Znaleziono 0 artykułów
19.09.2024

Film Damiana Kocura, „Pod wulkanem”, to doskonały kandydat do Oscara

19.09.2024
(Fot. materiały prasowe)

Film „Pod wulkanem” Damiana Kocura miał premierę na zakończonym w niedzielę prestiżowym festiwalu w Toronto. To ważna impreza, bo wyznacza trendy oscarowe – pokazywane w Kanadzie produkcje często są nominowane do nagród Akademii. Nic więc dziwnego, że Polska jako swojego kandydata wskazała właśnie drugi film Kocura. To uniwersalna opowieść o względności bezpieczeństwa i przypomnienie, że od wojny nie da się uciec.

Jest 23 lutego 2022 roku. Roman razem ze swoją partnerką Nastją i dwójką dzieci z poprzedniego związku – małym Fedirem i nastoletnią Sofiją – próbują maksymalnie wykorzystać ostatni dzień wakacji na Teneryfie. Spieszą się na plażę, zostawiają wypożyczone auto w niedozwolonym miejscu, za co dostają mandat w wysokości 50 euro. Niespecjalnie się tym przejmują, są zamożni. Martwić zaczną się dopiero kolejnego dnia, kiedy Rosja zaatakuje ich ojczyznę w pełnym wymiarze. Odwołany lot nie pozwoli im wrócić do Ukrainy. Zostają skazani na pobyt w miejscu, które jeszcze wczoraj wydawało im się rajem, a teraz jest rajskim więzieniem.

Wspólny wróg nie jednoczy

41-letni Damian Kocur poprzez sytuację ukraińskich bohaterów pokazuje, że na ich miejscu może się znaleźć każdy z nas. Że nasze poczucie bezpieczeństwa jest względne i z dnia na dzień możemy zostać odcięci od tego, co przez lata zbudowaliśmy, co było dla nas ostoją.

Z tego względu „Pod wulkanem” koresponduje nie tylko z wojną za naszą wschodnią granicą, ale z nastrojami społecznymi, jakie panują dziś w świecie, w którym trzęsie się ład geopolityczny, a widmo katastrofy klimatycznej pęcznieje. Gorzkie post scriptum dopisała filmowi powódź w południowej Polsce. Dla mieszkańców Głuchołazów czy Kłodzka, którzy spędzaliby właśnie wczasy na Wyspach Kanaryjskich, znalezienie lotu powrotnego do Polski może nie stanowiłoby problemu, ale wielu z nich nie miałoby do czego wracać.

(Fot. materiały prasowe)

Siłą scenariusza Kocura i Marty Konarzewskiej jest skupienie się na tym, jak wojna oddziałuje na patchworkową rodzinę, która sypie się na naszych oczach (zagraniczni recenzenci po pokazie w Toronto wskazują w tej refleksji podobieństwa do Rubena Östlunda, do czego zachęca też nowobogacka proweniencja bohaterów – należy to czytać w kategorii komplementu). Twórcy zaprzeczają stereotypowi, że wspólny wróg jednoczy. Sytuacja niepewności i zagrożenia wcale nie zbliża do siebie Nastji i dzieci Romana. A między dorosłymi bohaterami tworzą się kolejne wyrwy, bo nikt nie wie, jak zachować się w trudnej sytuacji. Żeby odciąć się od tego, co dzieje się w Ukrainie, bohaterowie jadą w podróż na pustynię. Ale zamiast ukojenia przynosi ona wyłącznie kolejne kłótnie, a słowem odmienianym przez wszystkie przypadki jest „odpowiedzialność”.

Nastja wyrzuca partnerowi, że zabrał ludzi, za których odpowiada, do miejsca, gdzie nie ma zasięgu, a do tego zapomniał powerbanka. Czy to jest człowiek, z którym może czuć się bezpiecznie w czasach wojny? I czy to pod wpływem jej wyrzutów Roman oznajmia wszystkim, że gdy przedostaną się do Polski, on ruszy do Kijowa, żeby przyłączyć się do sił obrony, podczas gdy reszta rodziny zostanie u cioci Mai w Warszawie? To podczas tej wędrówki Fedir zadaje pytanie, dlaczego nad jego głową unosi się śnieg, skoro są w pobliżu wulkanu. Jak odpowiedzieć na to pytanie, wiedząc, że nad miastami Ukrainy opada kurz i popiół?

