Komedia romantyczna sprzed 15 lat w reżyserii mistrzyni gatunku Nancy Meyers niesie przesłanie w sam raz na 2021 rok. Najlepsze święta przeżyjemy wtedy, gdy zerwiemy ze starymi nawykami.
Amanda (Cameron Diaz pod koniec kariery królowej komedii romantycznych), reżyserka zwiastunów filmowych z Hollywood, pracoholiczka i posiadaczka pokaźnej kolekcji zimowych płaszczy (co może dziwić, zważywszy, że temperatura w Los Angeles raczej nie spada poniżej 15 stopni), zrywa z niewiernym chłopakiem. Iris (Kate Winslet między dużo lepszymi filmami), redaktorka londyńskiego „The Daily Telegraph”, bez wzajemności zakochana w zaręczonym koledze z pracy, Jasperze, posiadaczka pokaźnej kolekcji nietwarzowych swetrów, chce natychmiast zmienić swoje „beznadziejne, okropne, najgorsze” życie.
Podróż po miłość
A że zbliżają się święta Bożego Narodzenia, singielki, które dzieli niemal 9 tys. km, postanawiają wybrać się w podróż. Dzięki stronie, która dziś nazywałaby się Airbnb, wymieniają się domami. Amanda na kilka dni zamieszka w zaśnieżonej chatce na przedmieściach Londynu (a właściwie w samym środku angielskiej wsi, o czym świadczyłby brak prysznica), a Iris w willi z basenem o powierzchni większej niż jej dom. W Wielkiej Brytanii Amanda zakocha się w bracie Iris, Grahamie (Jude Law niedługo po tym, jak zdradził Siennę Miller z nianią swoich dzieci), redaktorze, wdowcu, „tatusiu”, jak sam o sobie mówi, a Iris w Hollywood zauroczy się artystami – platonicznie legendarnym scenarzystą (90-letni wówczas Eli Wallach) i trochę mniej platonicznie kompozytorem muzyki filmowej Milesem (Jack Black w jedynej chyba tak romantycznej roli). Już w sylwestra stworzą jedną wielką, patchworkową rodzinę.
Początek nowego
Guru komedii romantycznych Nancy Meyers chciała przekazać prostą prawdę: wychodząc ze strefy komfortu, znajdziemy miłość – wymarzonego mężczyznę, życzliwych nam ludzi, samoakceptację. Najłatwiej było reżyserce udowodnić tę tezę, posyłając dwie kobiety na drugą stronę oceanu. Zamiast spędzić święta z rodziną, tak jak zawsze, w pułapce oswojonej wygody – odkryły siebie w obcym otoczeniu.
Oglądając film z 2006 roku 15 lat później, zachwycamy się okryciami Amandy (brązowo-beżowy kożuszek powinien wskoczyć na top listę najmodniejszych inspiracji z lat dwutysięcznych, razem z zestawem – kremowy sweter i szare dresy, w sam raz na home office), zakochujemy znów w Judzie Law (na długo przed ekscesami „Młodego papieża”) i marzymy o LA, gdzie słońce nigdy nie zachodzi, albo o angielskiej prowincji, baśniowej niczym Narnia. Wiemy, że jeszcze długo nie pojedziemy ani do Kalifornii, ani do Londynu. Z Amandą i Iris współczesnego widza łączy nowy pomysł na Gwiazdkę. Bohaterki „Holiday” zerwały z tradycją w imię samopoznania, my w 2020 roku zerwiemy z nią w imię bezpieczeństwa, troski i zdrowia. Być może – tak jak w filmie – święta będą bardziej świeckie, a czas spędzony z przyjaciółmi milszy niż z toksyczną rodziną. Być może narodzi się nowy obyczaj.
Wzorzec komedii romantycznych
Twórczyni „Holiday” dokonała niemal niemożliwego – nakręciła film o Gwiazdce, który już po wsze czasy będzie emitowany pod koniec grudnia, nie pozwalając jednocześnie, by sezonowy temat zdominował konwencję. Święta są na drugim planie, na pierwszym jest miłość. Studenci scenopisarstwa powinni omawiać „Holiday” na pierwszych zajęciach z komedii romantycznych. To gatunkowy wzorzec z Sèvres. Są piękni ludzie, którzy na pewno się w sobie zadurzą. Są piękne widoki, które na pewno uczynią dłużyzny lekkostrawnymi. Są piękne dialogi, które wzruszą do łez, dając nadzieję, że miłość jest możliwa. Co jeszcze należy dodać? Odrobinę nieprawdopodobieństwa. Dlaczego kilkuletnie córki Grahama, Sophie i Olivia, mają własne telefony komórkowe? Dlaczego Amanda spakowała 10 płaszczy na pięć dni wakacji? Dlaczego wszyscy wykonują zawody, które wydają się wymyślone?
Jest różnica między wzorcem z Sèvres a sprawnie powielonym produktem. Silne postacie kobiece? To specjalność Nancy, która przekonuje, by nie bać się słabości. Sprzedawanie marzeń? Pewnie tak, w końcu gdzie w Anglii znajdziemy takiego chłopaka jak Graham… Humor? Na pewno, przecież przy „Holiday” bilans łez i śmiechu jest wyrównany. Konsekwencja? Może. Meyers dba nawet o spójność estetyczną plakatów zapowiadających jej najpopularniejsze produkcje – na każdym użyto tego samego fontu (obok „Holiday”, także „Lepiej późno niż później” i „To skomplikowane”).
W wywiadzie przy okazji premiery reżyserka wspominała pracę na planie: – „Wiesz, że tu już prawie nigdy nie pada śnieg?” – powiedziano mi pierwszego dnia zdjęć. „Ale jak to, przecież widziałam go w »Dzienniku Bridget Jones«” – odparłam. Zatrudniłam więc ekipę do zrobienia sztucznego śniegu. A potem naprawdę zrobiło się zimno i z nieba poleciał biały puch. Tak działa ten tajemniczy składnik – czysta magia kina.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.