„W trakcie weekendu otworzyłam skrzynkę, aby sprawdzić pocztę, i znalazłam kilka listów od dziewczyn, które najwyraźniej wcześniej tu były. Pod jednym z nich widniał podpis »Język Jaszczurki«” – pisze Priscilla Presley razem z Sandrą Harmon w książce „Priscilla. Elvis i ja”. To właśnie na podstawie tej opowieści powstał film Sofii Coppoli „Priscilla”. Z okazji książkowej premiery przytaczamy jej fragment.
Jeden sukces owocował kolejnym. Od czasu swojego telewizyjnego show Elvis bardzo chciał ponownie zacząć występować przed publicznością na żywo, aby udowodnić wszystkim, że nie stracił werwy. Szukając najlepszego źródła szybkiego dochodu, Pułkownik zawarł umowę z niemalże ukończonym hotelem Las Vegas International. Elvis miał występować tam przez miesiąc za gażę w wysokości pół miliona dolarów.
Występy w Vegas były tym, czego potrzebował, aby udowodnić, że wciąż może oczarować publiczność na koncercie. To było to, co kochał najbardziej i robił najlepiej. Ale też stanowiło ogromne wyzwanie.
Od lat nie pracował tak intensywnie głosem, a teraz musiał występować dwa razy jednego wieczoru przez dwadzieścia osiem dni z rzędu. Zaniepokojony, zastanawiał się, czy sprosta temu zadaniu, czy przyciągnie tłumy i zapełni widownię, czy będzie w stanie utrzymać zainteresowanie publiczności przez pełne dwie godziny. Chciał, aby ten nowy rozdział został zaakceptowany, czuł, że teraz ma do zaoferowania coś więcej niż tylko rockandrollowe wygibasy.
Był to kluczowy moment w jego karierze, do tego obarczony dodatkową presją związaną z bezprecedensowym honorarium i faktem, że Las Vegas było jedynym miastem, w którym trzynaście lat wcześniej, w 1956 roku, jego występ zakończył się klapą.
Nie należał do osób, które wyjdą i powiedzą: „boję się”. Ale ja dostrzegłam to w jego zachowaniu, w drżeniu lewej nogi i stukaniu stopą. Dusił w sobie lęki i emocje tak długo, że czasami nagle wybuchał i rzucał się na każdego, kto się nawinął. Pewnego wieczoru podczas kolacji Elvis powiedział, że martwi się o swoją fryzurę, a ja wspomniałam, że widziałam billboard Ricky’ego Nelsona na Sunset Boulevard. Miał długie i lekko falujące włosy, co wydawało mi się niezwykle atrakcyjne. Niewinnie zasugerowałam, by Elvis rzucił na to okiem.
– Czyś ty, do cholery, zwariowała? – krzyknął. – Po tych wszystkich latach, kiedy Ricky Nelson, Fabian, cała ta grupa mniej lub bardziej poszła w moje ślady, ja miałbym teraz ich kopiować? Kobieto, ty chyba zdurniałaś!
Wściekły, wstał od stołu. Zawsze uważano go za oryginała, teraz jednak obawiał się, że w Vegas nawet to nie wystarczy. Wiedziałam, że zraniłam jego ego, i przeprosiłam go za to.
Podczas przygotowań występu w Internationalu Elvis zrobił wszystko, co w jego mocy. Był w szczytowej formie – na naturalnym haju zupełnie niezależnym od tabletek. Szczuplejszy i sprawniejszy fizycznie niż kiedykolwiek wcześniej.
(…)
Przed wyjazdem z Los Angeles Elvis przez dziesięć dni odbywał próby w RCA Sound Studios, a następnie przez cały tydzień przed premierą szlifował swój występ. To było wydarzenie lata w Vegas. Przed rozpoczęciem koncertu Pułkownik Parker doprowadził publiczność do białej gorączki.
W całym mieście pojawiły się billboardy. Na trzecim piętrze Internationalu biura administracyjne tętniły życiem. Żaden inny artysta przybywający do Vegas nigdy nie wzbudził takiego zainteresowania. W lobby hotelowym znajdowało się pełno gadżetów dotyczących Elvisa – zdjęcia, plakaty, koszulki, pluszaki, balony, płyty, pamiątkowe programy. Można by pomyśleć, że do miasta przyjeżdża cyrk Barnum & Bailey.
