Yara Shahidi, gwiazda serialu komediowego „Czarno to widzę” i jego kontynuacji, „Grown-ish”, wykorzystuje popularność, żeby przekonywać rówieśników do zaangażowania politycznego. – Staram się używać mediów społecznościowych do tego, żeby czynić dobro – mówi 20-letnia aktorka, aktywistka i ikona stylu.
Angielskie słowo effortless trudno przetłumaczyć na polski. Można nim określić osobę, której wszystko łatwo przychodzi. Taką, która idzie przez życie z lekkością, urokiem, wdziękiem. Niemal bez wysiłku. Yara Shahidi sprawia wrażenie, jakby w taki sposób grała, mówiła i ubierała się.
Sama twierdzi, że za każdym gestem, słowem i wystąpieniem publicznym kryje się ciężka praca. Przyznaje się do perfekcjonizmu. Chce robić tylko to, z czego będzie w przyszłości dumna.
Chociaż dopiero kilka dni temu przestała być nastolatką, już dawno nazwano ją „głosem pokolenia Z”. I nie określili jej tym mianem inni influencerzy ani plotkarskie media. Nadzieje pokłada w niej najpotężniejsza para świata – Michelle i Barack Obamowie. To właśnie była pierwsza dama napisała Yarze list rekomendujący na Harvard (inna pierwsza dama, Hillary Clinton, w 2017 r. udzieliła Yarze wywiadu dla „Teen Vogue”), gdzie Shahidi studiuje teraz nauki społeczne, a właściwie multidyscyplinarny kierunek łączący antropologię kultury, ekonomię i filozofię. Drugi kierunek? Studia afroamerykańskie.
Nieprzypadkowo. Yara określa pokolenie Z jako to, które lubi być dobrze poinformowane, angażuje się społecznie i aktywnie działa na rzecz pozytywnych zmian – ograniczenia dostępu do broni, frekwencji wyborczej albo praw imigrantów. Jej samej ciąży trochę rola liderki. Ale z drugiej strony, pracowała na nią od dziecka.
W szkole najbardziej lubiła historię. Gdy miała sześć lat, zabrakło dla niej w programie podręczników. Miała przeskoczyć dwie klasy, w końcu skończyła szkołę rok wcześniej. Jamesa Baldwina, najważniejszego afroamerykańskiego pisarza, eseistę i myśliciela, czytała, mając 13 lat. W plecaku nosiła biografię Napoleona, bo, jak twierdzi, „kocha rewolucje”. Dorosłe lektury, zwłaszcza te prezentujące postulat otwartego świata, podsuwali jej rodzice. – Mój tata pochodzi z Iranu, mama ma korzenie afroamerykańskie, część jej rodziny pochodzi z Ghany, i rdzennie amerykańskie. Część moich przodków wywodzi się od… wikingów. Dzięki temu rozumiem, że różne kultury są ze sobą połączone. Tradycje mogą być odmienne, ale wartości – wspólne – opowiada Yara.
Urodziła się w Minneapolis w stanie Minnesota, mieście znanym głównie z tego, że mieszkał tu Prince. Tata Yary, Afshin, jest fotografem, który pracował dla księcia muzyki. Mama, Keri Salter Shahidi, którą Yara nazywa wciąż po dziecinnemu „Mommy” (jednocześnie podkreślając, że jest jej najlepszą przyjaciółką), była modelką i aktorką, a teraz sprawuje pieczę nad karierą córki. Właśnie z myślą o rozwoju Yary rodzice przenieśli się na przedmieścia Los Angeles (teraz grają też jej młodsi bracia, Sayeed i Ehsan).
Shahidi pierwsze doświadczenie w modelingu zdobyła, mając sześć tygodni (w reklamie lokalnej firmy ubezpieczeniowej), jako dziewięciolatka pojawiła się u boku Eddie’ego Murphy’ego w filmie „Wyobraź sobie”. Wybrano ją spośród 3 tys. dziewczynek. Rok później, w 2010 r., zagrała sąsiadkę Angeliny Jolie w „Salt”. Od 2013 r. gra w serialu „Czarno to widzę” o zamożnej afroamerykańskiej rodzinie. Jego twórca, Kenya Barris, korzystając z własnych doświadczeń, stworzył fabułę tak przenikliwą, że do uzależnienia od kolejnych odcinków przyznają się Obamowie. Shahidi wciela się Zoey Johnson, bystrą, choć próżną, lekko zadufaną w sobie i przebojową, najstarszą córkę głównego bohatera. Od 2017 r. emitowany jest „Grown-ish” opowiedziany z perspektywy Zoey, dorastającej nie-białej dziewczyny na uniwersytecie. Mierzy się, oczywiście z problemami miłosnymi, konfliktami z przyjaciółkami i trudnymi egzaminami, ale także postrzeganiem swojego ciała, dyskryminacją, uprzedzeniami. „Grown-ish” to jeden z tych seriali, które prezentują najbardziej zróżnicowanych bohaterów – różnych ras, orientacji seksualnych i tożsamości płciowych. Dla Shahidi występ w trywialnej produkcji byłby stratą czasu. Grając w „Grown-ish”, czuje, że wpływa na losy wielu swoich rówieśniczek, które od Zoey uczą się szacunku dla samych siebie.
