Znaleziono 0 artykułów
25.01.2025

Film „Better Man: Niesamowity Robbie Williams” portretuje gwiazdora z krwi i kości

25.01.2025
(Fot. Materiały prasowe)

Najnowszy film Michaela Gracey’ego to tylko z pozoru klasyczna filmowa biografia Robbiego Williamsa. Począwszy od śmiałej pracy kamery, przez brak ograniczeń w pokazywaniu trudnych treści, po fakt, że gwiazdora gra aktor przebrany za… małpę, „Better Man: Niesamowity Robbie Williams” to seans niezwykły na wielu poziomach.

Co się w tym filmie wyprawia! Kamera kręci bohaterów w budynku na wysokim piętrze, po czym wypada z niego, robi kilka koziołków, ale nie rozbija się o asfalt. Zamiast tego wyprostowuje się i kręci roztańczony tłum na ulicach Londynu. Sceny taneczne to prawdziwa petarda! Reżyser Michael Gracey nie uznaje żadnych granic: potrafi zsynchronizować pokaźną grupę statystów, przełamać ograniczenia grawitacji i fizyki i niepostrzeżenie przenieść kamerę z jednej roztańczonej scenerii w zupełnie inną. Nie uwierzę, że można na to wszystko patrzeć bez uśmiechu i w bezruchu! Możecie nie przepadać za muzyką Robbiego Williamsa, a nóżka i tak będzie wam podrygiwać.

Gracey nie uznaje też ograniczeń dotyczących tego, co na ekranie wolno pokazywać, a czego nie wolno. W odróżnieniu choćby od „Bohemian Rhapsody”, ugrzecznionej biografii Freddiego Mercuryego, w której ocenzurowano zamiłowanie wokalisty Queen do chłopców i białych proszków, w „Better Manie” wszystko jest wyłożone wprost. Gracey nie udaje, że Williams nie zaliczał wtop, gorszych momentów, upadków, uzależnień. Sceny narkotyczno-alkoholowego upojenia są kontrapunktem do momentów glorii i chwały. Reżyser przypomina, że nie da się wejść na szczyt bez przywalenia głową o podłoże.

Zwyczajny Robbie Williams, czyli dystans gwiazdora

(Fot. Materiały prasowe)

Kiedy spotykam się z Gracey’m w Madrycie, pytam go, czy Williams nie miał problemu z tym, że „Better Man” nie jest biografią kryształowego człowieka. – Jeśli widziałeś jakieś wywiady z Robbiem Williamsem, to wiesz, że mało jest granic, których by nie przekroczył – odpowiada twórca. – On się nie ogranicza, co jest świetne. Każdy filmowiec chce pokazać jak najwięcej prawdy na ekranie. Zwłaszcza tej surowej. Mam wrażenie, że w wielu biografiach, szczególnie tych muzycznych, dostajemy zdezynfekowaną wersję bohatera. Razem z Robbiem staraliśmy się tego uniknąć. Bardzo nam na tym zależało. Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas chciało to, co pokazujemy na ekranie, jakoś złagodzić – tłumaczy mi.

A gdy pytam, jak wyglądało akceptowanie finalnej wersji produkcji przez piosenkarza, odpowiada, że Robbie Williams nie wyciął ani jednej sceny ani ze scenariusza, ani z gotowego filmu. – Po tym, jak Robbie zobaczył film, nie musieliśmy robić nawet jednej przeróbki – zapewnia.

Wbrew polskiemu podtytułowi Robbie Williams nie jest na ekranie kimś niesamowitym. To bohater z krwi i kości, który, choć ma duży talent, nie do końca wie, jak go spożytkować. Ogląda się na ojca, który rozstał się z jego matką. Robbie zawsze chciał mu zaimponować, ale Williams senior sam mierzył się z nieprzepracowanymi frustracjami. Nie udało mu się bowiem nigdy podbić estrady, był średnio znanym i średnio cenionym artystą, któremu zawsze wydawało się, że zasługuje na więcej.

(Fot. Materiały prasowe)

Robbie odziedziczył po ojcu nie tylko ambicje, lecz także niepokoje i lęki, że nigdy nie osiągnie sukcesu. Kiedy nieoczekiwanie udaje mu się dostać do boysbandu, bohater zyskuje potwierdzenie, że ma talent, ale kompletnie nie wie, co z nim począć. Świat showbiznesu wciąga go, ale pozbawiony przewodnika, daje się wykorzystywać kolejnym agentom i kreatorom wizerunku. W tym kontekście świat londyńskiej sceny muzycznej jawi się wręcz jako demoniczny. A niepotrafiący się w tym wszystkim odnaleźć Williams robi kolejne głupstwa i podejmuje kolejne złe decyzje.

