Na ekranie jednocześnie uwodzi i odpycha. Jest jednym z najpopularniejszych aktorów w Europie. Za rolę w filmie „Wielka wolność” dostał nominację do Europejskich Nagród Filmowych. Franz Rogowski, który zagrał we wchodzącym właśnie na ekrany filmie „Disco Boy”, opowiada, jakim wyzwaniem była dla niego rola żołnierza zatracającego się w tańcu.
Podobno nie chciałeś zagrać w „Disco Boyu”?
To prawda. Kiedy reżyser Giacomo Abbruzzese do mnie zadzwonił, poprosiłem go o spotkanie. Przegadaliśmy projekt, przeczytałem scenariusz i powiedziałem: „Nie”. Rok później dostałem nową wersję scenariusza, która dla mnie była dokładnie taka sama jak poprzednia. Znów odmówiłem. Za trzy lata reżyser zadzwonił ponownie, co już mnie – szczerze mówiąc – trochę zirytowało.
Rozłączyłeś się?
Nie, powiedziałem: „Dobra, zróbmy już ten film!”. Zaimponował mi jego upór. I teraz jestem szczęśliwy, bo efekt mnie satysfakcjonuje.
Dlaczego wcześniej odmawiałeś?
Ze względu na deskryptywność tekstu. Czułem, że konstrukcja scenariusza powoduje, że problemy, o których chcemy mówić, nie są pokazane, lecz zaledwie opisane. Myślałem wręcz, że na planie będziemy na ten temat dyskutować. Ale Giacomo jest bardzo uparty. Jeśli czegoś naprawdę chce, to zrobi dużo, by to dostać. Mieliśmy bardzo intensywny okres przygotowawczy i równie intensywne zdjęcia. Realizowaliśmy jego autorską wizję. I dzięki temu film dostał się na festiwal filmowy w Berlinie.
Grasz Aleksieja, chłopaka pełnego sprzeczności. Jest żołnierzem i tancerzem. W armii pozuje na twardziela, a gdy zdejmuje mundur, staje się delikatny i wrażliwy.
Pokazanie wewnętrznego konfliktu Aleksieja było dla mnie bardzo ważne. To bohater, który pochodzi z bardzo heteronormatywnej społeczności, gdzie obowiązywało binarne rozróżnienie na to, co męskie i niemęskie. Taki podział jest bardzo przemocowy, prowadzi do napięć i wyklucza osoby, które nie chcą się temu podporządkować.
Aleksiej stara się sprostać tej normie, ale nosi w sobie pęknięcie, które uwalnia jego stłumione emocje oraz część jego niewyrażonej osobowości. Takich skonfliktowanych wewnętrznie bohaterów szukam w kinie.
Jako twórcy jesteście szczerzy. Pokazujecie, jaki jest koszt dopuszczenia do głosu tej skrywanej części siebie.
Kiedy ona zaczyna się wyrażać, mój bohater się rozpada. Ale składa się na nowo, by już nie udawać kogoś, kim nie jest. Stwarza wielobarwną, różnorodną tożsamość. To wspaniałe wyzwanie dla aktora, bo zmiana w psychice bohatera przekłada się też na jego fizyczność. Postać po transformacji jest kimś innym i trzeba szukać sposobów na wyrażenie tego.
To twój kolejny film podejmujący ten temat obok świetnych „Przejść” Iry Sachsa, gdzie grasz Tomasa, nieheteronormatywnego artystę. Film Sachsa jednocześnie pokazuje, że geje też mogą być toksyczni. Taki mocny przekaz jest dla ciebie ważny przy wyborze roli?
Cóż, cokolwiek robimy, jest wyrazem naszego spojrzenia na rzeczywistość. Życzyłbym sobie, byśmy potrafili zaakceptować odmienne od naszych poglądy i nie bali się różnorodności, choć często czujemy się z tym niekomfortowo. Chciałbym żyć w świecie, w którym filmy prezentujące niewygodne, odmienne wizje świata nie są eliminowane z najważniejszych festiwali. Dzisiaj wymiana perspektyw i dyskusja są nam bardzo potrzebne.
Obecnie dialog jest wyjątkowo trudny. Na pewno słyszałeś opinie, że „Przejścia” to film obrażający gejów.
Taki jest koszt wymiany myśli – zawsze ktoś poczuje się dotknięty. Jestem bardzo zaniepokojony tym, że podejmowanie niektórych tematów uznaje się za niewłaściwe. O pewnych sprawach boimy się mówić niezależnie od tego, po której stronie stoimy. Sami zamykamy sobie usta. Jestem otwartym, ciekawym inności człowiekiem i powiem szczerze: nie mam nic przeciwko obejrzeniu filmu autorstwa heteroseksualnego seksisty. Pod jednym warunkiem: ma to być dobre kino, niezależnie od tego, o jakie idee walczy.
„Disco Boy” powstał w koprodukcji m.in. z Polską. Na planie spotkałeś się z Robertem Więckiewiczem, Polacy byli w ekipie technicznej. Jak wspominasz tę współpracę?
Polscy twórcy są profesjonalistami, byli świetnie przygotowani, nie dochodziło do żadnych spięć. Dla porównania – zdjęcia we Francji były niezwykle chaotyczne, trudno było się tam odnaleźć. Polacy pokazali, jak powinno się robić kino.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.