
Trzy lata temu Sandra Sandor sprawiła, że świat zobaczył w Budapeszcie nową stolicę mody. Markę Nanushka prowadzi już od 14 lat, długo zdobywała doświadczenie i wiedzę, jak tworzyć ubrania zgodnie z własnymi zasadami.
Na nasze spotkanie Sandra włożyła koszulę z ekologicznej skóry, oczywiście z metką Nanushka, dżinsy i płaskie buty w cętki lamparta z poprzedniej kolekcji, imitujące marokańskie babouche. – Zawsze byłam otoczona ubraniami. Mniej więcej w czasie, kiedy się urodziłam, a były to lata 80. i na Węgrzech mieliśmy komunizm, moja mama założyła firmę produkującą ubrania dziecięce. Miała głowę do biznesu i wypatrzyła lukę w rynku. Dorastałam, chodząc w jej pokazach, bez przerwy przebierała mnie w swoje rzeczy. A ja ciągle się z nią kłóciłam, bo podobno już wtedy miałam własne zdanie na temat tego, co chcę nosić, a czego nie. To ciekawe, że też trafiłam do tej branży, choć do 17. roku życia nie miałam pojęcia, kim chciałabym zostać w przyszłości. Nawet gdy już podjęłam decyzję, niezbyt wierzyłam, że podołam. Nie umiałam rysować ani szyć, a wydawało mi się, że bez tego nie mogę być projektantką – opowiada.Ale nauczyła się na studiach w London College of Fashion. W 2005 roku zaprojektowała kolekcję dyplomową, od której wszystko się zaczęło. – Byłam zainspirowana Bauhausem i hasłem, że forma podąża za funkcją. Oznaczało to, że jeśli coś jest użytkowe, będzie z definicji piękne. To wartości, które do dziś są aktualne i ważne w mojej firmie – tłumaczy. Po obronie dyplomu zamiast pójść tradycyjną drogą dla studentów projektowania i starać się o staż w dużym domu mody, postanowiła wrócić do Budapesztu i zacząć pracować nad swoimi kolekcjami.


Przełomem okazał się 2016 rok. Do firmy na stanowisko dyrektora zarządzającego dołączył Peter Baldaszti, narzeczony Sandry. Udało mu się pozyskać inwestora, dzięki czemu Nanushka pokazała kolekcję podczas tygodnia mody w Nowym Jorku. Firma rozrastała się, zaczęła być rozpoznawalna za granicą. Prasa zainteresowała się nieznaną marką z Węgier. Teraz jej projekty mają w szafie wszystkie influencerki. Chodzi w nich też sama Sandra. – 70 procent zawartości szafy to moje projekty. Reszta jest z drugiej ręki. Czasami zaglądam też do lumpeksów i wynajduję dżinsy albo koszule, w których wymieniam guziki dla urozmaicenia. Jeśli chodzi o znane, luksusowe marki, wybieram z nich tylko dodatki: buty, torebki, biżuterię. Nie potrzebuję niczego innego, to, co projektuję, wystarczająco odzwierciedla moją osobowość i prywatny styl. Kiedy ktoś prosi o opisanie, jaka jest Nanushka, zwykle odpowiadam, że to połączenie minimalizmu ze współczesną bohemą. Minimalizm, bo staramy się, by wszystko było praktyczne i wielofunkcyjne. Współczesna, czyli odnajdująca się w codziennym, miejskim życiu. Bohema, bo mam też w sobie coś z nomadki, która żyje blisko natury, docenia jej siłę i duchową stronę – mówi.
Cały tekst przeczytasz w lutowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.