Wystawą „Badania terenowe" w białostockiej Galerii Arsenał Krzysztof Garbaczewski bada granice między różnymi dziedzinami sztuki, tym, co naturalne i tym, co sztuczne, między duchem i technologią, a także rzeczywistością i rzeczywistością wirtualną.
Jest Krzysztof Garbaczewski artystą absolutnie wyjątkowym. Ale przecież, powie ktoś zaraz, każdy artysta jest na swój sposób wyjątkowy. Mogę się nawet na to od biedy zgodzić. Jednakowoż wyjątkowość Garbaczewskiego nie polega li tylko na wykształceniu pewnych charakterystycznych cech własnej sztuki, ale na stworzeniu całkowicie osobnego, oryginalnego i fascynującego świata. W tym sensie ten artysta jest wszechwładnym bogiem swego uniwersum, do którego zaprasza innych. Jedni to zaproszenie przyjmują (mnie nie trzeba dwa razy zapraszać), inni je odrzucają. Choć nawet ci, preferujący przebywanie we własnym świecie, do tego tworzonego przez Garbaczewskiego także muszą zaglądać, bo nie można się bez niego zajmować polską sztuką współczesną.
No właśnie, sztuka współczesna, contemporary art, to kategoria powiązana ściśle ze światem sztuk wizualnych i stosowana na określenie dzieł powstałych po drugiej wojnie światowej. W teatrze, z którego Garbaczewski się wywodzi i w nim głównie pracuje, to określenie na teksty dramatyczne powstałe nie dawniej niż ćwierć wieku temu. Przedział czasowy jest więc znacznie krótszy, przez co łatwiej i szybciej można zostać klasykiem, choć w polskiej publicystyce teatralnej sformułowania „reżyser młodego pokolenia” używa się nawet wobec czterdziestolatków, co dużo mówi o geriatrycznej perspektywie naszego rodzimego teatru. Tak czy siak Krzysztof Garbaczewski (tworzący od dekady trzydziestopięciolatek) załapuje się na wszystkie wspomniane przedziały, mając jednak skłonność do niepasowania do żadnych kategorii, do których opisywacze życia artystycznego chcą go przyporządkować. Zgoda, funkcjonuje ów artysta jako reżyser teatralny, ale czy ta profesja rzeczywiście go najlepiej opisuje? Mam wątpliwości.
„To jest tajne. Mogę tylko powiedzieć, że nie jest to nasz układ słoneczny. Jestem dowodem na życie pozaziemskie” – rzekł mi kiedyś Krzysztof Garbaczewski w odpowiedzi na pytanie, z jakiej przyleciał planety. Akurat co do tego, że jest on rzeczywiście dowodem na życie pozaziemskie, nigdy nie miałem wątpliwości. A już na pewno na zupełnie inne myślenie o sztuce, w tym o sztuce teatralnej, którą ku rozpaczy – jak pisał kiedyś Maciej Nowak – „panów w szarych marynarkach” stawiał na głowie. Robił spektakle, chowając wszystkich aktorów na zapleczu, oplątywał ich i nas kamerami, mikroportami i niekończącymi się metrami kabli, „grały” u niego roboty, drony, a zamiast świni w jego „Chłopach” według Reymonta z zagrody uciekał zdalnie sterowany kołowy łazik. Wiele z tych spektakli należałoby właściwie uznać za multimedialne instalacje (dzisiaj instalacjami w teatrze nazywa się wszelkie niezborne kocopały), nadające się zarówno do teatru, jak i do galerii. Zresztą kontekst galeryjny zawsze był dla Garbaczewskiego ważny. Jednak jak sam mi mówił, wybrał teatr, bo ten ma znacznie większą siłę oddziaływania, szczególnie w Polsce i co najważniejsze, spektaklu nie można schować na lata do magazynu (chyba, że chce się go uśmiercić), nie można go zapakować w bąbelkową folię, nie da się go zamknąć w kartonowym pudełku.
Dzisiaj ten artysta, uważający się ciągle za zbyt mało radykalnego kontynuatora tradycji teatru Jerzego Grotowskiego, nieustannie eksploruje nowe ścieżki i szuka nowych pól eksploatacji. Stąd pewnie „Badania terenowe", wystawa Krzysztofa Garbaczewskiego, którą można oglądać w białostockiej Galerii Arsenał, nieustannie jednej w najważniejszych instytucji sztuki współczesnej w Polsce (warto tu dodać na marginesie, że to jest powrót Garbaczewskiego do rodzinnego miasta). Wystawa ta jest naturalnie gdzieś pomiędzy i, jak cała twórczość artysty, bada, powiedziałbym, teren przygraniczny. I nie o granicę z pobliską Białorusią tu chodzi, a o granice między różnymi dziedzinami sztuki, zamazywane w ostatnich latach coraz silniej (i słusznie) przez rozmaitych performerów (bardzo to pojemne słowo). Bada też Garbaczewski – intensywnie dzisiaj ludzkość zajmującą – granicę między tym, co naturalne i tym, co sztuczne, między duchem i technologią, między rzeczywistością i rzeczywistością wirtualną (VR), wracając nie tylko do swoich teatralnych prac (są na wystawie pokazywane fragmenty jego wybranych spektakli), ale także do ich – za przeproszeniem – efektów ubocznych: warsztatów z aktorami, wyjazdów, prób z kamerą. Te skrawki wydają się szczególnie ciekawe, bo pokazują, jak dzieła artysty powstają i jak dialogują z dziełami innych zaproszonych na wystawę twórców: od Karola Radziszewskiego (patrz: Grotowski) do Aleksandry Wasilkowskiej, bez której trudno dzisiaj sobie teatr Garbaczewskiego wyobrazić. Chociaż trudność w wyobrażaniu sobie czegokolwiek jest akurat w przypadku twórcy niewłaściwym sformułowaniem, bo świat jego fascynującej wyobraźni nie ma doprawdy żadnych granic.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.