Chociaż te święta będą dla większości z nas zupełnie inne, wszyscy potrzebujemy odpoczynku. Jeśli spędzamy te dni w samotności, powrót do filmów z dzieciństwa doda nam otuchy. A kto świętuje w gronie najbliższych, może sprawić przyjemność sobie i najmłodszym członkom rodziny, pokazując im ulubione animacje z czasów swojego dorastania.
„Mój sąsiad Totoro”: O wyobraźni
Trudno uwierzyć, ale sztandarowa produkcja japońskiego studia Ghibli ma już 32 lata. Historia zaczerpnięta z życiorysu reżysera i scenarzysty, Hayo Miyazakiego, opowiada o dwóch siostrach, które razem z tatą przeprowadzają się do starego domu na wsi. Ich mama w tym czasie przebywa w szpitalu. Dziewczynki szybko odkrywają, że nowe miejsce jest tajemniczym królestwem dobrych duchów. I choć tytułowy Totoro to postać wymyślona przez Miyazakiego, więc nie ma zbyt wiele wspólnego z japońskim folklorem, to jest tak ujmująca, że od razu staje się idolem dzieciaków. Totoro jest wielki i miękki, mieszka w drzewie kamforowca i objawia się tylko dzieciom. Razem z przedziwną postacią Kotobusa pomaga dziewczynkom odwiedzić chorą mamę. Jednak prawdziwy kunszt filmu wychodzi daleko poza narrację – ta historia opowiadana jest obrazem i nastrojem. Mnóstwo tu świetnie zaobserwowanych detali, ukazujących zmienne nastroje i stany przyrody. Dlatego „Mój sąsiad Totoro” to pozycja, do której się wraca. Na szczęście można oglądać go na Netfliksie – Basia Czyżewska
„Król Lew”: O dorastaniu
Nigdy nie zapomnę, gdy mój dwuipółroczny synek po raz pierwszy zobaczył disnejowską historię o dorastaniu Simby. Byliśmy akurat na wyprawie po południu Stanów, gdy do kin weszła nowa wersja kultowego klasyka. Wybraliśmy się po raz pierwszy w życiu do kina samochodowego. W zupełnej ciemności, w otoczeniu setki innych aut i ich pasażerów, na gigantycznym ekranie ustawionym na wolnym powietrzu wszyscy razem z zapartym tchem śledziliśmy opowieść o lwiątku, które traci ojca, a potem musi odzyskać jego tron. Synek był oczarowany piosenkami Eltona Johna, feerią barw i spektakularnym światem natury, a nam z mężem zupełnie nie przeszkadzało to, że przecież znaliśmy tę historię na pamięć. Równie poruszająca była moja własna inicjacja w świat „Króla Lwa”. Gdy pierwotna, animowana wersja trafiła na ekrany w 1994 roku, wychowawczyni zabrała całą moją klasę z podstawówki na seans. Płakałam, gdy Mufasa zginął, płakałam, gdy Simbę wygnano, i płakałam, gdy odzyskał należne sobie miejsce. Dziś widzę w tej animacji o zwierzętach uniwersalną przypowieść o dojrzewaniu, władzy i, co dziś szczególnie aktualne, harmonii, która musi panować w przyrodzie, żeby świat przetrwał. „Wieczny Życia Krąg, co prowadzi nas, przez rozpaczy mrok, w nadziei blask” – Anna Konieczyńska
„Kraina lodu”: O bliskości
Jeżeli myślimy o bajkach dla całej rodziny, instynktownie sięgamy do klasyków Disneya. Oprócz „Małej syrenki”, „Pięknej i Bestii” czy „Alladyna” na platformach streamingowych znajdziemy także nowsze produkcje amerykańskiej wytwórni, w tym „Krainę lodu”. Animacja z 2013 roku opowiada historię dwóch sióstr: Anny i Elsy. Ta druga, za sprawą magicznych mocy, nad którymi nie umie zapanować, sprowadza na królestwo Arendelle wieczną zimę. Przerażona, ucieka. Anna z pomocą zabawnego bałwana Olafa, kolegi Kristoffa i jego renifera Svena wyrusza na poszukiwania siostry. Jak przystało na Disneya, nie brakuje tu pięknych piosenek, zabawnych dialogów i całego mnóstwa wzruszeń. Bajka w uroczy sposób pokazuje, jak ważne miejsce w naszym życiu zajmują bliscy – Katarzyna Pietrewicz-Żero.
„Szept serca”: O miłości
Animacja dostępna na Netfliksie to nieoczywista historia pierwszej miłości. To także opowieść o poznawaniu siebie, odkrywaniu swoich pasji i dostrzeganiu niezwykłości w pozornie codziennych chwilach. Główna bohaterka „Szeptu serca”, Shizuku Tsukishima, zafascynowana jest książkami. Najpierw namiętnie je czyta, a później za sprawą splotu wydarzeń sama zaczyna pisać. Zakochuje się też w chłopaku, który sięgał wcześniej po dokładnie te same lektury co ona. „Szept serca”, dzieło słynnego japońskiego Studia Ghibli, powstał na podstawie mangi o tym samym tytule. Japońskie animacje to świetna alternatywa dla słodkich bajek Disneya. Warto obejrzeć także „Księżniczkę Mononoke”, „Spirited Away: W krainie bogów” i, dla najmłodszych, „Mojego sąsiada Totoro” – Agata Wojtczak.
„Było sobie życie”: O człowieku
„Życie, życie, życie, życie…” – czołówka francuskiej bajki to jedna z tych melodii, które zapamiętuje się naprawdę na długo. Pamiętam, że oglądałam serial z młodszą siostrą – trochę kątem oka, bo będąc o pięć lat starszą, wiedziałam już o większości poruszanych w kreskówce zagadnień. Dla wszystkich niewtajemniczonych – „Było sobie życie” to wyprodukowany w 1987 roku serial animowany z cyklu „Było sobie…” (w innych jego odsłonach pojawiali się człowiek, planeta i kosmos). Z założenia miał nie tyle bawić, ile przede wszystkim uczyć. Seria poświęcona życiu w przystępny sposób tłumaczy więc dzieciakom budowę organów zewnętrznych, proces rozmnażania i narodzin, opowiada o zależnościach rządzących łańcuchem pokarmowym, układem limfatycznym czy krwionośnym. Znajdziecie ją na Netfliksie – Michalina Murawska.
„Shrek”: O samoakceptacji
Pełna humoru historia ogra, księżniczki i osła jest idealna na rodzinny seans. Choć trafiła do kin prawie 20 lat temu, to genialny dubbing animacji sprawia, że „Shrek” porywa kolejne pokolenia. O wartości terapeutycznej tytułu przesądza energetyzująca ścieżka dźwiękowa bajki z „All Star” i „I’m A Believer” Smash Mouth na czele – Julia Właszczuk.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.