Jedyna osoba, która nie wahała się przeciwstawić samej Annie Wintour. I jedna z nielicznych, którzy z własnej woli zrezygnowali z pracy w „Vogue’u”. Grace Coddington żyje na własnych zasadach i choć kończy dziś 81 lat, nie zwalnia tempa i zapewnia, że ani myśli o emeryturze. I dobrze, bo bez jej wyobraźni i poczucia humoru świat mody nie byłby taki sam.
Żywa legenda świata mody przyszła na świat 20 kwietnia 1941 r. jako Pamela Rosalind Grace Coddington. Miejsce, gdzie spędziła pierwsze lata życia, było jednak bardzo odlegle od światowych wybiegów. Jej rodzice byli właścicielami hotelu Trearddur Bay na położonej z dala od wielkich miast wysepce Anglesey u wybrzeży Walii. Mała Pam, jak wówczas ją nazywano, była dzieckiem chorobliwie wręcz nieśmiałym. W szkole w miejscowym zakonie od zabaw z koleżankami wolała obserwację otaczającego ją świata. W swojej autobiografii zatytułowanej „Grace: A Memoir” Coddington wspomina, że widok zakonnic w habitach, jeżdżących na wrotkach po płaskim dachu klasztoru, ukształtował jej absurdalne poczucie humoru i zamiłowanie do bajkowej estetyki.
Przyszła dyrektor kreatywna amerykańskiego „Vogue’a” w numerach brytyjskiego wydania tego samego magazynu, który od dziecka prenumerowała, szukała odskoczni od surowego świata północnej Walii. Choć krajobraz rodzinnej wyspy w przyszłości stanie się inspiracją dla wielu tworzonych przez nią sesji, to jako młoda dziewczyna Coddington marzyła o światłach wielkiego miasta. Wreszcie, w wieku 17 lat, postanowiła ruszyć w pogoń za marzeniami. W Londynie znalazła pracę jako kelnerka. A że jedną z jej koleżanek nazywano Pan, ich imiona brzmiały zbyt podobnie. Dlatego Coddington zdecydowała się przyjąć imię swojej babci – Grace.
(Nie)szczęśliwe wypadki
Wieczorami Grace zaczytywała się w „Vogue’u”. W przeciwieństwie do Anglesey, gdzie magazyn docierał z trzymiesięcznym opóźnieniem, w Londynie najnowsze numery miała na wyciągnięcie ręki. W jednym z nich trafia na ogłoszenie o konkursie dla modelek, wysłała więc aplikację. Do zdjęcia Grace uczesała i wystylizowała się sama. W oversize’owym swetrze, legginsach i rudych kucykach wyglądała jak skrzyżowanie lolity z młodą Audrey Hepburn. Być może dzięki wyróżniającemu się wizerunkowi, a może dzięki ciekawej urodzie, Coddington wzbudziła zainteresowanie jury. Zaproszono ją na eliminacje. Grace poszło tak dobrze, że zatrudniono ją jako modelkę. Pierwszą profesjonalną sesję zrobił jej Norman Parkinson – młodziutka Coddington pozowała nago. Ale choć wychowała się w przyklasztornej szkole, nie zostało w niej wiele z wpajanych przez zakonnice ograniczeń. Grace wspomina, że rozebranie się do zdjęć nie stanowiło dla niej żadnego problemu.
Dzięki współpracy z Parkinsonem, który, zachwycony urodą modelki, wziął ją pod swoje skrzydła, kariera Coddington potoczyła się błyskawicznie. To właśnie na „Cod” (ang. dorsz – przyp. aut.), jak zaczęto ją nazywać w londyńskim światku, fryzjer Vidal Sassoon zaprezentował po raz pierwszy swoje słynne pięciopunktowe cięcie. Grace stała się rozchwytywaną modelką, pracowała ze znanymi brytyjskimi fotografami – Brianem Duftym, Davidem Baileyem i Terence’em Donovanem. Obiecującą karierę przerwał wypadek samochodowy. Ciężarówka uderzyła w prowadzonego przez Grace mini morrisa tak niefortunnie, że lusterko odcięło młodej kobiecie powiekę. Coddington musiała przejść szereg operacji, z przeszczepem skóry włącznie. Powiekę udało się odtworzyć, pozostały jednak blizny, które Grace zaczęła zakrywać grubymi kreskami, malowanymi na powiekach eyelinerem. Wielu uważa, że to właśnie ona, a nie Twiggy, wylansowała ten makijażowy trend, który wkrótce stał się hitem.
