Nakładem W.A.B. ukazała się trzecia powieść Sally Rooney. Irlandka ponownie pisze o skomplikowanej relacji miłości a władzy. Czekając na ekranizację „Rozmów z przyjaciółmi” o idealistycznych studentkach, czytamy o Alice i Eileen – kobietach trochę od nich starszych, ale nie mniej zagubionych.
Niedawno stanęłam w obronie komedii romantycznych, argumentując, że samotnym pomagają uwierzyć w miłość, a zakochanym w happy end. Powieści Sally Rooney – irlandzkiej pisarki, która dopiero niedawno przekroczyła trzydziestkę, a debiutowała w 2017 roku, niedługo po studiach – to literackie komedie romantyczne dla takich jak ona. Inteligentów, wykształciuchów, wrażliwców.
To książki dla milenialsów urodzonych na początku lat 90. – jeszcze nie digital natives, już nie dzieciaków, które podłączały się do internetu przez modem. Jeszcze nie świadomych społecznie zetek, już nie nihilistów z pokolenia X. Jeszcze nie płynnych płciowo wiecznych poszukiwaczy tożsamości, już nie mieszczuchów zamkniętych w ciasnych ramach tradycyjnych związków. Zagubieni gdzieś pomiędzy są także bohaterowie Rooney, i sama pisarka.
W debiutanckich „Rozmowach z przyjaciółmi” z 2017 roku Rooney zestawiła idealizm studentek Frances i Bobbi z hipokryzją pary trzydziestolatków – Nicka i Melissy. Wplątani w układ – miłosno-przyjacielski czworokąt – napięcie odczuwają nie tylko z powodu kłamstw, romansów i zdrad, lecz także różnic klas, majątku i pochodzenia.
Jeszcze mocniej wpływ władzy na seks pisarka podkreśliła w „Normalnych ludziach” z 2018 roku. Marianne i Connell wywodzili się z różnych światów. Choć zmierzali w tym samym kierunku, odmienny punkt wyjścia wciąż wywoływał konflikty.
Nowa powieść Sally Rooney może być dla niej jak autoterapia
Ulubiony temat Irlandka kontynuuje w swojej najbardziej dojrzałej powieści „Gdzie jesteś, piękny świecie”. W centrum ustawia czwórkę bohaterów. Alice i Eileen przyjaźnią się od lat, po ich orbicie krąży też Simon, przyjaciel Eileen z dzieciństwa, czasem kochanek, zawsze powiernik. Nowym ogniwem zostaje Felix, z którym Alice umawia się na randkę. Ona utrzymuje się z pisania, on pracuje fizycznie w magazynie.
Eileen też jest kobietą słowa, choć stanowiska w dublińskim magazynie literackim nie traktuje ze śmiertelną powagą. Ważniejsze są dla niej relacje międzyludzkie. Alice, w której Rooney zaszyła siebie, to raczej introwertyczka – mówi tylko tyle, ile trzeba. Całą resztę przemyśleń przelewa na papier. Dysonans między oszczędnością dialogów a wylewnością wiadomości od Eileen, które w powieści stanowią kontrapunkt dla akcji, każe sądzić, że pisarstwo to więcej niż zawód – to sposób ekspresji, radzenia sobie ze światem, bycia w świecie.
Ta powieść może być dla Rooney jak autoterapia – Irlandka usprawiedliwia się przed samą sobą i przed czytelnikiem z sukcesu, który osiągnęła. Na przykładzie Alice pokazuje, jak wysoką cenę płaci się za powodzenie. Każda kolejna książka musi być lepsza od poprzedniej. Gdy się pisze, życie schodzi na drugi plan. A gdy tematem czyni się miłość, czyż nie serwuje się wszystkim ułudy?
Alice i Sally chcą pisać o miłości, przyjaźni i pięknie, podczas gdy w tle toczą się wojny, nieuchronnie zbliża się katastrofa klimatyczna, bogaci się bogacą, a biedni biednieją.
Rooney – lewaczkę z sytego Zachodu – obciąża poczucie winy. Nie musi walczyć o byt, robi to, co kocha, osiągnęła sukces. Jako XXI-wieczna kobieta wreszcie, jesienią ubiegłego roku, gdy odbyła się światowa premiera „Gdzie jesteś, piękny świecie”, mogła odetchnąć z ulgą – udało jej się wyemancypować, może osiągnąć pozycję równą mężczyźnie, rozbija patriarchat także w relacjach osobistych.
Jak się okazało, kobieta taka jak Rooney, kobieta taka jak Alice, jak czytelniczki Irlandki niedługo mogła się nacieszyć nowo zdobytymi przywilejami. Ale może w obliczu nieuchronnego schyłku nie warto oddawać się czemukolwiek innemu niż miłość.
„Gdzie jesteś, piękny świecie”, Sally Rooney, tłum. Jerzy Kozłowski, wydawnictwo W.A.B.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.