Znaleziono 0 artykułów
29.01.2023

„Victim/Suspect”: W spirali lęku

29.01.2023
Kadr z filmu "Victim/Suspect" w reżyserii Nancy Schwartzman, oficjalna selekcja U.S. Documentary Competition na Sundance Film Festival 2023 (Dzięki uprzejmości Sundance Institute)

„Victim/Suspect” to film bolesny, ważny, bardzo potrzebny. Mówi o tym, dlaczego władza, a wraz z nią media i obywatele, tak chętnie w ofiarach dostrzegają sprawców. Dokument, zrealizowany na zlecenie Netfliksa, miał premierę na festiwalu filmowym Sundance.

Nie dalej jak wczoraj na jednej z moich „dziewczyńskich” grup na Facebooku pojawił się post, który zjeżył mi włosy na głowie. „Moja przyjaciółka została zgwałcona” – pisała anonimowa autorka. Wśród grupowiczek autorka szukała „przyjaznego” komisariatu, na który ofiara mogłaby wybrać się bez lęku, że jej zeznanie spotka się z wrogą reakcją. Nie pierwszy raz widziałam podobne zapytanie w sieci. Trauma, jakiej doświadczają ofiary seksualnej przemocy, bywa zwielokrotniania przez koszmarne traktowanie ze strony nieprzygotowanych przedstawicieli systemu. Dochodzi do tego, że, tak jak w poście, lęk przed ponownym upokorzeniem, zranieniem, a nawet oskarżeniem, może powstrzymywać przed dochodzeniem sprawiedliwości.

Ofiary systemowej przemocy

W Stanach Zjednoczonych gwałt to jedno z najczęściej niezgłaszanych przestępstw, a oprawcy rzadko stawiani są w stan oskarżenia. Za to często w mediach można napotkać niepokojące nagłówki: „Kobieta skazana za składanie fałszywych zeznań”, „Bezpodstawne oskarżenie o gwałt zaowocowało rokiem więzienia”. Strach przed mściwymi kobietami, które z sobie tylko znanych pobudek chcą zniszczyć, upokorzyć mężczyzn, zdaje się być jedną z najchętniej podgrzewanych przez media paranoi.

„Victim/Suspect” Nancy Schwartzman ma ciekawą formę. Bohaterką tej opowieści jest dziennikarka Rachel de Leon, która, zaskoczona częstotliwością pojawiania się podobnych spraw, postanawia zgłębić temat. Skazania zgłaszających gwałt w USA to nie ewenement – w 52 zbadanych na potrzeby filmu sprawach aż 15 takich osób zostało aresztowanych w pierwszych 24 godzinach od zgłoszenia przemocy. Młoda śledcza z uporem szuka luk w znanych, ale i mniej eksponowanych sprawach. Jeździ po całych Stanach, próbując spotkać się z odpowiedzialnymi za wyroki i wyciągnąć z nich jakiekolwiek informacje. Weryfikuje dowody, uzyskuje dostęp do akt i nagrań, odkrywa rażące niedociągnięcia w procedurach i systemowe luki. Jej dziennikarska aktywność jest ciekawa, choć ujęcia de Leon, jadącej na rowerze do pracy, można było spokojnie odpuścić. Uczynienie z niej bohaterki filmu odciąga nieco uwagę od systemowej przemocy i jej ofiar.

 

A one, kiedy dostają szansę, by bez presji i podejrzeń opowiedzieć o tym, co je spotkało, mają wiele do powiedzenia. Spośród blisko 200 spraw, jakie udało się zweryfikować de Leon, trzy zostają specjalnie wyeksponowane. Studentka Dyanie Bermeo zgłosiła na policję napastowanie przez osobę podszywającą się pod policjanta. Mężczyzna zatrzymał ją na trasie, a podczas „przeszukania” molestował. Policjanci szybko oskarżyli ją o składanie fałszywych zeznań. Jej sprawa toczy się w trakcie zdjęć do filmu, na oczach kamer. Druga bohaterka, Emma Mannion, kilka lat wcześniej jako studentka uniwersytetu Alabama zgłosiła gwałt. Policjanci po raz pierwszy przesłuchali ją półnagą na sali szpitalnej, gdzie badał ją biegły ginekolog. Po kolejnych wizytach na komisariacie, gdzie dziewczyna jest „grillowana”, a jej prawdomówność nieustannie kwestionowana, Mannion została skazana, także za kłamstwo. Jej oprawców nawet nie przesłuchano, bo „nie chcieli złożyć zeznań”. Trzecia bohaterka, Megan Rondini, pojawia się tylko na archiwalnych zdjęciach i w nagraniach. Miała pecha – jej oprawca był lokalnym celebrytą, policjanci przesłuchiwali go może 20 minut, głównie przepraszając. Jemu nic się nie stało, ona została skazana. Po wyjściu z więzienia odebrała sobie życie.

