Gdy opublikowaliśmy okładkę marcowego wydania „Vogue Polska”, na której Anja Rubik odsłania sutek, Instagram usunął zdjęcie ze względu na prezentowaną na nim nagość. „Sutkosceptycyzm algorytmu Mety jest odwzorowaniem patriarchalnego sposobu myślenia o ciele nie-męskim i o seksualności. Próba rozmontowania tej oczywistości jest ciosem w jego bardzo miękkie podbrzusze”, komentuje dla nas sex coach Marta Niedźwiecka.
W połowie stycznia rada doradcza Mety zarekomendowała zmianę polityki moderacji nagości na Facebooku i Instagramie. Rada uznała, że panujące zasady są niejasne, a powielając binarny podział na płcie, łamią prawa osób niebinarnych i transpłciowych. Rekomendacja potwierdziła progresywność poglądów rady. Mimo słusznej decyzji, w rzeczywistości nic się nie zmieniło. Kobiece lub wyglądające na kobiece sutki nadal są cenzurowane, a profile – dyscyplinowane obniżonymi zasięgami.
Cenzura to ukrywanie przed odbiorcą obrazów lub treści, które mogą spowodować szkody psychiczne lub moralne. I co do zasady, jej obecność w mediach społecznościowych jest uzasadniona. Chociażby przy okazji upowszechniania filmowanych aktów terroryzmu ISIS mogliśmy się przekonać, że wolność słowa i ekspresji powinna mieć ograniczenia. Ale nawet naiwny odbiorca kontentu wyczuwa różnicę między zdjęciem piersi a widokiem zmasakrowanego ludzkiego ciała. Dlaczego więc sutek rzekomo demoralizuje? Żeby to zrozumieć, trzeba zajrzeć pod podszewkę tego, co uznajemy za oczywiste w opowiadaniu o cielesności.
Warstwa pierwsza: Władza
Platformy Mety cenzurują sutki, bo mogą to robić i potrzebują to robić. Nie w imię obrony moralności, bo gdyby o to chodziło, na Facebooku i Instagramie działałaby realna ochrona przed szerzącymi nienawiść treściami o charakterze mizoginicznym, transfobicznym, homofobicznym czy rasistowskim. Meta nie dba o nasze morale ani o czystość naszych myśli, tylko odtwarza stare wzorce sprawowania władzy, które jej właściciele i twórcy mają głęboko zinternalizowane. Władzę utwierdza się przez regulowanie norm i dostępu do seksualności. Służą temu różne formy cenzury, często uznawanej za „naturalną”, czy ustalanie zasad, które mogą wydawać się absurdalne. Sam fakt ich istnienia potwierdza, że jest coś, co obejmujemy tabu. Te zasady i normy – niezależnie jak dziwaczne – powtarzane systematycznie i skutecznie, umacniają strukturę władzy i „porządek”, którego strzegą cyfrowi włodarze. Facebook i Instagram mają władzę niezwykle rozległą.
Cenzurowanie sutka jest też technologicznie prostsze niż budowanie i testowanie skomplikowanych struktur, które miałyby wychwytywać z kontekstu podżeganie do przemocy czy mowę nienawiści. Jeśli prostszą i tańszą metodą możemy osiągnąć cel, jakim jest posiadanie jakichś regulacji wokół ciała, to zróbmy to. Bo jakieś regulacje muszą powstać – inaczej świat zamieni się w dom rozpusty. Takie myślenie, w którym prewencją otaczamy przeróżne seksualne treści, aby nie dopuścić do szerzenia się potencjalnego zepsucia, pojawiło się w kulturze dawno temu.
Dyskusja wokół sutków nie zaczęła się ani dzisiaj, ani nawet w 2013 r., przy okazji zdjęć matek karmiących piersią umieszczanych na Facebooku. Przetaczały się przez amerykańską kulturę od lat 60. XX w. W 1968 r. dwie wielkie afery dotyczyły okładek płyt Johna Lennona i Yoko Ono („Two Virgins”) oraz Jimiego Hendrixa („Electric Ladyland”). Widnieje na nich dwójka nagich twórców oraz 19 zróżnicowanych rasowo dziewcząt w negliżu. Za goliznę i sutki dostawało się naprawdę waniliowym twórcom, jak Roxy Music („Country Life”, 1974) czy artsowym okładkom, takim jak album Surfer Rosa z 1988 r., nagrany przez Pixies. Żeby już nawet nie wspominać sutka Janet Jackson, który samowolnie opuścił stanik w czasie żywiołowego występu w trakcie rozgrywek Super Bowl w 2004 r. Rozmiar narodowego oburzenia wywołanego zbezczeszczeniem mistrzostw był nieporównywalny z poziomem refleksji nad brutalnością toczącej się podówczas wojny w Iraku. Afery wokół piersi są tak stare, jak cenzurowanie kobiecości.
Warstwa druga: Kobiecość
Cenzurowanie fragmentów kobiecego ciała jest elementem głęboko zakorzenionego przekonania, że takie ciało jest immanentnie obiektem seksualnym. W konsekwencji nie można sobie wyobrazić żeńskiego fragmentu, który nie wywoła erotycznego pobudzenia, bo właśnie do tego służy. Im bardziej osobiste fragmenty ciała są ukazywane, tym potężniejszy efekt seksualny zostanie wywołany. Pośrodku skali plasuje się sutek, który ma więcej mocy wzbudzania ekscytacji, niż dajmy na to łokieć, ale mniej niż pośladek. Oczywiście, okolice żeńskiego krocza są dwakroć bardziej niebezpieczne niż okolice pachy. A na samym szczycie tej klasyfikacji znajdują się wizualne reprezentacje waginy, która samym pojawieniem się ryje w umysłach odbiorców pentagramy pożądania. Nawet jeśli jej wizerunek jest elementem edukacji seksualnej.
