Matka nie zrozumie córki, a nastolatka dojrzałej kobiety, dopóki nie zamienią się ciałami. Zanim „Zakręcony piątek” z Lindsay Lohan i Jamie Lee Curtis doczeka się kontynuacji, polecamy klasyk z 2003 roku na tegoroczny Dzień Matki.
Moja córka ma niecałe dwa lata, a już daje mi nieźle popalić. Zwalcza mnie moją własną bronią – uporem, zdecydowanie częściej mówi „nie” niż „tak”; gdy czuje, że na czymś mi zależy, z przekory postępuje dokładnie odwrotnie. Nawet nie chcę myśleć o tym, jaką będzie nastolatką, bo z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że podobną do mnie – czupurną indywidualistką, przekonaną o swojej racji prymuską, szukającą guza buntowniczką. Moja mama nie miała ze mną łatwo. Nadal nie ma. I ja nie mam łatwo z nią – równie zadziorną, jak ja i moja córka.
„Zakręcony piątek” Marka Watersa (znawcy nastoletniej duszy, potem odpowiedzialnego także za „Wredne dziewczyny”) z 2003 roku pierwszy raz oglądałam jako rówieśniczka nastoletniej Anny Coleman (Lindsay Lohan u szczytu sławy w jednej z najbardziej ujmujących ról). Teraz powracam do klasyka sprzed 20 lat, gdy zbliżam się do wieku jej matki, Tess (Jamie Lee Curtis, która triumfalnie powróciła w 2022 roku do Hollywood rolą we „Wszystko wszędzie naraz”). Nie zmieniła się dla mnie wymowa filmu, będącego remakiem produkcji z 1976 roku. Wtedy, utożsamiając się z licealistką, która uważa swoją mamę za kostyczną konserwatystkę, po seansie spojrzałam z większą empatią na codzienne trudy rodzicielstwa. Dziś, antycypując dojrzewanie własnych dzieci oraz przyjmując perspektywę Tess, uczę się akceptowania chaosu, niekonsekwencji i braku racjonalności.
W tytułowy „Zakręcony piątek” – niemal w przededniu ślubu matki z nowym partnerem – skłócone Anna i Tess zamieniają się ciałami. Klątwa – a może raczej błogosławieństwo, cud, dar – to dzieło zaprzyjaźnionej właścicielki chińskiej restauracji, która podając kobietom z rodziny Coleman ciasteczko z wróżbą, igra z ich losem (tu pojawia się jeden z niewielu źle postawionych akcentów w filmie – przedstawienie osób pochodzenia azjatyckiego może razić stereotypowym ujęciem). Anna budzi się w ciele Tess, Tess w ciele Anny. By nikt nie dowiedział się o zamianie, Anna musi iść do pracy zamiast Tess – do gabinetu psychoterapeutycznego, gdzie mama nastolatki wysłuchuje zwierzeń klientów (drugi zły akcent – osoby borykające się z problemami psychicznymi zostały przedstawione w sposób niezbyt empatyczny). A Tess idzie za Annę do szkoły, gdzie dziewczyna wraz z przyjaciółmi gra w zespole, podkochuje się w enigmatycznym Jake’u i notorycznie wchodzi w konflikty z nauczycielami. Obie wyjdą ze swoich ról. Niepokorny duch Anny zdecyduje o metamorfozie Tess u fryzjera, wyzeruje jej karty kredytowe i… udzieli całkiem niezłej rady matce nastolatki na kozetce. Rozważna Tess jako Anna da kosza Jake’owi, zrezygnuje z występu z zespołem na rzecz kolacji przedślubnej i… zadrze z nauczycielem, który, jak się okaże, naprawdę niesprawiedliwie gnębi Annę.
Ciepły przekaz, błyskotliwy dowcip
Mamie i córce niewiele trzeba, by przejrzały na oczy. Po krótkiej chwili zachłyśnięcia się nowym życiem Annie spodoba się niezależność dorosłości, a Tess niefrasobliwość młodości, szybko uświadomią sobie, że po pierwsze, ta druga całkiem nieźle sobie ze swoim życiem radzi, a po drugie, równie wiele je łączy, co dzieli.
Po premierze w 2003 roku nawet „New York Times” chwalił produkcję – nie tylko za ciepły przekaz, odpowiedni dla filmu familijnego, lecz także za błyskotliwy dowcip i pogłębioną psychologię. Dwadzieścia lat później „Zakręcony piątek” pozostaje aktualny jako obraz niezmiennie skomplikowanej relacji matki z córką, gdzie miłość często miesza się z zazdrością, żalem, niezrozumieniem. Zmieniły się jednak postawy kobiet. Na początku lat 2000. kobiety sukcesu takie jak Tess wciąż jeszcze nosiły garsonki, odczuwały presję doskonałości, niemal w stu procentach poświęcały się pracy. Przepaść między nią a córką pogłębia więc neoliberalny model życia. Nic dziwnego, że Anna buntuje się jak na naughtiesy przystało. Nosi się zupełnie jak Avril Lavigne, która zadebiutowała rok wcześniej singlem „Complicated”. Wokalistka, działająca jak odtrutka na Britney i Christinę, lansowała bojówki, trampki i kontrastowe pasemka na włosach.
Nastolatka z „Zakręconego piątku” też marzy o karierze w muzyce, a jej wizerunek martwi matkę w równym stopniu jak jej „niedojrzała” pasja. Dopiero gdy okaże się, że Anna naprawdę świetnie gra na gitarze, Tess uzna, że córka powinna podążyć tą drogą. Dziś pewnie matce bliżej byłoby do nastoletniej córki – i stylem ubierania się, i stylem bycia.
Ale czy przepaść pokoleniowa na pewno została zasypana? A może się mylę? Może gdy moja córka osiągnie wiek Anny, nie będę rozumiała jej fascynacji, miłości i zainteresowań? Może ten schemat musi się powtórzyć? I może jedyne, co można zrobić, żeby nie wejść w rolę tej, która suszy komuś głowę, to wykonać ćwiczenie z empatii? Każdej matce i każdej córce przydałby się zakręcony piątek. A skoro ciasteczka z wróżbą z lokalnej knajpy nie mają mocy zamieniania ciał, trzeba bez ich pomocy wejść w głowę własnego dziecka. Najłatwiej to zrobić, przypominając sobie własne nastoletnie potyczki z rodzicami. Skoro moim rodzicom udało się mnie uchronić nie tylko przed najgorszymi modami przełomu mileniów z butami Buffalo na czele (stanowcze „nie” wywołało u mnie oczywiście fontannę łez), to pewnie mieli rację w kilku poważniejszych kwestiach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.