Wypadek uświadomił Grace, że uroda to zbyt ulotny kapitał, by budować na nim swoją przyszłość. Dlatego, choć wciąż z sukcesem brała udział w sesjach zdjęciowych, zaczęła szukać planu B. Kiedy związana z „Vogue” Beatrix Miller zaproponowała jej pracę w „Vogue’u” na stanowisku młodszej redaktorki mody, Coddington natychmiast się zgodziła. Wkrótce awansowała na fotoedytorkę, a następnie szefową działu mody – w brytyjskiej edycji magazynu została na 19 lat. Pod koniec lat 60. Grace była jedną z głównych postaci swingującego Londynu – bawiła się ze Stonesami, Beatlesami i Jane Birkin. Udało jej się namówić na sesję księcia Karola, a Roman Polański próbował ją poderwać. Ale wybrankiem Grace został Michael Chow, ulubiony restaurator londyńskiej bohemy. Coddington wyszła za mąż i zaszła w ciążę. Kiedy była w siódmym miesiącu, przydarzył się drugi w jej życiu wypadek samochodowy. Grupa wychodzących ze stadionu chuliganów dla zabawy przewróciła auto Grace na dach. W efekcie Coddington poroniła. To właśnie wtedy zaczęła farbować włosy na jeszcze bardziej płomienną niż jej naturalna rudość i ubierać się wyłącznie na czarno. Do zmiany stylu nie udało się jej namówić nawet Annie Wintour, która przez lata musiała znosić widok najbliższej współpracowniczki i prawej ręki w swoim najbardziej znienawidzonym kolorze.
Dwie Brytyjki w Nowym Jorku
Związana z poronieniem trauma sprawiła, że małżeństwo Grace nie przetrwało. Jej nowy ukochany, znany stylista fryzur i fotograf Didier Malige, mieszkał w Nowym Jorku. To również za jego sprawą Coddington wyruszyła na podbój Ameryki. Ale miłość nie była jedynym powodem emigracji. Kiedy wydawca brytyjskiego „Vogue’a” szukał następczyni odchodzącej na emeryturę redaktor naczelnej, Grace złożyła podanie. Bardzo możliwe, że dostałaby tę pracę, gdyby nie konkurencja w osobie przebojowej Anny Wintour. Przyszła redaktor naczelna amerykańskiego „Vogue’a” przyszła z pomysłem, żeby podnieść sprzedaż poprzez umieszczanie na okładkach gwiazd zamiast modelek. Wydawca wybrał ją, a Grace wkrótce złożyła wymówienie, spakowała walizki i wyjechała do Nowego Jorku. Tam natychmiast doceniono jej talent i doświadczenie – Coddington została zatrudniona jako dyrektor kreatywna Calvina Kleina. Ale wciąż czuła, że to kariera w modowych magazynach jest jej prawdziwym powołaniem. Pomoc w realizacji marzenia przyszła z najbardziej nieoczekiwanej strony.
Anna Wintour nie zagrzała długo miejsca w brytyjskim „Vogue’u” – została mianowana redaktor naczelną edycji amerykańskiej. Pracę dyrektor kreatywnej i swojej prawej ręki zaproponowała swojej niegdysiejszej konkurentce. Grace Coddington przyjęła ofertę. Dzięki tej decyzji stała się jedną z najbardziej wpływowych osobistości w modzie. Pracowała z najlepszymi – Richardem Avedonem, Helmutem Newtonem, Annie Leibovitz. Sesje, których pomysłodawczynią była Coddington, miały niepowtarzalny, bajkowy klimat. To właśnie ona jako pierwsza w świecie mody potraktowała zdjęcia jako formę narracji, sposób wizualnego odzwierciedlenia urzekających opowieści. Pomimo coraz większego doświadczenia Grace pozostała marzycielką, jaką była jako mała dziewczynka. „Lubię bajki i lubię marzyć. W marzenia staram się wplatać rzeczywistość” – powiedziała w jednym z wywiadów. Ale nawet wówczas, kiedy zasiadała w pierwszym rzędzie pokazów mody ramię w ramię z Anną Wintour, Coddington pozostała skromna, wycofana. Mało kto spoza świata mody wiedział o niej coś więcej. Wszystko zmieniło się za sprawą zrealizowanego w 2009 roku filmu dokumentalnego „The September Issue”.
