Początek jest bardzo prosty. Ktoś stracił pracę w pandemii, nie stać go na wynajęcie pokoju, więc teraz pomieszkuje u znajomych, a na rodziców nie może liczyć. Jak długo to potrwa? Jak sobie poradzi psychicznie? Ile dzieli tę osobę od tego, że trafiła na ulicę? – Karol Grygoruk, który od ponad roku fotografuje osoby żyjące w kryzysie bezdomności, przypomina, że droga do bezdomności jest krótsza, niż się wszystkim zdaje.
Karol Grygoruk jest fotografem dokumentalistą. Gdy wybuchła pandemia, był na Bliskim Wschodzie, pracował nad projektem o migracji. W połowie marca 2020 roku ostatnim samolotem przyleciał do Warszawy i ledwie poznał miasto. – Było wymarłe. Mieszkam w ruchliwym centrum i nagle zobaczyłem puste ulice. Zniknął tłum i odsłonił miasto, którego na co dzień nie zauważamy – wspomina. – Chodząc po Nowym Świecie, spotykałem tylko tych, którzy naprawdę nie mieli gdzie się schować.
Nie mieli gdzie się schować, bo od kilku lat, miesięcy albo dni żyli bez domu. Tak powstał pomysł na „Gigantów” – cykl portretów osób w kryzysie bezdomności.
Giganci: Jak żyją osoby w kryzysie bezdomności?
Charakterystyczne cechy to wolny chód i znoszone buty, najczęściej sneakersy. Niekoniecznie bardzo zniszczone – buty i ubrania można relatywnie łatwo dostać od ludzi albo fundacji. Noszą więc sportowe buty, bluzy z popularnymi logotypami. Raczej nieprane, bo na ulicy to niemożliwe, nawet porządne i ciepłe rzeczy okazują się jednorazowe. Drugi ważny element to mały, ale wypchany plecak, w którym mieści się cały dobytek – dokumenty, termos, cieplejsza kurtka i bielizna, czasem śpiwór i telefon. Komórka daje szansę na kontakt ze światem, ale problemem jest ładowanie. W centrum Warszawy jest kilka ogólnodostępnych gniazdek elektrycznych, zazwyczaj stoją tam kolejki. Są też latarnie, z których Giganci wyprowadzili instalacje elektryczne, by podpinać się nielegalnie.
– Giganci nigdzie się nie spieszą, spędzają czas, wędrując przez miasto, przesiadując w stałych punktach na skwerze przy Chmielnej, w rejonie patelni, przy Dworcu Centralnym – opowiada Karol Grygoruk.
Rytm dnia wyznacza im zdobywanie jedzenia – od ludzi albo organizacji pozarządowych, na tzw. wydawkach, czyli w polowych stołówkach rozsianych po mieście. Ważnym motywem jest znalezienie miejsca do snu. Noclegownie i ośrodki pomocy są przepełnione, a dla osób z nałogami, czyli dla większości, niedostępne. W pandemii doszły obwarowania dodatkowymi procedurami. Szansą na przeżycie jest więc przystosowanie, znalezienie jakiejś szczeliny miasta, którą na kilka godzin można zasiedlić – przedsionek bankomatu, zakamarki dworca, klatkę schodową, ale też kanał czy pustostan, latem przystanek autobusowy albo krzaki.
– Nie ma bezdomności z wyboru – mówi Karol. – Opowieści o wyborze to mit. Żeby żyć w taki sposób, trzeba naprawdę nie mieć żadnego innego wyjścia.
Karol Grygoruk przeprowadził ponad setkę rozmów z Gigantami. Przekonał się, że za każdą historią stoi trauma – tragiczny wypadek, choroba, dom dziecka, patologiczna rodzina, więzienie, a w tle przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna, ekonomiczna.
Wszyscy znamy osoby zagrożone bezdomnością
Pierwszego bohatera znalazł szybko. Nawiązał kontakt wzrokowy, przedstawił się, opowiedział, czym się zajmuje, poczęstował papierosem i zaczęli rozmawiać. – Andrzej miał może 50 lat, na ulicy żył do dawna. Otworzył się od razu: na początku rodzina i względna stabilizacja, później choroba, strata pracy i długi. Dalej więzienie „za biedę”. A później system, który nie pozwala już wrócić do normalności – długi rodzą długi, a małe wykroczenia prowadzą do recydywy – Karol kreśli schemat drogi do bezdomności i przestrzega, że ta droga jest bliżej, niż może się zdawać. – Początek jest bardzo prosty. Ktoś stracił pracę w pandemii, nie stać go na wynajęcie mieszkania czy pokoju, więc teraz pomieszkuje u znajomych, a na rodziców nie może liczyć. Jak długo to potrwa? Jak sobie poradzi psychicznie? Ile dzieli tę osobę od tego, żeby trafiła na ulicę? Trudno w to uwierzyć, ale ty i ja mamy w otoczeniu ludzi, którzy są zagrożeni bezdomnością. Kiedy potykasz się i nie masz wsparcia bliskich, spadasz na sam dół, bo państwo nie rozpina żadnej siatki, która mogłaby zapobiec katastrofie.
Na ulicy żyją młodzi, zdrowi i pracujący mężczyźni. – Adrian ma 22 lata, rozwozi pizzę. Od dwóch lat w kryzysie bezdomności. Dlaczego? Bo jest wychowankiem domu dziecka. Od życia nie dostał rodziny, od państwa bezpiecznego startu. Pieniądze, które jest w stanie zarobić, nie pokrywają nawet minimalnych kosztów samodzielnego życia w Warszawie.
Grzegorz wyszedł z więzienia po 25 latach. – Podobno mógł wyjść trzy lata wcześniej za dobre sprawowanie, ale bał się i chyba słusznie. Bo nikt na niego nie czekał.
