Znaleziono 0 artykułów
22.04.2025

Filipka w wielkim mieście: Hongkong to prawdziwa perła Azji Wschodniej

22.04.2025
Fot. Filipka Rutkowska

Filipka Rutkowska w cyklicznym felietonie opowiada o podróży do Hongkongu, który – inaczej niż Japonia – wydał jej się praktyczny i nastawiony na interakcję. Przy okazji wydarzenia organizowanego przez jedną z instytucji

W ostatnim czasie panuje moda na podróże do Japonii, ale moim zdaniem to Hongkong jest prawdziwym skarbem. Japonia jest piękna i absolutnie wyjątkowa, ale po dłuższym pobycie wróciłam do domu dość mocno odklejona. Hongkong okazał się o wiele bardziej praktyczny i bezpośredni, nastawiony na interakcję.

Trafiłam do Hongkongu z okazji wydarzenia organizowanego przez jedną z instytucji sztuki. W Asia Art Archive znajduje się obszerna dokumentacja sztuki wschodnioazjatyckiej. Położono w niej duży nacisk na twórczość kobiet, a osobny dział poświęcono sztuce osób trans i niebinarnych. To obecnie jedna z najważniejszych instytucji sztuki w regionie, zaraz po założonej w latach 90. przez kolektyw lokalnych artystów galerii Para Site. W Asia Art Archive miałam przyjemność dyskutować o tym, jak zapisywać historię artystek narażonych na zapomnienie, zaś w Para Site obejrzałam wystawę inspirowaną kultowym filmem Wonga Kar-Waia „Happy Together”, opowiadającym o dwóch gejach, którzy wyjechali z Hongkongu do Buenos Aires. Prezentowane prace poruszały temat tego, jak możemy być szczęśliwi razem, niezależnie od tożsamości i orientacji seksualnych.

W Hongkongu na stosunkowo niewielkiej powierzchni stłoczono rekordową liczbę wysokościowców, ale w krótkim czasie można przenieść się do gęstego lasu

Pobyt w Hongkongu daje poczucie uczestnictwa w wielkim miejskim spektaklu. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak bogatą tkanką miejską, uzupełnioną o wachlarz zróżnicowanych faktur. Obok opalizujących fasad w egzotycznych kolorach wyrastają wąskie betonowe wieże sprzed pół wieku, tworzące wspólnie zaskakująco spójną bryłę.

Miasto rozciąga się po obu stronach zatoki Victoria Harbour, a strome wzgórza i częste zachmurzenia nadają mu teatralny charakter. Centrum metropolii stanowi wyspa Hongkong, gdzie na stosunkowo niewielkiej powierzchni stłoczono rekordową liczbę wysokościowców. Na jednym z nich wyświetlana jest wielka symulacja z zegarem, która mówi: „Nie marnuj swojego czasu”. To jak przetworzenie londyńskiego Big Bena na język XXI wieku w mieście, które czerpie energię z dyscypliny i handlu. Wszystko to można podziwiać ze szczytu Victoria Peak, niemal nie ruszając się z miejsca – patrząc najpierw w dół, potem w górę, potem na drugi i trzeci plan. To całkowita odwrotność Tokio, które rozciąga się na dziesiątki kilometrów w każdą stronę.

Jednym z najbardziej niezwykłych aspektów Hongkongu jest fakt, że w krótkim czasie można przenieść się z zatłoczonego centrum do gęstego lasu rosnącego na okolicznych wzniesieniach. Za czasów brytyjskiego panowania domy tutaj mogli mieć tylko ekspaci, teraz społeczność jest bardziej zróżnicowana.

Na każdą z pozostałych wysp metropolii łatwo dostać się promem, który funkcjonuje jak codzienny środek transportu miejskiego

Warte uwagi są też pozostałe wyspy metropolii. Na każdą łatwo dostać się promem, który funkcjonuje jak codzienny środek transportu miejskiego. Lantau Island, największa z nich, znana jest z niesamowitych szlaków trekkingowych. Lamma Island to hippisowska oaza – artystyczna wioska nad brzegiem morza, której zabudowa diametralnie różni się od zabudowy centrum.

Kontynentalna część miasta, położona na przylądku oraz tzw. Nowych Terytoriach, sprawia wrażenie, jakby leżała daleko w Chinach. Dzielnica Mong Kok – w złotych latach kina akcji pokazywana w filmach jako tło potyczek Jackiego Chana – dziś jest bramą do Państwa Środka. Liczne targi i stragany oferują fantazyjne pamiątki, a napary z ziół pije się na miejscu z ceramicznych misek. W okolicy można zjeść śniadanie w słynnym Australia Dairy Company, które jest odpowiednikiem naszych barów mlecznych.

Na ulicach Hongkongu pary jednopłciowe swobodnie okazują sobie czułość. W taoizmie nigdy nie powstał znaczący tekst, który napiętnowałby związki homoseksualne

Chińska duchowość jest inna niż japońska. Taoistyczne świątynie są zagracone, pełne dymu i rozmów. Pod mostem w dzielnicy Causeway Bay można skorzystać z usług chińskich czarownic, które za 50 dolarów hongkońskich rzucają dobre lub złe czary na wskazane osoby. Ludzie stoją w kolejce z kartkami z nazwiskami swoich szefów lub byłych kochanków i nierzadko są skłonni zapłacić więcej, by mieć pewność, że klątwa zadziała. Ogromne wrażenie robią główna świątynia taoistyczna Sik Sik Yuen Wong Tai Sin i monumentalne rzeźby wszystkich znaków chińskiego horoskopu. Każda z nich ma wyraz twarzy rzadko spotykany w klasycznej sztuce zachodniej – łączący rozbawienie, zuchwałość i majestat.

Na ulicach widziałam sporo par jednopłciowych trzymających się za ręce i swobodnie okazujących sobie czułość. W Hongkongu działa wiele queerowych barów, ale scena nie jest szczególnie komercyjna. Czy wzbudza kontrowersje? – Czasem jakiś dziadek coś skomentuje pod nosem po kantońsku i tyle – powiedziała mi jedna ze znajomych. – W Hongkongu ludzie nie wykazują szczególnej homofobii. Moja kuzynka urządziła ostatnio lesbijskie zaślubiny, a jej rodzina potraktowała to jako rytuał inspirowany animizmem i mitologią.

W taoizmie nigdy nie powstał znaczący tekst, który napiętnowałby związki homoseksualne. Filozofia yin i yang opiera się raczej na wzajemnym uzupełnianiu i poszukiwaniu balansu. Kobiecość i męskość mogą współistnieć w jednym ciele, a maczystowskie zachowanie prowadzi do stłumienia kobiecego pierwiastka. Nie ma kobiecości bez męskości i na odwrót. To od nas zależy, w jakim stopniu je ze sobą pomieszamy.

Fot. Karolina Zajączkowska

 

Filipka Rutkowska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Filipka w wielkim mieście: Hongkong to prawdziwa perła Azji Wschodniej
Proszę czekać..
Zamknij