„Coming out jest jak dynamit rozsadzający betonową powłokę, którą wokół nas zbudowano”. Filipka w wielkim mieście w cyklicznym felietonie pisze o tym, czy potrzebujemy jeszcze coming outów.
W epoce masowej turystyki nietrudno wylądować w miejscu, które poważnie nas rozczaruje. Sama pamiętam, jak to wymarzyłam sobie kiedyś spontaniczną podróż po Bałkanach, wyobrażając sobie, że odwiedzę najbardziej malownicze miejsca, które znam z internetu. Już na początku wyjazdu zostałam położona na łopatki przez Chorwację, gdzie rezerwując ostatni wolny nocleg, ugrzęzłam w samym centrum turystycznego roju. Zamiast rozkoszować się kuchnią i architekturą, uciekłam następnego dnia w popłochu po kocich łbach z miasta, którego nazwy nie chcę już pamiętać. Chwile, kiedy rzeczywistość rozmija się z naszą wizją, raczej nie są lekkie, szczególnie gdy od klęski dzielił nas drobny research.
Każdy z nas przechodzi przez rytuał deziluzji
Całość jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy to my stajemy się przedmiotem wyobrażeń innych. Jako przykład można przywołać wszelkiego rodzaju sytuacje, kiedy wcześniej zbyt pochopnie stworzono sobie nieadekwatny obraz naszej osoby. Niezależnie od tego, czy jest to randka, czy egzamin, konfrontacja rzeczywistości z prawdą jest powszechnym doświadczeniem. Zgaduję, że nie narodziła się jeszcze osoba, która nie przeszła choć raz przez taki rytuał deziluzji. Pomimo że jest to zjawisko nagminne, trudno je oswoić.
Coming out to także wyznanie, że wzajemne oczekiwania wobec relacji się rozmijają
Szczególnym rodzajem wyznania, że rzeczywistość wygląda inaczej, jest tzw. coming out. Jako coming outy zwykło się traktować głównie sytuacje związane z orientacją seksualną, chociaż nie uważam, żeby ograniczały się one tylko do tego obszaru. Moment, kiedy oznajmiamy pracodawcy, że nie będziemy już z nim pracować, albo proponujemy komuś znaczne poluzowanie dotychczasowej relacji (potocznie nazywane zerwaniem) to także coming out, ponieważ ujawniamy nagle, że nasze wzajemne wyobrażenia się rozmijają. W powiedzeniu: „Od dzisiaj nie będę rozliczać już sprawozdań finansowych” oraz: „Od dzisiaj nie będę mówić, że sypiam tylko z mężczyznami” pobrzmiewa dla mnie na sam koniec ta sama intencja. Jednak to właśnie coming outy związane z seksualnością wywołują na ogół największą erupcję różnorodnych emocji, co wynika z tego, że sfera ta w naszym społeczeństwie przez lata była okryta solidnym tabu.
Czasami tylko prawdziwy coming out wyzwala z niezdrowych zależności
Żeby klasyczny coming out mógł mieć miejsce, druga strona powinna uparcie upierać się przy swojej wizji. Z tego też powodu nie mogę powiedzieć, że dokonałam coming outu przed swoimi znajomymi. Od zawsze przyjaźniłam się tylko z otwartymi osobami i po prostu w pewnym momencie w naturalny sposób dostrzegli oni moją nową odsłonę, bez domagania się jakichkolwiek wyjaśnień. Odmiennie wyglądała natomiast sprawa z moją rodziną, która usilnie ubierała mnie w kostium heteroseksualnego cis chłopaka, histerycznie reagując na wszelkie sygnały, że jest inaczej. W tym przypadku tylko prawdziwy coming out mógł wyzwolić mnie z tych niezdrowych zależności i miał on formę długiego monologu, po którym nie zostawiłam miejsca nawet na odrobinę złudzeń.
Jasna deklaracja zakłada, że tożsamość nie będzie już ulegać przeobrażeniom
Kiedy rozmawiam z młodszymi ode mnie osobami, mam wrażenie, że znacznie luźniej podchodzą do tego zagadnienia. Dramatyczna konwencja coming outu często nie do końca odpowiada ich oczekiwaniom. Po pierwsze, deklarowanie nowej tożsamości sugeruje, że nie będzie ona ulegać kolejnym przeobrażeniom. Po drugie, sama idea, że trzeba się określać, wydaje się coraz bardziej abstrakcyjna. Znacznie lepszym rozwiązaniem wydaje się zachowanie pewnego rodzaju rozmycia. Taka postawa stoi w sprzeczności z założeniem, że tylko poprzez zdobycie widoczności można zyskać przestrzeń i większą społeczną akceptację. Jednocześnie istnieje także spora grupa osób, które zachowują niewidzialność nie ze względu na zamiłowanie do płynności, ale raczej w obawie o swoje bezpieczeństwo.
Coming out może odebrać wolność, a nie jej przysporzyć
Nie ma zatem jednego sposobu, żeby zakomunikować światu swoją niedostrzeganą wcześniej naturę. Dobrze jest jednak odpowiednio dobrać środki do własnego położenia. Coming out jest jak dynamit rozsadzający betonową powłokę, którą wokół nas zbudowano. Jeśli jednak cieszymy się już względnie dużą przestrzenią, jest możliwość, że stanie się głośnym hukiem, który zamiast przysporzyć nam więcej wolności, zagłuszy ją. Ostatecznie przecież równość polega na tym, że nie trzeba się nikomu tłumaczyć z tego, kim się jest.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.