Wreszcie Maska, mężczyzna z bliznami od poparzenia na twarzy, często „wędkuje”, czyli zbiera pieniądze. Też ma epizod za kratami, ale na ulicy przyciąga wzrok, otwiera serce. – Ewa Drzyzga nazwała go kiedyś najbogatszym z bezdomnych, podobno przed pandemią dziennie potrafił uzbierać nawet kilkaset złotych. Czasami śpi w hotelach, czasami rozdaje pieniądze innym Gigantom – mówi Karol.
Dlaczego nie buduje normalnego życia? – Nie ma na to prostej odpowiedzi, może już nie potrafi?
Giganci i Gigantki umierają w ciszy
Na ulicy nie spotyka się dzieci, bo na nie streetworkerzy i policja są wyczuleni i interweniują od razu. – Jestem pewien, że żyją gdzieś poukrywane, pewnie w pustostanach, gdzie mieszkają „wysokofunkcjonujący bezdomni”, odcięci od pomocy i niechętni do kontaktu – przypuszcza Karol.
Wśród Gigantów jest też mało kobiet. – System pomocy wcześniej dostrzega trudną sytuacje, w której się znalazły. Społeczeństwo chętniej pomaga samotnym matkom czy seniorkom. Niestety ma to również ciemną stronę. Gdy ostatecznie trafiają na ulicę, traktowane są przez przechodniów ze szczególną pogardą, a bezdomność jest dla nich bardziej niebezpieczna – mówi Karol, myśląc zarówno o tym, że słabsze fizycznie szybko stają się ofiarami przemocy, więc żyją zazwyczaj pod opieką „patronów”, jak i o konstytucji organizmu. Zwykła miesiączka bez dostępu do łazienki i środków higieny jest kłopotliwa i niebezpieczna dla zdrowia.
Dlatego postacie Gigantek wydają się bardziej zdesperowane i tajemnicze. – Martę widziałem wielokrotnie, zanim udało nam się porozmawiać pierwszy raz. Młoda dziewczyna pod opieką starszego mężczyzny. Była wycofana i nigdy nie patrzyła w oczy. Przez kilka tygodni witałem się z nią, nie licząc na reakcje. Zwracałem się do niej po imieniu, gdy tylko była w pobliżu. To był klucz do widzialności. W końcu sama zdecydowała się opowiedzieć mi swoją historię – wspomina Karol. Tak usłyszał historię życia w pętli przemocy. – Musiałem przerwać tę rozmowę, by nie retraumatyzować pytaniami. Na szczęście Martę szybko udało się połączyć z zespołem psychologów.
Opowieść o życiu w kryzysie bezdomności w każdym przypadku sprowadza się jednak do tego samego – codziennej walki z ciałem, agresją i śmiercią. – Pomyśl, że bez wody i mydła problemem jest rozdrapany pryszcz, a co dopiero zadrapanie albo odmrożenie – mówi Karol.
Zakażenia, ropiejące rany to ciągły problem, podobnie jak przemoc. – Gwałty na kobietach i mężczyznach są na porządku dziennym. Pobicia też. Na słabszych i starszych bezdomnych pastwią się inni bezdomni, ale też pijani ludzie wracający z imprez czy dresiarze. Przecież nikt nie będzie o nich pytać ani dochodzić, co się stało.
Dlatego znajdowanie ciał Gigantów jest wpisane w pracę streetworkerów.
– Jeśli ktoś umiera, nie szuka się przyczyny. Na ciele jest tyle sińców i ran, że bez sekcji trudno ustalić, z jakiego czasu pochodzą i czy są bezpośrednim powodem. Wtedy trzeba by formalnie szukać sprawców.
Taniej i łatwiej jest zapomnieć.
Jak pomagać osobom w kryzysie bezdomności
Po roku pracy nad projektem Karol coraz rzadziej chwyta za aparat i dyktafon, coraz częściej za to rozmawia prywatnie, odbiera telefon albo SMS od kogoś z Gigantów. – To bardzo specyficzne relacje. Na przykład dzwoni do mnie Gosia, która teraz jest w więzieniu, odzywa się, bo mój telefon jest jedynym, jaki zna. Kiedy wyjdzie, prawdopodobnie znów trafi na ulicę. Więc razem z ekipą Serca Miasta staramy się zrobić coś, żeby przygotować dla niej alternatywę.
To mogą być miejsce w ośrodku pomocy społecznej, praca, kontakt z psychologiem – stworzenie warunków, w których mogłaby spróbować nauczyć się nowego życia.
W tym świetle każda inna pomoc – kanapka wręczona na ulicy czy kilka monet – nie wystarcza. – To plasterek przyklejony na otwarte złamanie. Niestety indywidualnym czy doraźnym działaniem nie doprowadzimy do realnej zmiany. Możemy pomóc przetrwać, utrzymać na powierzchni, ale by dać ludziom prawdziwą szansę, potrzebujemy programów pomocowych, edukacyjnych, mieszkań – mówi Karol.
Dlaczego nie działa państwo? – Bo osoby w kryzysie bezdomności nie są czynnymi wyborcami, nie upomną się o swoje prawa, a my też ich nie zauważamy. Czy mijając na ulicy osobę w potrzebie, patrzymy jej w twarz i witamy się z nią wzrokiem? Czy mówimy jej „dzień dobry”? Gdybyśmy spróbowali, może przywrócilibyśmy im widzialność. Bez niej nic się nie zmieni.
* Niektóre imiona bohaterów i bohaterek zostały zmienione ze względu na ich zdrowie i bezpieczeństwo.
Organizacje niosące pomoc osobom w bezdomności, które można wesprzeć:
Serce Miasta
Medycy na ulicy
Daj herbatę
Food not bombs
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.