Dziś przytuli, jutro podłoży nogę. Twoja serdeczna koleżanka. Uważaj na nią. Świat wreszcie dojrzewa do siostrzeństwa, a mimo to instytucja frenemies – rywalizujących ze sobą przyjaciółek – ma się niepokojąco dobrze.
Czy kobieca przyjaźń jest zawsze toksyczna? Oczywiście, że nie, jednak narracja, która dominuje w mediach i popkulturze, wzmacnia wiarę, że kobiety w przyjaźni nie grają fair. Ścigają się o zainteresowanie mężczyzn, rywalizują o stanowiska, walczą o tytuły lepszych matek albo sprawniejszych kochanek, spiskują, intrygują, obgadują, złorzeczą i źle życzą, również tym, z którymi są teoretycznie blisko, w serdecznej towarzyskiej czy zawodowej relacji. Zagraniczne serwisy lifestyle’owe właśnie donoszą o sezonie wielkich pojednań niegdysiejszych wrogiń, bo Kylie Jenner i Jordyn Woods znów spędzają razem czas, choć nie odzywały się do siebie od lat, a Kim Cattrall jednak daje się przekonać, by wystąpić w serialu „I tak po prostu…”, kontynuacji „Seksu w wielkim mieście”, mimo konfliktu z Sarah Jessicą Parker. Amerykański magazyn „W” opisuje sytuację i entuzjastycznie ogłasza „lato spod znaku pojednanych frenemies”, a ja chciałabym wiedzieć, dlaczego straszna instytucja frenemies wciąż ma się tak dobrze.
Od „Plotkary” do „Euforii”, czyli jak przyjaźnią się „Dziewczyny”
Słowo frenemy, sklejone z friend (przyjaciel) i enemy (wróg), nie ma co prawda polskiego odpowiednika, ale dla milenialsów i zetek jest rozpoznawalnym i używanym internacjonalizmem. Zresztą nawet gdy nie występuje w codziennym słowniku, reprezentuje myślenie o świecie, które niestety jest albo bywa udziałem większości z nas. Tak myślimy o rzeczywistości, również dlatego, że taką rzeczywistość pokazują nam filmy czy seriale. Nikt tego dokładnie nie policzył, ale można śmiało założyć, że na jedną Thelmę i Louise przypadają średnio trzy Sereny i Blair. Czytaj: w popkulturze zdecydowanie łatwiej o szkodliwe wzorce relacji między kobietami. Wspomniane Blair i Serena, główne bohaterki serialu „Plotkara”, przez sześć sezonów knują przeciwko sobie i walczą o dominację w grupie. To najlepsze przyjaciółki, które na zmianę kłócą się i godzą. A Hannah, Jessa, Marnie i Shoshanna z serialu „Dziewczyny” Leny Dunham? Przyjaźnią się, wspólnie wchodzą w dorosłość, wspierają, gdy trzeba, ale też drwią, gardzą, zdradzają i bywają dla siebie naprawdę okrutne. Nawet teoretycznie progresywna i empatyczna w pokazywaniu relacji „Euforia” grzęźnie w stereotypach, gdy trzeba opowiedzieć o dwóch przyjaciółkach podzielonych uczuciem do tego samego chłopaka.
– Marzyłoby mi się, by więcej filmów, seriali, książek i innych tekstów kultury stawiało kobiecą przyjaźń w centrum swoich narracji, pokazując głębię więzi pomiędzy kobietami, jednocześnie ich nie idealizując – mówi doktorka Sandra Frydrysiak, socjolożka i kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS, która specjalizuje się m.in. w idei siostrzeństwa. – Chciałabym, aby przekaz kulturowy pokazywał, że wzajemne wspieranie się kobiet jest nie tylko możliwe, ale też bardzo ważne. Że możemy być autentyczne i wrażliwe wobec siebie, dzieląc się swoimi doświadczeniami bez obawy przed osądem. Wspaniale byłoby również, gdyby dominujący przekaz zachęcał nas do budowania przyjaźni ponad granicami kulturowymi, rasowymi i społecznymi, wspierając intersekcjonalne siostrzeństwo. Herstorie celebrujące różnorodność kobiecych doświadczeń i perspektyw, pokazujące, że czasem jako kobiety doświadczamy barier inaczej, inspirowałyby nas do wzajemnego rzecznictwa i wspólnej walki o sprawiedliwość społeczną – dodaje.
