W dzieciństwie zgwałcona, nigdy niezrozumiana przez rówieśników, cierpiąca na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zespół stresu pourazowego i alkoholizm. Dopiero wraz z wydaniem piątego albumu „Fetch the Bolt Cutters” odnalazła szczęście. W dniu 45. urodzin Fiony Apple przypominamy dramatyczną historię artystki.
Filigranowa sylwetka, wielkie, szare oczy i głęboki głos – Fiona Apple, choć równie piękna, co utalentowana, nigdy nie była szczęśliwa. Aż do teraz. W kwietniu, po ponad ośmiu latach przerwy, ukazał się jej piąty album. Rozlicza się na nim z przeszłością. – Pracując nad płytą, próbowałam sobie przypomnieć, kim jestem – mówiła w pierwszym po przerwie wywiadzie dla Vulture. Kim więc jest Fiona Apple? Autorką tekstów, kompozytorką i poetką, uznaną artystką z ponad 10 milionami sprzedanych albumów, laureatką Grammy, aktywistką, a przede wszystkim buntowniczką.
Cudowne dziecko
Fiona Apple McAfee-Maggart dorastała w domu pełnym sztuki. Jej matka Diana była piosenkarką, a w wolnych chwilach pisała wierze. Ojciec Brandon pracował jako aktor i malarz. Poznali się na Broadwayu podczas pracy nad wspólną sztuką. Nic więc dziwnego, że mała Fiona od dziecka wykazywała szczególną wrażliwość na piękno. Do pianina po raz pierwszy usiadła w wieku pięciu lat. Trzy lata później zaczęła komponować pierwsze utwory. Wszystkie otaczające ją dźwięki tłumaczyła na język instrumentu: – Kiedyś na National Geographic zobaczyłam dokument o impalach. Z zapartym tchem oglądałam te majestatyczne zwierzęta skaczące po sawannie wśród szumiących traw. Później pobiegłam do pianina i próbowałam przełożyć to doświadczenie na dźwięki – wspominała po latach.
Talent nie zaskarbił jej przyjaźni rówieśników. W szkole uchodziła za outsiderkę, a przerwy spędzała sama, śpiewając pod nosem utwory Billie Holiday i Elli Fitzgerald, jej największych idolek. Poczucie inności, osamotnienia i odrzucenia miało odcisnąć na niej piętno: – Do dziś w koszmarach śnią mi się moje koleżanki z podstawówki. Myślę, że nigdy sobie z tym nie poradziłam – przyznała w rozmowie z Vulture.
Zagubiona nastolatka
Najgorsze było jeszcze przed nią. Gdy miała 12 lat, w drodze do domu została napadnięta i zgwałcona przez nieznanego sprawcę. Cierpiała na ataki paniki. Przeprowadzała mordercze głodówki, by zdeformować ciało, które, w jej rozumieniu, ją zdradziło – w końcu to ono „skusiło” sprawcę. – Gdy to się skończyło, nie byłam nawet w stanie płakać. Poszłam do domu i… zaczęłam się modlić za swojego oprawcę. Tego nasza kultura uczy kobiety. Uczy się nas, że to zawsze jest nasza wina – mówiła ze złością po latach.
Pogrążoną w depresji dziewczynkę ojciec zabrał do Los Angeles. Lekiem na jej cierpienie okazała się muzyka. Przez całe liceum pisała jak szalona, całe noce spędzając przy pianinie. W piosenkach nie wracała jednak do traumatycznego doświadczenia. – Nigdy nie napiszę piosenki o tamtym dniu. To zbyt bolesne. W gwałcie nie ma nic poetyckiego – mówiła. Debiutancki album „Tidal” był więc głównie zapisem jej nastoletnich doświadczeń – zmagania z własnym ciałem, kompleksów, nadziei i leków, pierwszych związków i rozstań. Jej głęboki, pełen emocji głos i bardzo osobiste teksty zwróciły uwagę łowców talentów. Fiona szybko podpisała kontrakt i na dobre wkroczyła do świata wielkiej muzyki.
Buntowniczka z wyboru
„Tidal” sprzedał się w ponad trzymilionowym nakładzie i został doceniony statuetką Grammy. To jej jedyna statuetka w dorobku. Po części dlatego, że artystka przestała być zapraszana na wydarzenia branżowe po słynnym wystąpieniu na gali MTV VMA. Odbierając statuetką za debiut roku, Apple weszła na scenę, ale zamiast wygłosić krótkie podziękowania, postanowiła wykorzystać swój moment i zwrócić się do wszystkich widzów. – Ten świat to ściema. Wasze życie nie powinno być na nim wzorowane, a my nie mamy prawa mówić wam, co jest cool, a co nie jest. Bądźcie sobą – zagrzmiała. Gdy zeszła ze sceny, została wyproszona z gali. Nie przejęła się tym jednak. – Kiedy mam coś do powiedzenia, powiem to – powiedziała „Rolling Stone” w odpowiedzi na krytykę.