Jak Robbie Williams został małpą

(Fot. Materiały prasowe)

W pewnym momencie bohater jest już tak sfrustrowany tym, że wszystko, co robi, zależy od innych – to, jak się ubiera, co mówi, jak tańczy i co śpiewa – że zaczyna porównywać się do małpy, która robi wszystko, co jej każą, pozbawiona wpływu na własne życie i charakteru. Jedyną jego rolą jest zabawianie innych.

To właśnie z tego porównania wziął się pomysł na to, żeby Robbiego Williamsa w filmie nie pokazywać jako człowieka tylko jako… małpę. – Rob mówił mi takie rzeczy jak: „Wciągnęli mnie na scenę, żebym występował jak małpa”. Po pewnym czasie pomyślałem: „Czy nie byłoby wspaniale przedstawić Roba w filmie jako małpę?” – wspomina Gracey, któremu podobne rozwiązania podobały się zarówno w „Avatarze”, jak i filmach z serii „Planeta Małp” czy „Władca Pierścieni”. W dwóch ostatnich Andy Serkis udowodnił, że jest mistrzem gry aktorskiej w technice motion capture. We „Władcy pierścieni” wcielił się w postać Golluma, a w serii „Planeta małp” zagrał Cezara, przywódcę inteligentnych małp. W obu przypadkach on sam nie pojawia się bezpośrednio na ekranie. Jego występy zostały przeniesione na postaci wygenerowane komputerowo, które animowano na podstawie jego ruchów, mimiki i gry aktorskiej. To właśnie dzięki niemu Gollum ma tak wyjątkowe ruchy i charakterystyczną ekspresję, a Cezar zyskał głębię emocjonalną.

Gracey chciał tę technikę przenieść ze świata kina fantastycznego do ekranowej biografii opowiadającego o człowieku, którego wszyscy świetnie znają z wyglądu. Zatrudnił więc Jonno Daviesa, który nie miał problemu z tym, że widz nie zobaczy go przed kamerą. – Jednak prawda jest taka, że Jonno pojawia się na chwilę w filmie. To taki nasz tajemniczy przekaz, „Easter egg”, który wrzuciliśmy pod koniec, przy piosence „My Way”. Kręci się koło publiczności, wiwatując na rzecz występującego Robbiego – śmieje się Gracey.

Reżyser przekonuje, że dzięki tej decyzji widz może skupić się na tym, co dzieje się z ekranowym Williamsem, a nie na znajdywaniu różnic i podobieństw między piosenkarzem i grającym go aktorem.

„Better Man” to doskonały film motywacyjny?

(Fot. Materiały prasowe)

Trzeba jednak powiedzieć, że takie przedstawienie gwiazdora nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie zachowująca się jak człowiek małpa rozpraszała, zwłaszcza w – skądinąd bardzo ciekawych – scenach, które pokazują, jak wyglądały relacje Williamsa z bliskimi. Zwłaszcza gdy Robbie-małpa tuli się do babci, kłóci się z matką albo sprzecza ze swoją dziewczyną Nicole Appleton z zespołu All Saints, seans staje się dziwnym doświadczeniem. Mam wrażenie, że to kwestia tego, że zwierzęta wywołują w nas inne emocje niż ludzie. Jakoś łatwiej z nimi empatyzować i czuć wobec nich współczucie. Efekt jest taki, że ekranowy Robbie nie musi na nie pracować czynami, bo dostaje punkty za to, jak wygląda (te cielęce oczka biednej małpki).

(Fot. Materiały prasowe)

Nie zmienia to jednak faktu, że z filmu wybrzmiewają problemy, z którymi mierzył się Williams. Świetnie wypada zwłaszcza wątek dychotomii pomiędzy tym, jak patrzyli na niego inni, a tym, jak piosenkarz sam siebie postrzegał. Choć pożądały go miliony, on sam nie był w stanie zaakceptować i polubić siebie. Gracey przypomina tym samym starą prawdę, że uwielbieniem tłumu nie da się wypełnić własnych braków.

„Better Mana” warto więc zobaczyć również z tego względu, że dobrze działa jako film motywacyjny. Historia Williamsa, który wywodzi się z nieuprzywilejowanej rodziny i był więźniem własnych kompleksów, niepewności i niepokojów, pokazana jest jako droga kogoś, komu udało się podbić świat, choć sabotował sam siebie. I gdy widzimy, jak walczy o to, żeby to zmienić, dostrzegamy w nim człowieka, a nie megagwiazdora. Choć dla niektórych pozostanie on schowany za wizerunkiem małpy.

Artur Zaborski
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Film „Better Man: Niesamowity Robbie Williams” portretuje gwiazdora z krwi i kości
Proszę czekać..
Zamknij