Weszła do popkultury jako Dana Scully z serialu „Z Archiwum X”. Teraz gra ekscentryczną seksterapeutkę Jean Milburn w „Sex Education”. Drugi sezon możemy już oglądać na Netfliksie.
Terapeutka Jean Milburn pomaga dorosłym oswoić świat seksu, a równolegle zmaga się z wychowywaniem syna, licealisty Otisa (w tej roli Asa Butterfield). Gillian uważa, że serial spełnia ważną misję. – W przeszłości twórcy filmów bali się puścić swoich nastoletnich bohaterów samopas, pozwolić im być sobą. Tak w ogóle postępują dorośli. Wolimy schować głowę w piasek, bo nie chcemy się mierzyć z wyzwaniem, jakim jest na przykład fakt, że nasz syn lub córka uprawia seks. Łatwiej jest udawać, że nie widzimy, niż cieszyć się tym z dzieckiem. Ten serial jest też otwarty na młodszych i starszych bohaterów – i widzów – łączy pokolenia.
Czy i ona, tak otwarta i postępowa, winna jest tego chowania głowy w piasek? – Niestety, tak. Przydarzyło mi się to nawet już po rozpoczęciu zdjęć. Mój syn po raz pierwszy miał w szkole zajęcia z edukacji seksualnej. Idealna sytuacja, by pociągnąć wątek, zadać kilka pytań, dać mu znak, że dom jest bezpieczną przestrzenią, żeby na takie tematy rozmawiać. Ale nie zrobiłam tego! Dopiero po czasie dotarło do mnie, jak świetną okazję straciłam z powodu własnego… Lenistwa? Dyskomfortu? Jestem seksualnie otwarta, akceptuję tę wolność u innych, lecz w przypadku własnych dzieci bywa to trudne.
– Doświadczenia z okresu dorastania pomogły mi podjąć decyzję o przyjęciu roli w „Sex Education” – przyznaje Gillian. Oprócz jej bohaterki, jest tam jeszcze jedna postać, z którą się identyfikuje. To Maeve (grana przez Emmę Mackey) – niezwykle inteligentna, ale przygnieciona rozmaitymi problemami, buntowniczka, z zamiłowaniem do punkowego stylu. – Widzę w niej wiele cech młodej siebie. Ma czelność być inna, nie pasuje do układanki. Bigoteria, nienawiść, ciągłe ocenianie tych, którzy „odstają” ze względu na wygląd, nieheteronormatywną seksualność czy niepełnosprawność. Nasz serial mocno to piętnuje, mówi, że wszyscy są wartościowi i mają pełnię praw właśnie tacy, jacy są. Powinno się ich akceptować, nie oceniać.
Aktorka ma jednak świadomość różnicy między jej światem, gdy była nastolatką a dzisiejszym. – Ta presja bycia idealnym. Wymóg ciągłej obecności. Niemożność zaufania ludziom, z którymi czatujemy, bo mogą okazać się kimś innym, na przykład pedofilami. Pokłady seksualnej cyberprzemocy i wulgarnych treści. Nie znałam tego jako dorastająca dziewczyna i trudno mi sobie wyobrazić, jaką presję odczuwają dziś nastolatki, żeby sprostać temu, jak powinny wyglądać, jak się zachowywać w stosunku do chłopaków, co myśleć o sobie? Rodzice wysyłają inne sygnały, znajomi inne. Cieszę się, że mnie to ominęło, moją córkę też. Współczuję dzisiejszym dzieciom i rodzicom.
Cały tekst przeczytacie w lutowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.