta, że ma być po prostu ładnie, często rezygnuje ze zlecenia.
– Z ogrodem jest jak z ładnym obrazem –tłumaczy. – Kupujesz sobie, wieszasz na ścianie i przez kilka dni, a może nawet kilka tygodni, przechodząc koło niego, cieszysz się nim i zachwycasz. No ale ile można się zachwycać obrazem? W końcu staje się elementem twojego tła. Nadal ma wartość, lubisz go, ale przestajesz na niego zwracać uwagę. Ogród zaprojektowany w taki sposób, by był tylko ładny, również powszednieje domownikom. I nie jest używany. Ja staram się tłumaczyć, że mogą z niego korzystać tak samo jak z kuchni, jadalni, salonu, pracowni czy pokoju do ćwiczeń. Że ogród może być przedłużeniem domu, a nie tylko jego ozdobą. Albo że ogród to po prostu też dom.
Podobnie zdaniem Wojtka jest z zielenią w mieście. Drzewa giną, bo są traktowane tylko jak ozdobniki. A zawsze jest coś ważniejszego niż estetyka. Nie można wstrzymać ważnej inwestycji, bo gdzieś rośnie ładne drzewo. Wtedy pojawiają się właśnie ludzie z piłami.
Sześć jesionów
Siedzą na ławce przed lubelskim Domem Słów. Ławka stoi między drzewami, drzewa na samym środku podwórka, podwórko jest na zapleczu kamienicy u zbiegu ulic Żmigród i Królewskiej. Budynek wygląda dość ponuro, prowadząca do wnętrza brama raczej odstrasza. Warto się jednak przemóc i w nią wejść. Tutaj znajduje się Dom Słów, instytucja, w której jako edukatorka pracuje Alina. Pokazują tu dzieciom i dorosłym, jak powstają słowa, uczą zachwytu nad nimi, zbierają je, układają w historie. W podziemiach trzymają zabytkowe i całkowicie sprawne maszyny drukarskie, jest też pracownia czerpania papieru. Istne cuda. Dom się rozwija, ciągle brakuje mu miejsca. Już się panoszy na całym podwórku, słowa wypełniają tę przestrzeń, rozlazły się po murach, wypełzły na ulicę. Któregoś dnia Alina dowiaduje się, że w planach na zagospodarowanie podwórka jest wycięcie rosnących tam drzew. Każdy remont łatwiejszy będzie tam bez nich.
Dlatego zadzwoniła do Wojtka. Chciałaby opowiedzieć o swoich pomysłach na uratowanie jesionów komuś, kto drzewa rozumie. Siedzą więc na tej ławce, Wojtek mówi jej, co się zrobić da, a czego robić nie ma sensu. Podpowiada argumenty, jakimi walczyć o drzewa.
Coś im tam obojgu zaczyna na tej ławce szumieć w głowach.
Dziura
– Wycięli dwa tygodnie po tamtym artykule w gazecie. Akurat miałem zajęcia na uczelni. Wiedzieli, że nie będę mógł zareagować – mówi Wojtek, gdy stoimy na balkonie. – Tam, gdzie kiedyś rósł jesion, zieje teraz smutna dziura. Ciągle mam takie poczucie, że nie upilnowałem. No szkoda tego drzewa. W miejscu po tamtym pniu wysypano korę i zasadzono kilka bukszpanów.
Podwórko kamienicy przy Staszica, w której mieszkają, to typowa śródmiejska studnia, może niezbyt głęboka, ale wystarczająco przygnębiająca. Drzewo było tu właściwie jedynym zielonym akcentem. Wyglądało zza muru, trochę przełamywało szarość. Gdy zniknęło, Wojtek postanowił zrekompensować tamtą stratę po tej stronie muru. Przekonał wspólnotę mieszkaniową, by pozwoliła mu urządzić na podwórku ogród.
– A właściwie ogródek, bo tu nie ma za dużo miejsca. Udało mi się namówić sąsiadów, żebyśmy rozebrali te stare komórki gospodarcze. Nikt już ich przecież nie używa. W ich miejsce pojawiły się rośliny. Wiata na śmietniki będzie miała zielony, żywy dach. Robimy co możemy – rozzgląda się dookoła. – Ale prawda jest taka, że tego drzewa nic nie zastąpi.
Dwa dęby
Najpierw ten mały. Ocalał w ostatniej chwili. Pracownicy z firmy Wojtka kosili wąską dróżkę, którą mieli przejść Alina, on i ich wszyscy goście. Ten mały stał na tej dróżce. Jeszcze nie drzewo (jeszcze długo nie), ale już nie siewka. Cudem go przyuważyli i uratowali. Rośnie tam pewnie do dziś. Z każdym rokiem ociupinkę większy.
– Potraktowaliśmy tego malucha jako dobry znak – uśmiecha się Alina, kołysząc na ramieniu dziesięciomiesięcznego syna.
Teraz ten duży. Pocztówkowy. Rośnie na łące kawałek pod Przemyślem i jest pewnie ojcem tego małego. Wygląda trochę jak cud. Jego rozłożyste konary układają się w zapraszającym geście. W koronie szumią prawieki. Wojtek po raz pierwszy zobaczył go kilka lat wcześniej. Był na jakiejś imprezie w pobliskim ośrodku, dostrzegł z oddali. Jakoś mu ten dąb wrósł w pamięć. Gdy szukali z Aliną miejsca na ślub, Wojtek sobie o nim przypomniał. Pojechali na miejsce i już wiedzieli, że to będzie tam.
Wszystko było robione na wariata, ale się udało. Nawet pogoda była dla nich łaskawa. Uznali, że będzie częścią tego przeżycia. Gdyby padało, musieliby się po prostu razem z gośćmi skryć pod tym drzewem. Innego schronienia w okolicy nie było.
W prezencie od znajomego malarza dostali obrazek. Ich dwoje, ławka, podwórko, sześć drzew. Drzewa szumią. Są już bezpieczne. Ocalały. Tego na obrazku nie ma, ale można iść zobaczyć. Adres Żmigród 1, wejście od Królewskiej
Alina – animatorka kultury, koordynatorka Domu Słów Ośrodka „Brama Grodzka-Teatr NN”, pasjonatka picturebooków, współorganizatorka projektów Festiwal Małych Opowieści, Miasto Poezji i Podwórka Wyobraźni; Prezeska fundacji Kultury Audiowizualnej Beetle, w ramach której cyklicznie realizuje „Żurawie” – Lubelskie Wyróżnienia Kulturalne.
Wojciech – architekt krajobrazu, Pracownik Instytutu Architektury Krajobrazu KUL, współwłaściciel pracowni Garden Concept Architekci Krajobrazu W. Januszczyk P. Szkołut, Fundator Fundacji Krajobrazy, której działanie ukierunkowane jest na edukację w zakresie estetyki i kultury przestrzeni. Pomysłodawca i realizator Zielonej Sali Wykładowej – parku kieszonkowego znajdującego się w obszrze Modelowej Rewitalizacji Lublina; Twórca Ogrodów Protestu na festiwału ogrodów w Bolestraszychach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.