Białe twarze z zielonymi żyłkami, hipnotyzujące oczy, eleganckie trumny, szkarłatna krew w kieliszkach – w „Wywiadzie z wampirem” Neila Jordana z 1994 roku znajdziemy cały elementarz, z którym kojarzymy te nieśmiertelne istoty. W głośnej adaptacji powieści Anne Rice udało się jednak przemycić także intrygującą wrażliwość.
Talent irlandzkiego reżysera łączy się tu z charyzmą złotych amerykańskich chłopców – Toma Cruise’a i Brada Pitta – którzy zostali obsadzeni wbrew intuicji autorki pierwowzoru, zapewne również trochę na przekór oczekiwaniom wielu widzów albo fanów powieści. Barokowa wyobraźnia oraz szczypta libertynizmu nadały filmowi niesamowity klimat. A przy tym chyba nigdy wcześniej na ekranie nie spotkali się trzej amanci dużego formatu (dołącza do nich w połowie opowieści Antonio Banderas), którzy nosiliby peruki i mieli długie, starannie wypielęgnowane paznokcie.
Popkulturowy ideał dystyngowanego wampira stworzył Béla Lugosi
Pomiędzy wampirami o różnych temperamentach bardzo iskrzy. Kłócą się ze sobą, jak spędzić setki lat, które otrzymali w pakiecie wraz z długowiecznością. To iskrzenie stanowi o sile filmu – nawet jeśli przede wszystkim jest on opowieścią o trudach wychowania niesfornego dziecka w patchworkowej rodzinie.
Przynajmniej od czasu „Draculi” z Bélą Lugosim ekranowy wampiryzm ma mocno erotyczny charakter. Nawet jeśli akcent i gesty Lugosiego trącą dziś myszką, w latach 30. był on niezaprzeczalnie męskim symbolem seksu. Lugosi stworzył popkulturowy ideał dystyngowanego wampira, z którym polemizowali późniejsi twórcy i aktorzy. Film Jordana jest po części dziedzicem tej tradycji, ale też zupełnie inaczej rozkłada akcenty. „Wywiad z wampirem” to raczej kino niepokoju niż grozy. Ważniejsza jest w nim podniecająca perwersja niż drastyczne sceny mordów.
Jordan twierdzi, że dorastanie w przesiąkniętej katolicyzmem kulturze nie pozostawiło na nim „żadnych blizn”, ale hamletyczna postać grana przez Brada Pitta niewątpliwie zmaga się z poczuciem winy, wyobcowaniem i autocenzurą. Jego Louis i grany przez Cruise’a Lestat to dwa przeciwstawne żywioły i a(moralne) światy: jeden nie chce krzywdzić ludzi, drugi interesuje się tylko zaspokajaniem własnych przyjemności; pierwszy ma duszę skrytego romantyka, drugi tryska witalnością i szatańską energią. Banderas uosabia jeszcze inny model: bardziej wyważony i łączący poczucie bólu istnienia z potrzebą budowania silniejszych więzi.
„Wywiad z wampirem” można było oglądać w kinach w tym samym roku, co przełomową dla społeczności gejowskiej „Filadelfię”
Wydaje się, że „Wywiad z wampirem” nie rozstrzyga, która z tych ścieżek jest najlepsza. A może tak naprawdę racja jest po stronie uwięzionych w wampirzej kondycji dzieci? Życie Louisa i Lestata, tego nie do końca określonego przyjacielsko-miłosnego duetu, zmienia się, kiedy zaczyna z nimi mieszkać 10-letnia Claudia, zagrana brawurowo przez młodziutką, ale już wtedy od paru lat odnoszącą sukcesy Kirsten Dunst. Nowonarodzona wampirka to z jednej strony mściwe dziecko-demon, a z drugiej – kapryśna księżniczka, roszczeniowa, ale w rozkoszny sposób; wyborna manipulantka, przebiegła bestia i silna osobowość, która potrafi wziąć sprawy w swoje ręce.
Ta część filmu przypomina trochę ejtisową komedię „Trzech mężczyzn i dziecko” – pełno tu makabrycznych żartów z ojcostwa i slapsticku, na czele z bohaterką Dunst, uśmiercającą nauczyciela fortepianu i krawcową, która szykuje dla niej suknię. Co ciekawe, to też ten moment, kiedy ciągnąca się w nieskończoność i monotonna egzystencja wampirów nabiera rumieńców i zaczyna przypominać szczęśliwe życie śmiertelników. Nietypowa rodzina jakoś funkcjonuje, przynosząc zadowolenie wszystkim zainteresowanym: dwóch tatusiów, energiczna córeczka i dużo wysysania krwi z przypadkowych ofiar. Jak jednak śpiewała Anna Jantar, „Nic nie może przecież wiecznie trwać” – nawet, a raczej szczególnie, sielanka wampirów. Skąd w „Wywiadzie…” gorzka nuta i jak ogląda się go po kilku dekadach?
Skojarzenie wampirów z nienormatywną seksualnością z dzisiejszej perspektywy ma wydźwięk polityczny
Film można było oglądać w kinach w tym samym roku, co przełomową dla społeczności gejowskiej „Filadelfię” Jonathana Demme’a z Tomem Hanksem (i Banderasem!) oraz dwa lata po „Draculi” Francisa Forda Coppoli z Garym Oldmanem. Wampirze wątki wróciły więc w latach 90. do hollywoodzkiego mainstreamu, a skojarzenie żywiących się krwią istot z nienormatywną seksualnością, jakie zawarł w swoim filmie Jordan, z dzisiejszej perspektywy zdaje się mieć oczywisty wydźwięk polityczny. Ukąszenie powoduje kontaminację, zakażenie, zmienia twoje życie na zawsze – czy bycie wampirem to zatem kara za przesadną rozwiązłość seksualną? Czy film w konserwatywnym geście utożsamia homoseksualne akty z chorobą i epidemią AIDS? A może to cena, jaką trzeba zapłacić za biały przywilej i nonszalanckie podejście do niewolnictwa, na których ufundowany jest dobrobyt głównego bohatera – akcja zaczyna się wszak pod koniec XVIII wieku w Luizjanie, a młody Louis to zamożny właściciel plantacji.
Z dzisiejszej perspektywy wątek niewolnictwa wydaje się jeszcze istotniejszy niż w momencie premiery, czyniąc ten film nieoczywistym głosem w dyskusji o grzechach pierworodnych Ameryki. Podejście do gwiazdorskich wizerunków w „Wywiadzie z wampirem” cechuje z kolei duża odwaga. Stylówki Cruise’a i Pitta zawieszone są gdzieś między glam rockiem a garderobą dworzan z Wersalu za czasów Ludwika XIV.
Przy okazji premiery „Top Gun: Maverick” pojawiły się w mediach narzekania, że od lat 80. Cruise gra ciągle tę samą postać. To prawda, że w XXI wieku różnorodność jego ról stopniowo zanika, ale lata 80. i 90. były dla niego czasem małych eksperymentów. Spośród wszystkich jego ról kreacja Lestata w „Wywiadzie z wampirem” jest najbardziej zaskakująca i ekstrawagancka. Łącząc z lekka kampowy strój i makijaż z jankeską pewnością siebie, gwiazdor stworzył wampira, z którym można konie kraść. Paradoksalnie to chyba do niego, a nie do werterowskiego Brada Pitta jest nam dziś bliżej. I może to właśnie Cruise’owi, jak śpiewają w ostatniej scenie Guns N’ Roses we wspaniałym coverze piosenki Rolling Stonesów, należy się „współczucie dla diabła”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.