W domu również wszyscy się gorączkowali, bo dziewczyny zastanawiały się, w co się ubrać na otwarcie.
– Chcę, żebyś wyglądała wyjątkowo, kochanie – powiedział Elvis. – To wielka noc dla nas wszystkich.
Zanim znalazłam właściwy strój, odwiedziłam każdy butik w West LA.
Chociaż od ostatniego występu Elvisa na żywo minęło dziewięć lat, nie można było tego po nim poznać. Gdy tylko wszedł na scenę, publiczność zaczęła wiwatować i nie przestawała przez całe dwie godziny, gdy Elvis śpiewał „All Shook Up”, „Blue Suede Shoes”, „In the Ghetto”, „Tiger Man” i „Can’t Help Falling in Love”. Mieszał stare z nowym, szybkie i pełne pasji rytmy z nutką liryzmu i romantyczności. To był pierwszy raz, kiedy widziałam Elvisa na żywo. Żeby zrobić mi niespodziankę, trzymał mnie z dala od prób. To wszystko mnie oszołomiło. Na koniec zostawił publiczność wciąż wiwatującą i błagającą o więcej.
Wśród gwiazd, które przyszły za kulisy, aby pogratulować mu po występie, znalazł się Cary Grant. Jednak najbardziej wzruszającym momentem było przybycie Pułkownika Parkera, ze łzami w oczach pytającego, gdzie jest jego syn. Wtedy Elvis wyszedł z garderoby i obaj mężczyźni się objęli. Wierzę, że w tym momencie triumfu wszyscy czuli ogromne emocje.
(…)
W International Hotel byli zachwyceni występem Elvisa i wpływami do kasy. Następnego dnia podpisali z Pułkownikiem pięcioletni kontrakt na występy Elvisa dwa razy w roku, zwykle w tym samym czasie, w styczniu i sierpniu, za niespotykaną wówczas gażę w wysokości miliona dolarów rocznie.
Na cały miesiąc swojego pobytu w Vegas Elvis dosłownie zawładnął tym miejscem, na każdym koncercie sala była wypełniona po brzegi, podczas gdy tysiące innych osób nie dostały się na żaden występ. Gdziekolwiek by spojrzeć, widzieliśmy tylko imię ELVIS – w telewizji, gazetach, na banerach i billboardach. Król powrócił.
Początkowo triumf Elvisa w Las Vegas na nowo ożywił nasze małżeństwo. Mój mąż wydawał się inną osobą. Znowu poczuł się pewnie jako wykonawca, poza tym nadal kontrolował wagę i codziennie ćwiczył karate.
Po raz pierwszy poczułam też, że funkcjonujemy jako zespół. Odbyłam kilka podróży do Nowego Jorku, żeby znaleźć unikalne akcesoria, które mógłby nosić na scenie. Kupiłam szale, biżuterię i czarny skórzany pasek z ogniwami łańcucha, który Bill Belew skopiował później do słynnych pasów w kombinezonach Elvisa.
Wspaniale było widzieć, że Elvis znów jest zdrowy i szczęśliwy, a najbardziej podobały mi się nasze pierwsze dni w Vegas. International zapewnił elegancki apartament z trzem sypialniami, który przekształciliśmy w tymczasowy dom. Podczas występów zawsze siedziałam przy tym samym stoliku z przodu; nigdy nie miałam dość jego śpiewania. Był spontaniczny i zawsze potrafił czymś zaskoczyć.
Czasami po jego występie o północy oglądaliśmy innych wykonawców grających w Vegas lub do białego rana bawiliśmy się w kasynie. Innym razem odpoczywaliśmy za kulisami i przyjmowaliśmy odwiedziny artystów urzeczonych jego występem. Po raz pierwszy towarzyszyłam Elvisowi w szczytowym momencie jego kariery.