To, co Yara nosi, a zdążyła już wyrosnąć na ikonę stylu, też jest polityczne. Chociaż ma w szafie suknie haute couture (jako jedna z ulubienic Chanel na gali Met w 2018 r. pojawiła się w małej białej tego domu mody), ale lansuje też młodych projektantów – Brytyjczyka Richarda Quinna czy Węgierkę Nanushkę. Lubi też rzeczy marki Ivy Park zaprojektowane przez sławną kumpelkę, Beyoncé. Inspiracji szuka na Pintereście, w garderobie Kerry Washington (zagrała młodszą wersję jej bohaterki, Olivii Pope w „Skandalu”) i w męskich działach. Każde ubranie ma przesłanie. – Chętnie noszę T-shirty z manifestami politycznymi albo wizerunkami moich idoli – Grace Jones albo Jamesa Baldwina. Moda jest silnie związana z ideologią. Jeśli włożę beret, czuję się jak paryżanka. Ale wystarczy, że go przekręcę, a będę wyglądać jak Czarna Pantera – mówi Yara, dodając, że czasami pozwala ubraniom mówić, gdy ona milczy.
Milczy jednak rzadko. Z pełnym przekonaniem głosi poglądy polityczne. Nie ona jedyna. Dziś wszystkie młode gwiazdy muszą mieć swoje zdanie. O politycznym przebudzeniu Taylor Swift powstał cały dokument „Miss Americana”. Tyle że Yara zdecydowanie wcześniej zrozumiała, że może wykorzystać popularność do tego, żeby uświadamiać innych.
– Jestem dumna, że mogę być częścią pokolenia, które ma tak wiele twarzy – mówi, podkreślając, że świat, o który walczy, powinien być jak najbardziej różnorodny. Słuchając jej, łatwo skojarzyć jej płomienne postulaty z hasłami głoszonymi w Polsce przez Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Dzieciaki urodzone w pierwszych latach nowego milenium niepokoje dorastania przekuwają w działanie. Z determinacją walczą o lepszą przyszłość. I, tak jak Yara, sprawnie posługują się mediami społecznościowymi, żeby osiągnąć swój cel.
Na Instagramie aktorkę obserwuje prawie 5 mln fanów, którym opowiada, czym jest Black Lives Matter, zachęca do głosowania w ramach założonej przez siebie inicjatywy Eighteen x 18 albo namawia dziewczyny, żeby kształciły się w kierunku STEM (nauka, technologia, inżynieria, matematyka), bo sama w szkole uwielbiała przedmioty ścisłe. Prezentuje też swoje idolki – oczywiście Michelle Obamę, ale też Oprah Winfrey. Jedna z najważniejszych osobowości telewizyjnych w Stanach uważa, że Shahidi zostanie kiedyś prezydentką. – To się stanie, czy ona tego chce, czy nie – przewiduje Oprah, która zaprosiła Yarę do studia „SuperSoul Sunday” jako najmłodszą gościnię w historii. Shahidi odwdzięczyła się postem, w którym napisała o „ponadpokoleniowym porozumieniu”.
Identyfikacja ze społecznością silnych czarnych kobiet jest istotną częścią tożsamości Shahidi. Chce dać głos nie tylko swoim rówieśniczkom, lecz także przedstawicielkom wszystkich marginalizowanych grup. Ten przekaz w amerykańskich realiach brzmi radykalnie lewicowo. Ale Yara się nie boi. – Gdybym miała zaprzepaścić karierę w imię idei, zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem – mówi. Determinację daje jej własna filozofia życia, którą nazywa Dharma Driven. – Dharma oznacza przeznaczenie, cel i sens mojego życia. Co nim jest, okazuje się stopniowo. Gdy miałam 14 lat, zastanawiałam się, po co tu jestem. Teraz wiem, że mam starać się coś zmienić na lepsze. Mam obsesję na punkcie spuścizny. Chcę pozostawić po sobie jak najbardziej godną – mówi 20-latka. I tym razem nie brzmi ani trochę naiwnie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.