Wszystkie te kobiety przyznały się do kłamstwa przed policją. Wszystkie konsekwentnie podtrzymywały, że zostały do tego przymuszone.

Techniki psychologicznej manipulacji

Najbardziej poruszające są materiały wideo, do których dociera de Leon. Okazuje się, że wyssane z palca są opowieści policjantów o nagraniach zaprzeczających wersjom ofiar. Jest wręcz przeciwnie – kompetentne zebranie, staranne przejrzenie tych materiałów z łatwością mogłoby te zeznania potwierdzić. Kamery, które miały nagrywać obciążający kobiety materiał, nigdy nie istniały albo nie nagrały nic podejrzanego. Ale to trzeba byłoby drobiazgowo sprawdzić. Wątpliwość nie przeszkadza prowadzącym sprawy publikować profili rzekomych kłamczuch w mediach społecznościowych zaraz po sformułowaniu oskarżenia. Nie ma wyroku, nie ma śledztwa, ale jest ogłoszenie z imieniem i nazwiskiem. Spirala hejtu, gróźb i szykan rozkręca się w kilka sekund, a szkarłatna litera już na zawsze przyczepia się do pleców, rzucając cień na całe dalsze życie i tak już skrzywdzonych kobiet.

Film Nancy Schwartzman dotyka kilku problematycznych obszarów. Okazuje się, że skłonność do kwestionowania prawdomówności zeznającej nasila się, gdy przedmiotem zgłoszenia jest gwałt. Ponieważ sprawy często są trudne, nieoczywiste i brak w nich materiału dowodowego, chęć, by szybko je zamknąć i zamieść pod dywan, przewyższa potrzebę ustalenia, kto jest winny. Amerykańscy policjanci nierzadko wykorzystują podczas przesłuchań ofiar techniki psychologicznej manipulacji (takie jak tzw. technika Reida), których byli uczeni podczas rozmaitych szkoleń. Być może są skuteczne w rozmowach z gangsterami czy złodziejami. W przypadku kontaktu z osobą wysoce straumatyzowaną mogą one prowokować nieoczekiwane reakcje: na przykład natychmiastową rezygnację i bierne potakiwanie, zamiast zaprzeczenia – wszystko, by tylko znowu nie stać się ofiarą ataku.

Pojawia się też to, co wszyscy znamy. Sugestia, że gwałt ma jakiś arbitralnie określony scenariusz. Do jednej z bohaterek funkcjonariusz podczas przesłuchania mówi wprost: „Nie trzymał cię siłą? Nie przyciskał, nie obezwładnił? No, to nie był gwałt”. W głowie natychmiast odzywają się kolejne tego rodzaju pytania: „A co miałaś na sobie?”, „Czy byłaś trzeźwa”? Powracają poruszające historie seksualnej przemocy w małżeństwach, tak trudne do udowodnienia, często bagatelizowane, nawet wyszydzane. W „Victim/Suspect” najbardziej szokuje, że podejrzenie nieczystych intencji u zgłaszających seksualną przemoc nie wynika z niepokojących dowodów czy niepokrywających się z nimi zeznań. Ono istnieje od pierwszego zdania, wpisane w sytuację zgłaszania przestępstwa o charakterze seksualnym.

Choć film skupia się na sytuacji w USA, problem – czego może dowodzić choćby wspomniany na początku tekstu post – sięga niestety o wiele dalej. „Victim/Suspect” to bolesny, niewygodny film, który zdecydowanie trzeba obejrzeć.

Anna Tatarska, Sundance
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Victim/Suspect”: W spirali lęku
Proszę czekać..
Zamknij