Filipka w wielkim mieście: Poczucie humoru uczy empatii. Jak śmiać się z siebie?
Filipka w wielkim mieście w cyklicznym felietonie pisze, że humor pozwala prześledzić przemiany społeczne. Do niedawna śmialiśmy się z blondynek, innych narodowości, mniejszości. Dziś żart staje się narzędziem emancypacji.
O żartach napisano już niejedną książkę. Wiele też będzie można zapewne napisać ich w przyszłości, bo humor nieustannie ewoluuje i wpływa na rzeczywistość społeczną. Żarty jako wytwory zbiorowych wrażliwości stają się znakiem czasów.
Gdy jako dziecko próbowałam zgłębić tajniki tej dyscypliny, kupiłam w kiosku książeczkę z dowcipami. Dowiedziałam się, że najwdzięczniejszym tematem żartów wydaje się obśmiewanie blondynek i porównywanie innych narodowości z Polakami. Obydwie formuły utrwalały stereotypy, co samo w sobie jest mało zabawne, bo przecież dobre żarty wprowadzają element zaskoczenia. A z tych dowcipów wyłaniał się dziwaczny świat, gdzie egzekwuje się normy poprzez wytykanie odmienności dla rozrywki.
Dowcipy uzupełniały się z popularnym wówczas programem telewizyjnym „Śmiechu warte”, gdzie można było się pośmiać już nie z tożsamości i wyglądu, ale z sytuacji. O ile ten rodzaj poczucia humoru przeżywa teraz renesans na TikToku i Instagramie, o tyle wyśmiewanie się z tego, kto kim jest, stało się na szczęście mniej popularne. Dzisiaj poddajemy analizie to, co kogo i dlaczego bawi i czy na pewno zabawa kosztem innych jest śmieszna.
Z perspektywy osób queerowych żarty w debacie publicznej były przez lata całkowicie zawłaszczone przez myślenie kolonialno-patriarchalne. Odpowiada na to wysyp wszelkiego rodzaju stand-upów napisanych z punktu widzenia mniejszości, na czele z „Nanette” z Netflixa, gdzie Hannah Gadsby, australijska lesbijka, opisuje swoje życie. Zdarzają się też programy, w których obywatele brytyjscy z hinduskimi korzeniami żartują ze spuścizny imperium brytyjskiego. Co ciekawe, w stand-upy opowiadane przez mniejszości wplata się wiele momentów, które wcale nie są śmieszne. Mają raczej wywoływać empatię niż rozbawienie.
Żartowanie z siebie daje nam więcej, niż wytykanie błędów innym
Istnieją też inne rodzaje poczucia humoru, gdzie same tożsamości odgrywają mniejszą rolę, a bardziej liczy się talent do reżyserowania wspólnych chwil. Moim ulubionym jest czarny humor, który poprzez wprowadzanie katastroficznej wizji nie zostawia suchej nitki na niczym, do czego przywykliśmy. Sytuacyjne żarty to już wyższy poziom. Trzeba być wprawionym w tej dyscyplinie niczym surfer, który zwinnie ślizga się po wzburzonej tafli wody. Najbardziej jednak cenię u ludzi umiejętność żartowania z samych siebie, o ile nie bazuje na odtwarzaniu własnych traum i projektowaniu ich na otoczenie. To właśnie żartowanie z siebie pozwala uwolnić się od natłoku codzienności skuteczniej niż przerzucenie jej ciężaru w kąśliwych żartach o innych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.