Mąż fotografki, ojciec artystycznie uzdolnionych córek, brat wybitnej poetki i miłośnik wielkich aktorek fotografował nie tylko wierzby, z czego jest najbardziej znany. Edward Hartwig ma w swym dorobku niezliczone kobiece portrety i akty. To im poświęcono kameralną warszawską prezentację czarno-białych zdjęć, zatytułowaną „Another Vision of a Woman”, otwartą w 20. rocznicę śmierci artysty.
Stworzył własną koncepcję fotografii artystycznej – fotografiki. Niedawne prezentacje jego dzieł, choćby udział w zbiorowej wystawie w krakowskim MUFO zatytułowanej właśnie „Fotografika” czy monograficzne „Wywoływanie” na Vintage Photo Festiwalu w Bydgoszczy, pokazują, że dorobek Edwarda Hartwiga nadal w intrygujący sposób rezonuje ze współczesnością. Hartwig, wierzący, że fotografia jest sztuką, która korzysta z unikalnych środków wyrazu, niewątpliwie zasłużył na pogłębione badania jego twórczości, ale też na ponowne włączenie go w aktualny obieg kultury wizualnej. I takie intencje – przybliżenia kadrów artysty szerszej, niekoniecznie profesjonalnie zajmującej się fotografią publiczności – przyświecały kuratorom wystawy „Another Vision of a Woman”. Można na niej oglądać dwadzieścia czarno-białych wybranych fotografii Hartwiga poświęconych kobietom oraz kilkadziesiąt innych w formie multimedialnego pokazu na ekranie. Kuratorami wystawy są córka fotografa Danuta Hartwig-Saulewicz, z której cyfrowego archiwum pochodzą zaprezentowane prace, Anna Mielech, Stan Atava i Mirosław Sobolak.
Edward Hartwig: W domu kobiet
Na krótko przed wernisażem oglądam wybór fotografii przygotowany na wystawę. Na jednym ze zdjęć graficzne układy nagiego kobiecego ciała, białe na czarnym, przynoszą skojarzenia ze zdjęciami współczesnych artystek – Anety Grzeszykowskiej i Zofii Kulik. Dalej: wyrazista twarz dziewczyny, która w czarnych rękawiczkach trzyma biały papier – ikoniczna fotografia z lat 60., która działa na widza z taką mocą, jakby zrobiona była wczoraj. Ciała i twarze kobiet wpisane we wzory i w powidoki natury złapane przez obiektyw w podróży podczas dokumentacji teatralnej albo w spontanicznej sesji z córką Danusią w roli modelki. Na niektórych można rozpoznać twarze polskich aktorek podziwianych przez Hartwiga: Lucyny Winnickiej, Bożeny Kurowskiej, Krystyny Jandy, Barbary Wrzesińskiej. Bohaterkami innych zdjęć były koleżanki córki fotografa, studiujące z nią na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
– Ojciec był bardzo związany z kobietami, podziwiał je i szanował, bo też żył w „domu kobiet” – opowiada Danuta Hartwig-Saulewicz. – Mieszkała z nami babcia, była moja matka Helena Hartwig, też uznana fotograficzka, byłyśmy my córki. A poza tym była jeszcze siostra ojca, Julia Hartwig, wspaniała poetka, która pisała wstępy do jego książek fotograficznych. Ponieważ tata sporo pracował w teatrach, najbardziej fascynowały go aktorki, między innymi przepiękna Tamara Pasławska, którą portretował. On w ogóle kochał kobiety, z czym nasza mama miała oczywiście problem, ale to właśnie kobiety miały na niego największy wpływ. Dlatego tym razem to nie słynne pejzaże Hartwiga, ale kobiety stały się tematem wiodącym tej wystawy. Bo to się im – nam – po prostu należy!