(…)
W początkowym okresie dawania regularnych koncertów my, dziewczyny, często go odwiedzałyśmy. Przylatywałyśmy na weekend, czasami zabierałyśmy dzieci, spędzałyśmy razem trzy lub cztery dni, a potem wracałyśmy do domu.
Kiedy nie byliśmy razem, robiłam Lisie setki zdjęć i kręciłam mnóstwo filmików. Tak szybko się rozwijała i nie chciałam, by Elvis coś przegapił. Codziennie otrzymywał swoje – jak je nazywałam – zestawy, w tym nagrania magnetofonowe, na których uczyłam Lisę nowych słów. Co tydzień, tuż po przyjeździe, naklejałam na lustro w jego pokoju różne zdjęcia, aby przypomnieć mu, że ma żonę i dziecko.
Podczas kilku pierwszych występów wciąż był dość onieśmielony z powodu utrzymujących się wątpliwości, czy publiczność go zaakceptuje. W tym okresie nie interesowały go żadne zewnętrzne sprawy ani flirty – maksymalne skupienie na codziennych próbach i występach każdego wieczoru wykluczało wszystko inne.
Później nabrał pewności siebie. Podziw tłumów przeniósł go z powrotem w czasy triumfów z początku lat pięćdziesiątych i po miesiącu nocnych aplauzów trudno mu było zejść na ziemię. Jego nazwisko na ogromnym banerze Internationalu miało zostać zastąpione przez kolejną supergwiazdę. Biura na trzecim piętrze miały się opróżnić, a telefony w sprawie rezerwacji zamilknąć.
Podekscytowany, opromieniony blaskiem i jednocześnie rozhisteryzowany, wrócił do domu i z trudem przyjął rolę męża i ojca. A dla mnie to, że nie mogłam mu zastąpić uwielbienia tłumu, stało się prawdziwym koszmarem.
W domu w Los Angeles przebywali tylko najbliżsi – i panowała typowo rodzinna atmosfera. Elvis nie potrafił poradzić sobie z tak dużą zmianą i wkrótce nabrał zwyczaju pozostawania w Vegas przez kilka dni – a czasem tygodni – po występie. Chłopcom coraz trudniej było radzić sobie z konfliktem między pracą dla Elvisa a własnym życiem domowym.
Oszalały z powodu bezczynności i nudy Elvis stał się drażliwy i wybuchowy, a stan ten pogorszyła jeszcze dekstroamfetamina, którą znowu zaczął przyjmować, aby kontrolować wagę.
Czasami, by ułatwić sobie powrót do domu, Elvis nalegał, abyśmy wszyscy wsiedli do samochodów i pojechali do Palm Springs. Od czasu naszego ślubu spędziliśmy tam wiele weekendów, opalaliśmy się, oglądaliśmy mecze i nocną telewizję, ale po urodzeniu Lisy moje potrzeby się zmieniły. Upał Palm Springs za bardzo małą męczył, długa jazda nudziła, a bezczynność życia w kurorcie – nużyła. Pewnego weekendu zasugerowałam:
– Elvisie, a może pojedź tam sam z chłopakami?
Od tego czasu chłopcy urządzili się po swojemu w naszym ustronnym domu na pustyni. Wprawdzie, my, żony, byłyśmy niekiedy zapraszane, ale teraz Elvis traktował Palm Springs jako swój prywatny azyl.
Wyjaśnił, że takie wyjazdy mu służą, bo ma szansę na różne przemyślenia i spędzenie czasu z ekipą. W rzeczywistości był zagubiony. Nie wiedział, co ze sobą zrobić po Vegas. Uciekł w mocniejsze, niepotrzebnie przepisane leki, aby podnieść się na duchu i odeprzeć nudę.
Po podbiciu Vegas uzgodniono, że Elvis powinien wrócić w trasę. Pułkownik natychmiast zaczął rezerwować imprezy w całym kraju, zaczynając od imponującej serii sześciu wyprzedanych koncertów na stadionie Houston Astrodome, które zarobiły ponad milion dolarów w trzy noce.