Frenemies: Bo to zła kultura była
Sandra Frydrysiak wspólnie z psycholożką społeczną Martą Majchrzak przeprowadziła pierwsze w Polsce badanie o siostrzeństwie. Wynika z niego, że kobiety pragną i potrzebują siostrzeńskich sojuszów, choć nie zawsze wiedzą, jak je budować. Ale fakt, że nie potrafią wspierać innych kobiet, to rzadziej kwestia złej woli, a częściej złej kultury, która uczy nas, że nikt nie zagraża kobiecie tak, jak inna kobieta. – A jakim cudem mamy widzieć w sobie sprzymierzeńczynie, jeśli przekaz z bajek, od naszych matek i babek zazwyczaj uczy nas, że kobieta kobiecie wilkiem? – mówi Marta Majchrzak. – Kopciuszek był jeden, podobnie Śnieżka. Niejedna matka w dobrej wierze przestrzega córkę przed tym, że przyjaciółki mogą odebrać jej partnera czy męża. Niejedna korporacja zgłasza się do mnie z problemem nadmiernej, destrukcyjnej rywalizacji między kobietami w zespołach. System, w którym żyjemy, żywi się naszą rywalizacją. Siostrzeństwo jest z gruntu antysystemowe. Dlatego widzę w nim jedyną receptę na wrogość pomiędzy kobietami.
Wyścig kobiet. O co walczymy?
Popkultura uczy, że przyjaźń ma płeć. Wzmacnia negatywne przekonania na temat relacji między kobietami i jednocześnie romantyzuje męską przyjaźń. Kobiety wchodzą w wyniszczające układy typu „frenemies”, a faceci mają swój przesadnie mitologizowany „bromance”. Krzywdzący komunikat kultury brzmi tak: gdy oni uciekają w dzicz natury, by tam pielęgnować swoją więź przy rybie złowionej gołymi rękami i upieczonej na ognisku, które rozpalili siłą woli, my albo jesteśmy pochłonięte obgadywaniem koleżanki z pracy, albo czaimy się na męża sąsiadki. O co rywalizują kobiety? – Kiedy jesteśmy młode – o mężczyzn i miejsce w grupie rówieśniczej. Narzędziem w tej walce często jest uroda – odpowiada Marta Majchrzak. – W późniejszych latach życia rywalizujemy o przeróżne tytuły: najlepszej matki na świecie, pracownicy roku, najlepiej doinformowanej o losach znajomych, najlepiej odżywiającej się, wybitnej joginki. Możemy rywalizować w obszarach absurdalnych i walczyć o tytuły takie jak „autorka najlepszych ogórków kiszonych” albo „posiadaczka najpiękniejszych włosów”. Wiele z nas w takiej rywalizacji się spala, traktuje ją bez przymrużenia oka i dystansu do siebie. Potrafimy nienawidzić kobiet, które są dla nas zagrożeniem w tych obszarach, które wybrałyśmy dla siebie jako kluczowe dla naszej tożsamości.
Siostrzeństwo na sztandary
Można szydzić z absurdu niektórych wyścigów, w których rozpędzają się kobiety. Przestaje być śmiesznie, gdy zdajemy sobie sprawę z ich konsekwencji. „Frenemies” to zaprzeczenie zdrowej, karmiącej relacji opartej na zaufaniu. Odbiera poczucie bezpieczeństwa, obniża poczucie własnej wartości, usztywnia, destabilizuje emocjonalnie. Badania pokazują, że najlepsze dla naszego dobrostanu są relacje określone, jednoznacznie pozytywne lub jednoznacznie negatywne. Przyjaciółka, która raz wspiera, a raz bezwzględnie ocenia, bardziej psuje zdrowie niż osoba, która jest ci generalnie nieprzychylna – przede wszystkim dlatego, że tej drugiej unikasz, a ta pierwsza jest regularnie obecna w twoim życiu. Jest w nim obecna, bo kobiety uwierzyły, że to normalne, że właśnie tak wyglądają kobiece przyjaźnie. A może frenemies i tę całą bujdę o tym, że przyjaciółka jest także rywalką, wymyślono po to, by zniechęcać kobiety do wchodzenia w bezinteresowne sojusze i osłabiać moc kobiecej wspólnoty? – Siostrzeństwo to koncepcja, która kładzie nacisk na solidarność, wsparcie i wzajemny szacunek między kobietami, tworząc społeczny kontekst, w którym kobiety mogą współpracować na rzecz wspólnych celów. Z kolei frenemies, czyli osoby udające przyjaciółki i sojuszniczki, w których zachowaniu pobrzmiewają rywalizacja, zazdrość, zawiść lub złe intencje, mogą podważyć tę więź i mieć szkodliwy wpływ na siostrzeństwo. Frenemies poprzez podkopywanie siebie nawzajem, porównywanie się, plotki i dramaty dzielą kobiece grupy, odzierając je z prawdziwego wsparcia, bezpieczeństwa emocjonalnego i szans na rozwój siostrzanej wspólnoty – wyjaśnia doktorka Sandra Frydrysiak.
Złośliwe, zawistne i dwulicowe koleżanki nie są niestety serialową fikcją, występują w przyrodzie. Ale skoro w serialach zaczynają się pojawiać bardziej budujące przykłady kobiecych przyjaźni – jak w brytyjskim „Sex Education” – to może i w życiu będzie pojawiać się ich coraz więcej. Świat bez frenemies jest możliwy. I konieczny.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.