Ojciec fotograf, córka modelka
Danuta Hartwig wspomina rodzinne mieszkanie w Alejach Jerozolimskich w Warszawie, dokąd przeprowadzili się po wojnie i gdzie ojciec prowadził swego rodzaju salon towarzysko-kulturalny. – Ponieważ tata zajmował się między innymi robieniem zdjęć teatralnych, znał mnóstwo artystów, pisarzy, aktorów i aktorki. Pod nami była kawiarnia, tak zwany Kopciuszek, i oni wszyscy się tam spotykali. A potem wpadali do nas i siedzieli do późna w nocy. Byłam dzieckiem, ale wciąż pamiętam, jak przychodził Adolf Dymsza, który zawsze wszystkich rozśmieszał, czy aktor i śpiewak Tadeusz Olsza. Podglądałam ich i byłam zafascynowana tym światem, dlatego potem z przyjemnością pomagałam ojcu w zdjęciach teatralnych, byłam jego asystentką.
To właśnie w tym mieszkaniu przy Alejach Jerozolimskich 31, za zasłoną w korytarzu była zastawiona miskami, wiadrami i odczynnikami ciemnia Hartwiga. Córka od dziecka była jego modelką, na wystawie można zobaczyć subtelny portret Danuty w popularnej w latach 50. i 60. przezroczystej pelerynie z kapturem.
– Już na porodówce ojciec robił dokumentację mojej osoby – śmieje się Danuta Hartwig. – Mam wiele wspomnień z naszej współpracy. Na przykład kiedy w latach 60. przygotowywał album w Jugosławii. Braliśmy prześcieradła i jechaliśmy aż pod granicę albańską, gdzie były stare drzewa oliwne, które miały po 500 lat. On mnie owijał w te prześcieradła i fotografował. Te zdjęcia były potem pokazywane w Zachęcie. Niestety nigdy do nas nie wróciły.
Z czasem Danuta Hartwig-Saulewicz zajęła się dbaniem o rodzinną fotograficzną schedę organizowaniem wystaw prac ojca, między innymi wspólnie z kuratorem, szefem Galerii ZPAF Markiem Grygielem. Z kolei siostra Danuty, Ewa Hartwig-Fijałkowska, sama została fotografką i jest członkinią Polskiego Związku Artystów Fotografików. Za jej sprawą otworzyła się właśnie również – także w rocznicę śmierci Edwarda Hartwiga – wystawa „Kolor, czy...?” (w galerii Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie; potrwa do 30 listopada 2023). Można na niej oglądać fotografie z lubelskiego zbioru artysty przekazane instytucji w darze przez córkę.
Edward Hartwig: pejzaże, zorze i mgły
Urodzony w 1909 roku Edward Hartwig niemal całe swoje długie życie zajmował się czynnie fotografią, której tajników uczył się jako dzieciak od ojca, Ludwika Hartwiga, właściciela zakładu fotograficznego. Młody fotograf, urzeczony zdjęciami słynnego piktorialisty Jana Bułhaka, zaczynał od pejzażu, który traktował jednak po swojemu.
– Pamiętam, że kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Lublinie, ojciec wstawał bardzo wcześnie: czwarta czy piąta rano, żeby robić zdjęcia o świcie – opowiada pani Danuta, którą często budziło trzaśnięcie zamykanych przez ojca drzwi. – O tej porze były niesamowite mgły, więc Hartwig był później przez pewien czas nazywany „mglarzem”. Te pierwsze zdjęcia – wierzby i krajobrazy zanurzone w wielkiej mgle – budziły później sensację, nie tylko w kraju, ale i za granicą.
Córka przytacza jeszcze jedną opowieść pokazującą, jak niezwykle wrażliwy na piękno natury był Hartwig. – Kiedy w 1944 roku Rosjanie wkroczyli do Lublina, ojciec został aresztowany i zesłany do obozu pracy w Jagle na dalekiej północy Rosji. I tam, w tym obozie, zobaczył po raz pierwszy w życiu zorzę polarną. Opowiadał, że kiedy ujrzał te migoczące kolory, był wniebowzięty, szczęśliwy, pomimo tego, co na katordze przeżywał. Takie momenty pozwalały mu przetrwać trudne lata zesłania.