Ciało żeńskie nie jest ciałem „ludzkim”, które seksualne bywa, gdy wejdzie w seksualny kontekst. Ono nie dysponuje wolnością, by w chwilach wolnych od uścisków i pojękiwania być ciałem studentki, matki, sportsmenki, przedsiębiorczyni lub właścicielki psa. Przynajmniej, jeśli się na nie spojrzy z pewnej perspektywy, a właśnie z takiej patrzy na nie algorytm Mety.
Jeśli ciało wygląda na żeńskie, mógłby powiedzieć bystry algorytm, to znaczy, że jest ciałem z kręgu podejrzeń, więc zawczasu należy je poddać cenzurze. Półnagie ciało mężczyzny nigdy nie wzbudzi podejrzenia algorytmu, ponieważ z dużym prawdopodobieństwem programował go cis mężczyzna lub cis mężczyzna wydawał polecenia dotyczące efektów programowania, dlatego też algorytm odzwierciedli jego sposób myślenia. A ten sposób myślenia jest pełen podejrzliwości wobec kobiecego ciała. I zdecydowanie za często traktuje to ciało jako obiekt.
Warstwa trzecia: Binarność
Sutkosceptyczny sposób myślenia wywodzi się z binarnego podziału płci, czego członkowie rady są świadomi i próbują nieco ową reakcyjność zatuszować. Nie kobiece ciało podlega ograniczeniom, ale ciało, które zostało uznane za kobiece. Może to być więc ciało osoby transpłciowej w dowolnym momencie jej_jego życia, ciało osoby niebinarnej, która posiada klatkę piersiową zbudowaną jak żeńska, albo ciało mężczyzny z ginekomastią. Ale do tej pory te wszystkie „wyjątki” (celowo podkreślam pryncypialność segregacji) były traktowane jako błąd statystyczny. Jakaś tam grupa ludzi, która po pierwsze jest nieuprzywilejowana, więc nie będzie skutecznie protestować. I tak mała, że z punktu widzenia biznesu nie ma co się nią zajmować. Najwyżej można ją ideologicznie naznaczyć, żeby postraszyć ostracyzmem i tym skuteczniej uciszyć.
Ale z czasem okazało się, że ta „mała grupa” to tak naprawdę większa połowa ludzkości – zawierająca w sobie zarówno cis kobiety, jak i rosnącą grupę osób transpłciowych, niebinarnych, interseksualnych czy też mężczyzn, którzy z patriarchalnym modelem świata się nie identyfikują. Ponieważ sutkosceptycyzm algorytmu Mety jest po prostu odwzorowaniem patriarchalnego sposobu myślenia o ciele nie-męskim i o seksualności, więc próba rozmontowania tej „oczywistości” jest ciosem w jego bardzo miękkie podbrzusze.
Tak naprawdę nie da się i nie ma po co określać, jakiej ktoś jest płci tylko poprzez spojrzenie na klatkę piersiową tej osoby. Przekraczając patriarchalny paradygmat, musielibyśmy decyzję o określeniu, kogo widzimy na danym zdjęciu czy filmie, pozostawić tej osobie (co samo w sobie jest wywrotowe, bo zwraca podmiotowość obserwowanej osobie), a jeszcze musielibyśmy posłuchać tych osób, które mówią do nas: „Co z tego, że moja klatka piersiowa wygląda ci na żeńską? Chcę być traktowana jako osoba”.
Oczywiście, że do rewolucji w patrzeniu na ciała rozwiązanie problemu sutków na zdjęciach nie wystarczy. Ale ich uwolnienie to krok we właściwą stronę. Pamiętajmy, że nasze myślenie najczęściej zaczyna się od patrzenia i niezwykle pochopnych osądów, które na podstawie tego patrzenia wydajemy. My zaś potrzebujemy nieoceniających spojrzeń i myślenia uwolnionego z tyranii binarności.
Muskając temat cenzurowania zdjęć piersi, docieramy do kilku jeszcze poważniejszych tematów. Kto i na jakich zasadach ustala normy panujące na wielkich platformach i z jakiego powodu użytkownicy nie mają na nie wpływu? Czy AI lub algorytmy są programowane tak, by eliminować uprzedzenia zawarte w umysłach ich twórców? Czy w XXI w. zmienimy sposób, w jaki opowiadamy o seksualności, nie tylko stawiając na inkluzywność, lecz także powoli pozbywając się przekonania, że wszystko, co seksualne, musi być podejrzane? Czy możemy, patrząc na zróżnicowane reprezentacje, nauczyć się niebinarnego spojrzenia, które zastąpi męskie spojrzenie (male gaze), na razie determinujące sposób, w jaki mężczyźni patrzą na kobiety i osoby, a także, w jaki kobiety patrzą same na siebie?
Piersi nadal nie są neutralne. Mają o wiele więcej wspólnego z władzą i polityką, niż byśmy sobie życzyli. Choć wydaje nam się, że władzy i polityki często dziś nie widać, media społecznościowe ustalają porządek naszych najzwyklejszych czynności – są z nami przy jedzeniu, w łóżku, w samochodzie, decydują o tym, co widzimy, jak myślimy i co wybieramy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.