Do Teksasu Joanie, Judy i ja przyleciałyśmy wieczorem prywatnym odrzutowcem. Spojrzałam w dół na Astrodome i trudno mi było uwierzyć własnym oczom. Długość boiska piłkarskiego – wszystko wyprzedane. Zrobiłam się nerwowa. Mogłam sobie wyobrazić, co czuł Elvis.
On również uznał to miejsce za przytłaczające.
– Cholera – powiedział, gdy wszedł tam po raz pierwszy. – Oczekują, że wyprzedam wszystkie bilety na tym sukinsynie? Przecież to jakiś pieprzony ocean.
Choć czuł się przytłoczony przez gigantyczny obiekt, i tak zelektryzował publiczność. W Houston nastąpiło pierwsze starcie z masową histerią. Limuzynę zaparkowano strategicznie tuż przy drzwiach na scenę, aby Elvis mógł natychmiast uciec. Mimo to wrzeszczący fani otoczyli samochód, gorączkowo wykrzykując imię swojego idola, wręczając mu kwiaty i próbując go dotknąć.
Koniec końców, to Houston okazało się jeszcze większym triumfem niż Vegas. Król rock and rolla powrócił na szczyt. Napięcie związane z utrzymaniem uwagi mediów dopiero się zaczynało i przez chwilę wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo trasa koncertowa Elvisa miała nas rozdzielić i że tak naprawdę był to początek końca. Po Houston Elvis zaczął podróżować po kraju i dawać pojedyncze koncerty. Latał w dzień, próbując złapać trochę snu, aby utrzymać wysoki poziom energii konieczny na scenie. Od 1971 roku koncertował więcej niż jakikolwiek inny artysta – przez trzy tygodnie bez ani jednego dnia przerwy i z dwoma występami w soboty i niedziele.
Tęskniłam za nim. Ciągle rozmawialiśmy o tym, że musimy spędzać razem więcej czasu, ale wiedział, że jeśli pozwoli mi do siebie dołączyć, nie będzie mógł odmówić prośbom kolegów, których małżeństwa również przechodziły trudne chwile w związku z długą rozłąką. Przez jakiś czas przylatywałyśmy do nich, ale nie trwało to długo. Elvis zauważył, że w obecności żon jego pracownicy nie wywiązują się ze swoich obowiązków, i ustanowił nową zasadę: żadnych żon w trasie.
(…)
W dniu, w którym Elvis zasugerował, żebym rzadziej przyjeżdżała do Vegas, naprawdę się zdenerwowałam i zrobiłam się podejrzliwa. Zdecydował, że my, żony, będziemy uczestniczyć tylko w koncertach inauguracyjnych i finałowych.
Wtedy wiedziałam już, iż będę musiała walczyć o nasz związek lub zaakceptować fakt, że to rozstanie na raty – tak jak w przypadku wielu par w show-biznesie. Jako małżeństwo nigdy nie usiedliśmy, by coś zaplanować. Elvis rozwijał się i dawał z siebie wszystko jako artysta, ale jako mąż i żona potrzebowaliśmy wspólnej przestrzeni.
Dopóki żył z dala ode mnie i Lisy i w dodatku wyłącznie w męskim towarzystwie, szanse na przetrwanie naszego małżeństwa były naprawdę marne. Wszystko sprowadzało się do tego, jak długo jeszcze będę w stanie znieść rozłąkę. Elvis chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. A teraz, gdy trasy koncertowe i długoterminowe zobowiązania jeszcze bardziej oddaliły go od rodziny, zdałam sobie sprawę, że nasze marzenia o byciu razem już nigdy się nie spełnią. Z trudem wierzyłam, że Elvis zawsze był mi wierny, a im bardziej trzymał nas z daleka, tym bardziej stawałam się podejrzliwa.