(Fot. materiały prasowe)

Kocur stawia na nastrój

Podobnie jak w „Chlebie i soli”, fabularnym debiucie reżysera, postacie noszą imiona aktorów. I znów Kocur stawia na nastrojowość. Kamera przysłuchuje się słowom i czynom bohaterów jak w dokumencie, mniej ważne jest, dokąd zmierza akcja, bardziej liczą się pojedyncze chwile. Jak scena konfrontacji z rosyjskimi turystami – jeden z mocniejszych momentów, niekomfortowy i dla widza, i dla bohaterów. Co należy powiedzieć przedstawicielowi państwa wroga spotkanego daleko od strefy wojny? Czy wszystkich Rosjan można pociągać do odpowiedzialności tak samo? Przejmująca jest scena, w której Nastja krzyczy na rosyjskiego turystę. W odpowiedzi jeden z klientów hotelu prosi ją o ciszę. „Nie jest pani tutaj sama”. Trudno o bardziej ironiczną ripostę, gdy nikt nie czuje się w kurorcie bardziej osamotniony niż Ukraińcy.

Świetnie udaje się Kocurowi oddać także napięcia pomiędzy bohaterami i ich bliskimi, którzy zostali w Ukrainie. Przyjaciółka, z którą Sofija rozmawia przez telefon, pyta ją, dlaczego nic nie postuje z Hiszpanii. A potem insynuuje, że tak naprawdę Sofija i jej rodzina specjalnie wyjechała na Kanary, żeby uciec przed wojną. Z filmu „Pod wulkanem” wynika, że w sytuacji wojny nie ma dobrego wyjścia. Bycie daleko wydaje się niestosowne, bycie blisko niesie za sobą oczywiste zagrożenie.

Bohaterowie od właściciela hotelu na Teneryfie dostali zapewnienie, że mogą w nim zostać tak długo, jak tylko chcą – przynajmniej w taki sposób mężczyzna chce pomóc ludziom, którzy muszą mierzyć się z koszmarem wojny. Ale udawanie, że czują się dobrze w kurorcie, zupełnie im nie wychodzi. Jeden z bardziej przejmujących kadrów, który zostaje z widzem po seansie, to ten, na którym bohaterowie próbują tak jak inni odpoczywać na leżakach. Są pospinani, nienaturalni, w ciągłej gotowości. Widać, że nie chcą tam być, podobnie jak inni turyści woleliby, żeby ich tam nie było i żeby można było pozbyć się problemu.

„Pod wulkanem” (zbieżność tytułu z kultową książką Malcolma Lowry’ego jest przypadkowa) miało międzynarodową premierę w sekcji Centrepiece na festiwalu filmowym w Toronto, gdzie film zebrał ciepłe słowa ze strony krytyków branżowych magazynów, takich jak „Variety” czy „Cineuropa”. Toronto jest o tyle istotnym miejscem, że to tutaj ujawniają się produkcje, które później zwykle otrzymują nominacje oscarowe. Nic więc dziwnego, że to właśnie „Pod wulkanem” zgłosiliśmy jako naszego kandydata. Film Kocura to uniwersalna historia, czytelna pod każdą szerokością geograficzną, oderwana od kontekstu kraju, w którym powstała. To zresztą świetny przykład tego, co znaczy dzisiaj być filmowcem z Europy: Polak nakręcił film o Ukraińcach, którego akcja dzieje się w Hiszpanii. To także przejmujące przypomnienie, jak daleko rozlewają się fale wojny, która dopada bohaterów na drugim końcu kontynentu, choć odgłosy bombardowania i strzały słychać tu jedynie na filmikach w internecie. Gorycz tego seansu zawiera się w przypomnieniu, że nawet bez połączenia z siecią bohaterowie nie byliby w stanie od niej uciec.

Artur Zaborski
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Film Damiana Kocura, „Pod wulkanem”, to doskonały kandydat do Oscara
Proszę czekać..
Zamknij