Wyreżyserowany przez R.J. Cutlera dokument pokazał od kuchni, jak redakcja przygotowuje się do wydania najważniejszego numeru w roku. Widzowie zobaczyli, jak powstają sesje zdjęciowe, jak wygląda praca redaktor naczelnej i dyrektor artystycznej. Jednocześnie uwidoczniło się to, że kobiety różnią się od siebie jak ogień i woda i – delikatnie mówiąc – nie zawsze się dogadują. „Zabiła mi sesję!'” – wykrzykuje w filmie Coddington, widząc, ile zdjęć Stevena Meisela z materiału „Paris, je t’aime” odrzuciła jej szefowa. Klnie jak szewc i mówi, co myśli. „The September Issue” pokazał nie tylko, że Grace jest niezwykle utalentowaną stylistką, ale także że jako jedna z nielicznych potrafi tupnąć nogą i sprzeciwić się siejącej postrach w świecie mody Wintour. Jednocześnie dokument sprawił, że Coddington stała się niezwykle popularna. „Doszło do tego, że przed moim mieszkaniem w Chelsea gromadziły się bezustannie grupy różnych ludzi” – opowiadała w wywiadzie dla brytyjskiego „i-D”. „Zagorzałych fanów mody, gejów, hetero, młodych, starych, mieszanka wszelkich możliwych typów... czułam się jak Beatlesi!” – wspominała Coddington.
Rosnąca popularność i zainteresowanie jej osobą sprawiły, że w 2012 roku Coddington wydała swoją autobiografię. Choć wielu się zastanawiało, jak na szczere wspomnienia, również z redakcji „Vogue’a”, zareaguje Anna Wintour, reakcja naczelnej była bardzo pochlebna. Ponoć w chwili szczerości szefowa powiedziała kiedyś Coddington: „Jesteś jedyną osobą, z którą mogę jeszcze się pokłócić. Reszta to nic niewarta banda pochlebców”.
Życie po „Vogue’u”
Kiedy na początku 2016 roku Grace Coddington ogłosiła, że po niemal 30 latach odchodzi z „Vogue’a”, świat mody był w szoku. Szybko okazało się jednak, że nie zamierza całkowicie zerwać kontaktów z magazynem. Została editor-at-large amerykańskiej edycji, wciąż współpracuje przy kilku sesjach rocznie. Ale Coddington, która w „The September Issue” mówiła, że nie wybiera się na emeryturę, realizuje też inne, autorskie projekty. Wraz z Comme des Garçons stworzyła perfumy Grace by Grace Coddington. Mały flakonik z zakrętką w kształcie kociej główki, zawierający kwiatowy zapach, to połączenie dwóch miłości Coddington – róż i kotów. Puchate czworonogi pojawiły się także w innym projekcie z udziałem Grace. Jesienią zeszłego roku światło dzienne ujrzały efekty jej współpracy z Louis Vuitton. W skład kapsułowej kolekcji wchodzą zarówno torby, jak i ubrania, upstrzone obficie wizerunkami uroczych kociaków – wszystkimi autorstwa Grace.
Jesień 2018 roku była bardzo płodnym okresem dla Coddington – wówczas zadebiutował również jej talk-show, zatytułowany „Face to Grace”. Wszystkie odcinki zostały zrealizowane w nowojorskiej restauracji M. Chow. Co ciekawe, jej właścicielem jest nie kto inny, jak były mąż Grace. Wśród gości pojawili się dotychczas m.in. Sofia Coppola, Nicolas Ghesquière i… Anna Wintour. W USA mówi się już, że Grace zostanie nowym Davidem Lettermanem. Nie ulega wątpliwości, że Coddington to kobieta wielu talentów, pozostaje więc z wypiekami na twarzy czekać, czym jeszcze zaskoczy świat mody i nie tylko!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.