Przyzwyczajona do roli outsiderki, Apple wróciła do studia. – Myślałam, że gdy zbiorę wszystkie grające mi w głowie utwory na płycie CD i wypuszczę ją w świat, to nagle wszyscy mnie zrozumieją i wszystko stanie się proste. Po wydaniu „Tidal” czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek – wspominała po latach. Pisała więc dalej. Niedługo później wydała „When The Pawn…”, które trafiło do Księgi rekordów Guinnessa jako album o najdłuższym tytule w historii (pełen tytuł liczył blisko 450 znaków). Choć krążek docenili krytycy i rosnąca grupa fanów, żaden z utworów nie trafił na listy przebojów.
Skryta perfekcjonistka
Fiona robiła więc swoje, ale przestała się spieszyć. Odrzuciła przyjętą w branży presję, by każdego roku produkować kolejne albumy. – Nigdy nie zmuszam się do pracy. Nie napiszę albumu tylko po to, żeby pozostać w świetle reflektorów. Czasami, aby dopracować jedną piosenkę do zadowalającego mnie poziomu, potrzebuję poświęcić jej rok, a nawet więcej. Gdy podczas trasy koncertowej w wyniku awarii sprzętu dźwięk nie był dostatecznie dobry, Apple rozpłakała się na scenie. Przepraszając fanów, przerwała występ.
Praca nad kolejnym albumem stale się przeciągała. Na dodatek na długo przed premierą do sieci wyciekły wszystkie utwory. Niezadowolona artystka przerwała pracę i zaszyła się w swoim domu w Los Angeles. Przez pewien czas rozważała nawet definitywne zakończenie kariery. Dała sobie jednak jeszcze jedną szansę. Wróciła do studia i skończyła „Extraordinary Machine”. Po premierze ogłosiła przerwę.
W tym samym czasie stres i presja sprawiły, że w Apple obudziły się dawne demony. W jednym z rzadkich wywiadów piosenkarka przyznała, że zdiagnozowano u niej zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zespół stresu pourazowego i alkoholizm. W tym samym roku została aresztowana za posiadanie narkotyków. Po odsiedzeniu wyroku poszła na odwyk. Po siedmiu latach wróciła z albumem „The Idler Wheel” (a właściwie „The Idler Wheel Is Wiser Than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More Than Ropes Will Ever Do”). – Wszystkie złe doświadczenia staram się przekuwać na coś pięknego. Ten świat jest dostatecznie zły. Piszę tylko, gdy jestem zła lub smutna, bo wtedy muszę pisać i tylko wtedy umiem to robić – powiedziała.
Artystka dojrzała
Większość życia spędziła w domu. – Mam tu wszystko, czego potrzebuję – przyjaciół, moje psy i pianino – mówiła. W tym czasie angażowała się społecznie, wspierając organizacje broniące prawa uchodźców, rdzennych Amerykanów i inne mniejszości. Otwarcie krytykowała branżę muzyczną za promowanie fałszywego obrazu rzeczywistości, seksizm i podwójne standardy. Gdy prezydent Grammy Neil Portnow w odpowiedzi na krytykę gali, podczas której znakomitą większość nominowanych stanowili mężczyźni, powiedział, że jeżeli kobiety chcą otrzymać statuetki, muszą się wykazać (w oryginale „Women need to stand up”), Apple pojawiła się na festiwalu w koszulce „Klękaj, Portnow”.
Pod koniec ubiegłego roku Fiona Apple zaskoczyła fanów, mówiąc, że pracuje nad kolejnym albumem. „Fetch the Bolt Cutters” ukazało się w kwietniu, w samym środku światowego lockdownu. Choć wytwórnia nalegała, żeby zaczekała do jesieni, ona nie chciała zwlekać. To album inny od poprzednich – zamiast melancholii pojawia się humor. Z typową dla siebie łatwością piosenkarka-poetka bawi się słowami i dźwiękami, wydobywając z nich nowe konteksty. – Mam wrażenie, że po raz pierwszy pozwoliłam sobie być muzykiem. Nigdy nie czułam się piosenkarką. Mój głos jest dla mnie tylko kolejnym instrumentem – przyznała. – Nie muszę już robić nic, na co nie mam ochoty. W końcu mogę mówić na głos to wszystko, czego zabroniono mi mówić, gdy zaczynałam. To album o wolności i burzeniu więzienia. Już nie potrzebuję akceptacji innych. Świat nie musi mnie lubić. I tak będę robiła swoje. Ponad 20 lat po debiucie buntowniczka dorosła.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.