W latach 30., po studiach w wiedeńskim Instytucie Graficznym pod kierunkiem Rudolfa Koppitza, Hartwig porzucił romantyczny piktorializm i wkroczył w nowoczesność, eksperymentując, szukając efektów graficznych w fotografii, a nawet zbliżając się do abstrakcji. Znany głównie z czarno-białych zdjęć, od lat 90. coraz mocniej zagłębiał się w kolorową fotografię, którą także posiada w archiwach jego córka, tak komentująca „kolorowy” okres w twórczości ojca: – Mało kto wie, ale ojciec w początkach swej twórczości chciał być malarzem. Jeździł na plenery do Kazimierza i zabierał nas ze sobą. Miał tam zaprzyjaźnionych malarzy, jak Władysław Filipiak czy Zenon Kononowicz. Niestety, obrazy ojca i jego wczesne archiwum zaginęły w czasie wojny.
Edward Hartwig: W stronę nowoczesności
Prace pokazywane na wystawie „Another Vision of a Woman” – czarno-białe akty i portrety kobiece z paru dekad 80-letniej pracy twórczej fotografa – od lat 50. do 80., pokazują Hartwiga na wskroś nowoczesnego, odrębnego, wciąż aktualnego. Mają silny rys graficzny, proponują śmiałe skróty perspektywiczne i nietypowe ustawienie aparatu wobec fotografowanej modelki. Traktują ciało jak znak i nawiązują do pop-artu czy ekspresjonizmu abstrakcyjnego. Można na nich zauważyć charakterystyczne dla jego zdjęć warstwy, powidoki, wielokrotne ekspozycje.
– Mam świadomość, że na dwudziestu fotografiach trudno przekazać pełen wymiar aktywności twórczej artysty, ale można obserwować jego różne sposoby pracy z fotografią – mówi Mirosław Sobolak. – Zdjęcia nie są oznaczone datami powstania ani tytułem, bo Hartwig unikał nazywania swoich dzieł. Czasem robili to organizatorzy kolejnych wystaw, ale on sam mówił, że odbiorca musi samodzielnie nadać obrazowi tytuł i samodzielnie odczytać, co w nim widzi. I to w sposób fenomenalny sprawdza się, kiedy po kilkudziesięciu latach dostrzegamy w tych pracach aktualne, bliskie nam przesłania. Nieustannie pozostaję pod wrażeniem, że te „obrazy fotograficzne”, które oglądamy po upływie dekad od powstania, absolutnie korespondują ze współczesnością. Że już wtedy Hartwig osiągnął poziom w fotografii analogowej, jaki dzisiaj realizowany jest za pomocą zaawansowanych programów komputerowych.
Po warszawskiej prezentacji, dzięki współpracy z kuratorką wystawy Anną Mielech, wystawa pojedzie do Madrytu, gdzie od 22 listopada do 12 grudnia 2023 będzie prezentowana w galerii przy klubo-restauracji Varsovia (nazwanej tak od piosenki Joy Division). To jedno z miejsc spotkań miejscowej bohemy w kultowej dzielnicy Malasaña, gdzie rodził się rebeliancki ruch La Movida, znany choćby dzięki filmom Pedra Almodóvara. Czy fotografia polskiego klasyka Edwarda Hartwiga zadomowi się na dłużej w tym zakątku undergroundowej kultury miejskiej i zdobędzie tam nowych fanów? To możliwe, bo idealnie wtapia się w atmosferę miejsca, w którym, jak mówią lokalsi, „każdy jest artystą”.
Wystawę „Edward Hartwig: Another Vision of a Woman” można oglądać do 17 listopada 2023 w przestrzeni wystawowej LFS ART GALLERY w Al. J.Ch. Szucha 3/2 w Warszawie, czynnej od poniedziałku do piątku od 10 do 16
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.