Teraz podczas wyjazdów do Vegas czułam się bardziej komfortowo na koncertach otwarcia. Zawsze był wtedy bardzo skupiony na show i wiedziałam, że mnie potrzebuje. Podczas koncertów finałowych dręczył mnie niepokój. Minęło zbyt wiele dni – wystarczająco dużo czasu – by w moich myślach pojawiły się podejrzenia. Obsługa widowni zawsze sadzała w pierwszych rzędach, przed którymi miał występować, same piękności. Zaciekawiona, przyglądałam się ich twarzom, obserwując uważnie Elvisa, aby sprawdzić, czy śpiewa dla jakiejś dziewczyny w szczególności. Byłam podejrzliwa wobec wszystkich i bardzo cierpiałam – nigdy jednak nie umieliśmy o tym rozmawiać. Należało to zaakceptować jako część jego pracy. (…)
Elvis ciągle flirtował z publicznością i następnym razem, gdy zostałam sama w domu, zrozumiałam, że nie mam innego wyjścia, jak tylko rozpocząć własne życie.
Z tą myślą Joanie, moja siostra Michelle i ja zaplanowałyśmy krótką wycieczkę do Palm Springs. W trakcie weekendu otworzyłam skrzynkę, aby sprawdzić pocztę, i znalazłam kilka listów od dziewczyn, które najwyraźniej wcześniej tu były. Pod jednym z nich widniał podpis „Język Jaszczurki”. Z miejsca zareagowałam niedowierzaniem, a następnie oburzeniem. Zadzwoniłam do Vegas i zażądałam, aby Joe znalazł Elvisa i przyprowadził go do telefonu. Kiedy powiedział, że Elvis śpi, powiedziałam mu o listach i uparłam się, że muszę z nim porozmawiać. Obiecał, że Elvis zadzwoni, jak tylko wstanie. Zrobił to, ale to oczywiste, że Joe poinformował go o sytuacji, a Elvis miał już gotowe wytłumaczenie. To tylko fanki, a jeśli twierdzą, że kiedykolwiek zaprosił je do domu, to chyba postradały zmysły, poza tym to tylko słowo przeciwko słowu. Jak zwykle na koniec przeprosiłam za postawienie go w niezręcznej sytuacji, ale w tym momencie wszystko było jasne.
(…)
Mój pogląd na życie ukształtował Elvis. Weszłam do jego świata jako młoda dziewczyna, a on zapewnił mi absolutne bezpieczeństwo. Nie ufał nikomu z zewnątrz, unikając zagrożenia dla związku z obawy, że to zniszczy jego dzieło, jego ideał. Nie był w stanie przewidzieć tego, co działo się w wyniku jego przedłużającej się nieobecności w domu. Rozpoczynał się ważny dla mnie okres. Wciąż obawiałam się tych rozstań, czułam, że nasza miłość nie ma granic, że jestem jego i jeśli będzie chciał, żebym się zmieniła, zrobię to. Przez lata w moim świecie nie istniało nic poza nim, a teraz, gdy zniknął na dłuższy czas, stało się to, co nieuniknione. Zaczęłam budować własne życie, zapewniać sobie poczucie bezpieczeństwa i odkrywać, że poza naszym małżeństwem istnieje cały świat.
Przez lata koncertowania w Vegas zaczęła narastać presja z różnych stron. Pojawiło się więcej gróźb śmierci i pozwów sądowych, w tym o rzekome ojcostwo, i oskarżeń o napaść i pobicie. Zazdrośni mężowie twierdzili, że widzieli Elvisa flirtującego z ich żonami, a kobiety nieustannie zarzucały Sonny’emu i Redowi obmacywanie. Elvis miał już tego dość, zaczęła go też nudzić powtarzalność występów. Siłą rzeczy próbował zmienić format, wtedy jednak poczuł, że nowy show nie ma już takiego tempa jak poprzedni. Tu i tam dodawał kilka piosenek, potem jednak i tak wracał do wcześniejszego schematu. Sugestie, aby dokonał zmian przed następnym występem w Vegas, tylko zwiększyły presję.
Znudzony i niespokojny, zaczął brać coraz więcej leków. Myślał, że spid pomaga mu uciec od destrukcyjnego myślenia, podczas gdy dawał mu tylko fałszywą pewność siebie i wywoływał nienaturalną agresję. Zaczął tracić dystans do siebie i innych. A ode mnie coraz bardziej się oddalał.
Książka „Priscilla. Elvis i ja” ukazała się nakładem Społecznego Instytutu Wydawniczego „Znak”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.